Odnotowano kolejne, szóste ognisko afrykańskiego pomoru świń, jednak tym razem w Olecku w powiecie oleckim w województwie warmińsko-mazurskim. W gospodarstwie utrzymywano 122 świnie (27 prosiąt, 39 warchlaków, 45 tuczników, 1 knura i 10 loch). To pierwsze w tym roku ognisko ASF zlokalizowane w tej części kraju. Ostatnie zachorowanie potwierdzono na tym obszarze w czerwcu ubiegłego roku i od tego czasu obowiązywała tam strefa niebieska. Oznacza to, że po potwierdzeniu ogniska strefa niebieska zostanie utrzymana, choć istniała szansa jej zniesienia.
W ubiegłym roku na obszarze Polski potwierdzono 48 ognisk afrykańskiego pomoru świń, z czego aż 20 wystąpiło w województwie warmińsko-mazurskim. W tym roku aż cztery z sześciu odnotowanych dotąd ognisk stwierdzono w zachodniej Polsce, w województwach lubuskim, wielkopolskim i dolnośląskim.
ASF atakuje bez wyjątku
W marcu afrykański pomór świń
zaatakował olbrzymie stado trzody
chlewnej w województwie lubuskim.
Było to pierwsze ognisko
ASF w tym roku i jednocześnie
pierwsze w zachodniej części
kraju. Na fermie, z którą współpracuje
firma Agri Plus, kupując
od niej prosięta, utrzymywano ponad
23 tys. świń. W gospodarstwie
były zachowane wszelkie zasady
bioasekuracji.
– Niestety, od początku roku w bliskiej odległości od fermy znajdowane były zakażone dziki. Tych przypadków było naprawdę dużo, według opisów Inspekcji, często zwłoki były już w bardzo znaczącym rozkładzie, więc mogły przez dłuższy czas być źródłem zakażenia dla innych dzików. Fragmenty padłych zwierząt były z pewnością roznoszone przez ptaki padlinożerne i inne drapieżniki. To pokazuje, że nie jest łatwo uchronić się przed ASF, jeśli jest on obecny w tak dużej skali w środowisku i stwierdzany u dzików w okolicy. Nie wiemy jeszcze wszystkiego o wirusie ASF, o jego etiologii. Cały czas pojawiają się nowe doniesienia na temat możliwych wektorów. Minione wydarzenia pokazują, że jeśli presja wirusa jest duża, nawet dobrze zabezpieczona ferma nie jest w stanie obronić się przed wniknięciem choroby do stada świń – wyjaśnia Paweł Iskrzak, dyrektor produkcji w Agri Plus.
Ferma, o której mowa, wyposażona jest w potrójne ogrodzenie, w tym płot elektryczny i płot zewnętrzny z siatki wzmocniony od wewnątrz drutem ostrzowym, oraz płot wewnętrzny, zabezpieczający strefę czystą. Pracownicy wstępnie przebierają się w kontenerach poza obrębem gospodarstwa w tzw. odzież przejściową, a następnie przechodzą do budynku socjalnego, gdzie pozostawiają odzież i buty przejściowe w części brudnej fermy, biorą prysznic i dopiero w części czystej zakładają kompletny strój do pracy ze zwierzętami.
– Niewiele ferm w Polsce ma tak wysoki poziom bioasekuracji. A mimo to nie udało się jej uchronić przed zarażeniem. Już po wcześniejszych doświadczeniach z ASF na wschodzie kraju skupiliśmy się we wszystkich naszych obiektach na bioasekuracji, aby odsunąć możliwość kontaktu z wirusem jak najdalej od naszych zwierząt, i nad tym będziemy nadal pracować. Musimy wspomagać redukcję populacji dzików, zwłaszcza w rejonach, gdzie są hodowane świnie. Nie zabronimy ptakom latać nad naszymi obiektami, ale możemy współpracować z miejscowymi myśliwymi i informować ich o zwiększonej aktywności ptaków padlinożernych w pobliżu fermy – mówi Paweł Iskrzak.
Największym problemem w strefach zakażonych są obostrzenia związane z przemieszczaniem zwierząt, tym bardziej że wyniki badań w kierunku ASF są ważne tylko 7 dni, więc ogranicza to swobodę sprzedaży świń.
– Tuczarnie, do których dostarczamy warchlaki, funkcjonują w systemach cała ferma pełna – cała ferma pusta. Czasami jest to kilka budynków, które trzeba zasiedlić w krótkim czasie, a obostrzenia to komplikują. Wszyscy producenci trzody chlewnej, którzy znaleźli się w strefach ASF, bardzo to odczuwają, również te mniejsze gospodarstwa. Trudności z przemieszczeniami, konieczność spełnienia dodatkowych wymagań sprawiają, że dochodowość wszystkich rolników produkujących w strefach, niezależnie od sytuacji na rynku, w tym momencie spadła – twierdzi Paweł Iskrzak.
Rośnie liczba chorych dzików
Pojawienie się w połowie czerwca
ogniska w małym gospodarstwie
w Wielkopolsce w powiecie leszczyńskim
może szczególnie wpłynąć
na losy producentów świń.
Dlatego działania także muszą być
wyjątkowe. Jak przekonują myśliwi,
odstrzał w porównaniu z poprzednimi
latami jest bardzo duży, a równolegle
prowadzone są działania
zmierzające do zmniejszenia obecności
wirusa w środowisku, a więc
zbieranie padłych sztuk. Redukcja
populacji dzików to ważne zadanie,
ale potrzebują oni do tego odpowiedniego
sprzętu. Dlatego firma
Agri Plus wspomaga
myśliwych w walce
z afrykańskim pomorem
świń.
– Nikt nie ma dziś wątpliwości, że największym zagrożeniem dla hodowli trzody chlewnej jest występujący w wielu krajach świata, w tym także w Polsce, afrykański pomór świń, a głównym wektorem tej choroby są dziki. W naszym kraju jest ich dwu-, trzykrotnie więcej niż przewidywane zachowanie równowagi w przyrodzie – mówi dr Mirosław Dackiewicz, dyrektor ds. rozwoju w firmie Agri Plus.
Jak podkreśla, problem narastającej z roku na rok liczby dzików w Polsce nie doczekał się skutecznego rozwiązania. Niemal codziennie docierają informacje o nowych przypadkach ASF wśród dzików.
– Tam, gdzie jest ich większe zagęszczenie, rośnie ryzyko wystąpienia wśród nich ASF, a co za tym idzie – także ryzyko wystąpienia ognisk w stadach świń. Wspieranie myśliwych leży w interesie całej branży trzody chlewnej – podkreśla dr Mirosław Dackiewicz.
Ponieważ w regionie o bardzo dużej produkcji świń kontrola nad populacją dzików jest szczególnie istotna, Agri Plus od wielu miesięcy dostarcza kołom na podstawie umów z zarządami okręgowymi PZŁ w województwach na zachodzie Polski wynajęte od firm kontenery chłodnicze do przechowywania odstrzelonych dzików.
– Obecnie na podstawie rocznych umów wykorzystywanych jest trzynaście kontenerów, a dotychczasowy koszt ich wynajmu dla myśliwych wyniósł prawie 200 tys. zł – dodaje Mirosław Dackiewicz.
7 lipca przekazano kolejną partię sprzętu myśliwskiego dla Zarządu Okręgowego PZŁ w Lesznie. Obejmowała między innymi 5 monokularów termowizyjnych, które w warunkach całkowitej ciemności pozwalają prowadzić nocne obserwacje zwierzyny, aby zlokalizować ją w łowisku, szczególnie w terenie polnym. Ponadto myśliwi w Lesznie otrzymali 10 nakładek noktowizyjnych na lunety celownicze, które ułatwiają odstrzał w ciemności, 2 fotopułapki, które można połączyć z telefonem bądź tabletem. Kiedy dzik zjawi się w danym punkcie, myśliwy otrzymuje informację w formie zdjęcia lub filmu. Jest to sprzęt o łącznej wartości około 60 tys. zł i nieprzypadkowo trafił do PZŁ w Lesznie, bo właśnie w tym regionie w połowie czerwca wystąpiło ognisko ASF.
Chłodni już nie brakuje
Jak przekonuje Piotr Napierała,
przewodniczący Zarządu Okręgowego
PZŁ w Lesznie, łowczy okręgowy,
akurat ognisko w Ratowicach
wskazuje na to, że to nie dzik był
bezpośrednim wektorem przeniesienia
wirusa do chlewni, ponieważ
koło, które prowadzi gospodarkę
łowiecką na tym obwodzie, zastrzeliło
od początku kwietnia 65 dzików
i żaden z nich nie był zakażony.
– Wszystkie wyniki badań w kierunku ASF były ujemne. Chore padłe dziki znajdowane są jedynie w północnej części okręgu leszczyńskiego na terenie nadleśnictwa Włoszakowice. Tam faktycznie potwierdzono kilkadziesiąt przypadków u padłych dzików – wyjaśnia Piotr Napierała.
Po wystąpieniu ogniska nasilono działania i zwiększono odstrzały oraz przeszukiwanie lasów w każdy weekend od momentu stwierdzenia choroby w stadzie.
– Otrzymany sprzęt pozwoli na skuteczne pozyskanie dzika. Zależy nam na tym, aby maksymalnie zredukować populację, gdyż zdajemy sobie sprawę, jak ważne jest to w zapobieganiu rozprzestrzeniania się wirusa ASF. To tylko część pomocy otrzymanej od firmy Agri Plus. Wcześniej oddano nam do bezpłatnego użytkowania cztery kontenery chłodnicze o wartości 25 tys. zł każdy – mówi Piotr Napierała.
Każdy dzik odstrzelony w strefie ASF musi zostać przeniesiony do chłodni w celu przeprowadzenia badania w kierunku wirusa afrykańskiego pomoru świń. Kontenery przekazane do okręgu w Lesznie są wykorzystywane przez myśliwych na terenie powiatu górowskiego, gdyż tam do tej pory była tylko jedna chłodnia do przechowywania tusz odstrzelonych dzików.
Brak chłodni sprawiał, że myśliwi mieli dylemat, czy strzelać do dzików, skoro później nie mają ich gdzie zagospodarować. Możliwości sprzedaży mięsa z dzika są bardzo ograniczone. Dotyczy to zwłaszcza strefy niebieskiej, w której pozyskane tusze powinny zostać przeznaczone do produkcji mięsa na użytek własny myśliwego bądź poddane utylizacji.
– Za każdego pozyskanego w strefie dzika jest przyznawany ryczałt w kwocie 650 zł za lochę i 300 zł za pozostałe sztuki. Jest to kwota, która powinna być rekompensatą za koszty odstrzału, bioasekuracji czy właśnie utylizacji patrochów bądź ewentualnie dzika – podkreśla łowczy okręgowy w Lesznie.
W zeszłym sezonie łowieckim, czyli od początku kwietnia 2019 roku do 31 marca 2020 roku, w okręgu leszczyńskim pozyskano 6200 dzików. Podczas inwentaryzacji założony plan minimalny wynosił 1600 stuk. W poprzedzającym go sezonie odstrzelonych było około 4 tys. dzików, a więc przyrost jest znaczący.
– Od 1 kwietnia do końca czerwca zeszłego roku mieliśmy odstrzelonych około 400 dzików, a w analogicznym okresie tego roku jest to 1500 sztuk. A pamiętajmy, że mieliśmy utrudnienia związane z koronawirusem – wylicza Piotr Napierała.
Urządzenia termowizyjne są niezbędne
– Dążymy do tego, aby zredukować
liczebność dzików do jednej
sztuki na tysiąc hektarów. Stosunkowo
łagodna zima, a tym samym
obfitość pożywienia, sprawiła, że
populacja dzików wzrosła znacząco.
Współczynniki reprodukcji
szacowane są na około 250–300%,
a ich właściwa liczba jest trudna
do dokładnego określenia. Poza
tym dziki mają tendencję do przemieszczania
się, a obecny rok jest
w ogóle szczególny ze względu na
izolację, jaką mieliśmy z powodu
koronawirusa. Od marca nie wychodziliśmy
z domów i zwierzęta
to wykorzystały, spokojnie przemieszczając
się w rejony, do których
normalnie by się nie zbliżyły
– tłumaczy Piotr Napierała.
Okręg leszczyński, do którego należy 1500 myśliwych, położony jest w południowo-zachodniej Wielkopolsce. Swoim zasięgiem obejmuje powiaty: leszczyński, kościański, gostyński i rawicki oraz powiat Góra Śląska należący do województwa dolnośląskiego. Największymi skupiskami leśnymi są kompleksy nadleśnictw Włoszakowice, Piaski i Góra Śląska. Jak przekonuje Piotr Napierała, myśliwi, zgodnie z tym, co nakłada na nich ustawa, pozyskują wszystkie dziki bez rozróżnienia na płeć czy wiek. Obecnie dzik nie ma też okresów ochronnych.
– Pozyskanie dzików byłoby efektywniejsze, gdyby myśliwi dysponowali większą liczbą sprzętu ułatwiającego polowanie, jednak jest on bardzo drogi i dla większości myśliwych poza zasięgiem finansowym. Proszę zwrócić uwagę, że odkąd ustawodawca zezwolił na stosowanie urządzeń noktoi termowizyjnych, pozyskanie dzików znacząco wzrosło. Do czasu gdy zakazane było ich używanie, polowania na dziki, które w większości odbywają się porą nocną, ograniczały się do kilku dni w miesiącu, kiedy pozwalały na to warunki świetlne. Stosowanie tych urządzeń dodatkowo znacząco zwiększa bezpieczeństwo na polowaniu, co też nie jest bez znaczenia – wyjaśnia Norbert Breska, członek Zarządu Okręgowego PZŁ w Lesznie.
Największy sezon polowań to czas od września do grudnia. Zgodnie z rozporządzeniem wojewody wielkopolskiego, dzierżawcy lub zarządcy obwodów łowieckich są też zobowiązani do odstrzału sanitarnego określonej liczby dzików. Jak twierdzą nasi rozmówcy, na ich terenie w połowie został on już zrealizowany. Zwracają oni również uwagę na wciąż ograniczone miejsce w chłodniach. Tusze dzików, z których próbki przekazane zostały do badania pod kątem ASF, są przechowywane do czasu przesłania wyników w zaplombowanej chłodni. Tym samym taka chłodnia jest wyłączona. Im dłuższy okres badania, tym znacząco wpływa to na pozyskiwanie dzików.
– Kolejny problem w walce z ASF to populacja dzika w miastach i na prywatnych terenach wyłączonych z obwodów łowieckich. Proszę pamiętać, że zwierzyna ta migruje, roznosząc również choroby, a jej redukcja przez PZŁ na tych obszarach nie jest możliwa – twierdzi Norbert Breska.
Dodatkowo, w związku z zagrożeniem ASF dziki z terenów miejskich nie mogą być odławiane i wypuszczane w lasach. Powinny jednak bezwzględnie zostać zabezpieczone przed migracją.
Dominika Stancelewska