Przed wielu laty nasza redakcja organizowała ogólnopolski konkurs „Supermleko”. Grzegorz Lis był jednym z jego laureatów, a produkowane w gospodarstwie mleko wyróżniało się najwyższymi standardami jakościowymi. Tak jest i dziś. Ogólna liczba bakterii w 1 ml mleka nie przekracza 15 tys., komórek somatycznych – 112 tysięcy.
Jak większość producentów mleka tak i Grzegorz Lis zwiększył pogłowie, a możliwość tę dała rozbudowa starej obory. Dziś w obiekcie uwięziowym, z jednym rzędem – ścielonych słomą – stanowisk hodowca utrzymuje 39 krów dojnych. Jednak nie ilość, a jakość ma tutaj decydujące znaczenie i z całą pewnością można powiedzieć, że Grzegorz Lis hodowlę bydła mlecznego wyniósł na produkcyjne wyżyny.
Jak bowiem inaczej ją określić, skoro średnia wydajność stada kształtuje się obecnie na poziomie 10 300 kg mleka od sztuki i – jak poinformował hodowca – była już o 400 kg większa, jednak nie najlepsza jakość ubiegłorocznych pasz przyczyniła się do spadku mleczności.
– Nasze stado ma potencjał produkcyjny przynajmniej na poziomie 11 tys. kg od sztuki i do takiego poziomu zmierzamy – stwierdził Grzegorz Lis, podkreślając jednocześnie, iż najbardziej dziś pożądaną cechą jest długowieczność krów.
– W ostatnim czasie staram się wybierać rozpłodniki przekazujące potomstwu jak najlepsze zdrowie, mocne nogi i związaną z tym długowieczność. Marzy nam się, by krowa doczekała u nas 5–6 laktacji – mówi pan Grzegorz, który od ponad dekady bazuje głównie na genetyce holenderskiej. – Dziś zbyt krótko użytkujemy mlecznice, co oczywiście przekłada się na ekonomikę produkcji. Lubię też duże krowy i dlatego w rozrodzie stada wykorzystuję również buhaje amerykańskie – dodaje hodowca.
Od 3 lat w gospodarstwie pracuje poziomy wóz paszowy King, o pojemności 11 m3 firmy Blattin.
Wcześniej testowałem wóz pionowy innej firmy, jednak czas, jaki potrzebny był na wykonanie dobrego TMR-u wydawał mi się zbyt długi. Po przeczytaniu opinii hodowców użytkujących wozy poziome, którzy wypowiadali się na łamach „Tygodnika Poradnika Rolniczego” wiedziałem, że takiej właśnie maszyny potrzebuję. Dowiedziawszy się między innymi, że wóz ma 117 noży i taką samą ilość przeciwnoży: byłem przekonany, że szybko i dobrze przygotuje odpowiednią mieszaninę. I nie zawiodłem się – mówił Grzegorz Lis. W wozie King TMR miesza się tyle czasu, ile trwa ładowanie maszyny, a sporządzona mieszanina jest jednorodna, o pożądanej strukturze. Co oczywiście przekłada się na jej pobranie, a w efekcie na ilość produkowanego mleka. Jak poinformował hodowca, samo zastosowanie paszowozu przyczyniło się do wzrostu wydajności o 700 litrów od sztuki.
Dawka pokarmowa trafiająca na stół paszowy zbilansowana jest na produkcję 33 litrów mleka dziennie. Wszystkie krowy otrzymują jeden TMR. Sztuki świeżo wycielone, przed wieczornym dojem oraz na noc, otrzymują dodatek w postaci korektora energetyczno- białkowego, którym posypywany jest – zadany wcześniej – TMR.
Do starej części obory, gdzie przebywa 18 krów i gdzie korytarz paszowy jest bardzo wąski, wóz paszowy niestety nie wjedzie.
– Maszyna posiada jednak specjalny, dłuższy podajnik, pod który podstawiamy taczkę. Po jej nasypaniu jedna osoba rozwozi paszę, a w tym czasie miksem zasypywana jest druga taczka. Procesem tym można regulować z ciągnika, dzięki czemu nie ma konieczności wysiadania z niego, co w naszym przypadku jest ogromnym udogodnieniem – wyjaśnił pan Grzegorz.
Hodowca przyznaje, iż nie dąży do tego, aby uzyskiwać od krowy jedno cielę w roku, twierdząc, że wysokowydajne sztuki, gdy dobrze wejdą w laktację, długo dają mleko. Zasadą, jaką się kieruje jest ta, by w 4 miesiące po porodzie krowa została skutecznie pokryta. Średnia liczba dni laktacji wynosi 180. Jałówki zacielane są w wieku 15 miesięcy.
W odchów jałówek należy włożyć dużo troski i wysiłku, w przeciwnym razie nie uzyskamy dobrej mlecznicy – zaleca pan Grzegorz, który przyznał, że w jego stadzie z młodzieżą nie obywa się bez problemu. Przyczyną jest zmiana warunków utrzymania, kiedy to przechodzą z bezuwięziowego systemu na zdecydowanie gorszy – uwięziowy.
Między innymi z tego powodu hodowca zapytany o największy problem w stadzie z uśmiechem stwierdził – brak nowoczesnej komfortowej obory.
Swego czasu poważnie o takowej myślałem, jednak ostatecznie z inwestycji – przynajmniej na razie – zrezygnowałem. Jeśli tylko 16-letni syn zdeklaruje chęć hodowli, to z pewnością nowa obora u nas powstanie.
Na koniec warto wspomnieć, że w przeciwieństwie do większości mlecznych gospodarstw, w których trudno o dobrego pracownika, Iwona i Grzegorz Lisowie takiego zatrudniają. Od 9 lat na umowę stałą, ku obopólnemu zadowoleniu, pracuje w gospodarstwie Krystyna Mucha, pomagająca hodowcom przy doju, odpajaniu cieląt i innych codziennych pracach w oborze.
Więcej o hodowli i żywieniu wysokowydajnego stada państwa Lisów napiszemy w najbliższym wydaniu dwumiesięcznika „Elita Dobry hodowca”.
Beata Dąbrowska