– Mamy 26 krów dojnych, a stado, łącznie z opasami, liczy 60 sztuk. W całości stanowią je sztuki rasy holsztyńsko-fryzyjskiej. Już dziadek, a następnie ojciec, prowadzili prace hodowlane w oparciu o tę rasę. Dzięki temu dysponujemy dziś niemal czystorasowym stadem. Zdarzają się sztuki, które po nieudanych próbach zacielenia, inseminujemy rasami mięsnymi, ale to sporadyczne przypadki. Przy doborze nasienia do inseminacji szczególną uwagę zwracamy na poprawę mleczności, w drugiej kolejności na cechy zdrowotne. Wszystkie sztuki, jakie się urodzą pozostawiamy w gospodarstwie. Cieliczki przeznaczane są na powiększanie i remont stada, a byczki trafiają do opasu. Obecnie mamy 27 opasów, a pieniądze uzyskane z ich sprzedaży stanowią dodatkowe źródło dochodu. W tym miejscu muszę podkreślić, że ceny opasów spadają, ponadto są problemy z ich zbytem. To zasługa ograniczenia eksportu spowodowanego COVID-19 – na wstępie powiedział pan Adrian.
Zdrowe stado
– Dzięki temu, że nie kupujemy
zwierząt, nie mamy problemów
z chorobami, które moglibyśmy
sprowadzić do gospodarstwa.
Gorzej sytuacja wygląda ze skutecznością
zacieleń – dodaje pani
Agnieszka.
Średnia roczna wydajność stada Pawlików wynosi 8 tys. l mleka od sztuki, rolnicy planują systematycznie ją zwiększyć i zbliżyć się do poziomu 10 tys. l.
– By zwiększyć wydajność, musimy popracować nad żywieniem, tu mamy bardzo dużo do poprawienia. Brakuje nam przede wszystkim pasz wysokoenergetycznych, a to m.in. przez susze, które nawiedzają nasz region – informuje młody hodowca, dodając, że cennym źródłem białka w paszy jest DGGS oraz młóto browarnine.
– Bezśnieżna zima i brak wiosennych opadów spowodowały, że wiosną łąki wyglądały nieciekawie. Straty szacujemy na ok. 50% – mówi pani Agnieszka.
– Za punkt honoru postawiłem sobie, że pasz musi wystarczyć na cały sezon – uzupełnia młody rolnik. – Dlatego też siejemy poplony i międzyplony. Ubiegły rok był dla nas tragiczny pod względem ilości sporządzonych pasz energetycznych. Kukurydza nam nie urosła, osiągała maksymalnie 120 cm i miała małe, niewykształcone kolby. Kiszonki starczyło nam zaledwie na 3 miesiące. Spore zniszczenia w naszych uprawach wyrządza też zwierzyna łowna. W ub.r. największe straty wyrządzały sarny oraz dziki, które przez 1 noc zniszczyły 2,5 ha kukurydzy.
Żywienie w gospodarstwie Pawlików oparte jest na dawce TMR. Do wozu paszowego Strautmann Verti Mix 951 o poj. 9 m3 trafia kiszonka z kukurydzy, sianokiszonka, DGGS, śruta zbożowa, koncentrat białkowy, premiks, poekstrakcyjne śruty: sojowa i rzepakowa oraz niewielka ilość słomy.
Dwie obory, trzecia w planach
Stado Pawlików przebywa
w dwóch oborach.
– Część krów dojnych (14 sztuk) przebywa w starej uwięziowej oborze wybudowanej w latach 30. Pozostała część krów przebywa w oborze z 2000 r., również z uwięziowym systemem utrzymania zwierząt. Budynek ten posiada szeroki, przejazdowy stół paszowy oraz jeden rząd legowisk. Dój odbywa się przy wykorzystaniu dojarki przewodowej, a mleko przechowywane jest w schładzalniku o pojemności 1200 l – mówi pani Agnieszka.
– By ułatwić i usprawnić sobie pracę planujemy budowę obory na 70 krów dojnych – dodaje. – Z pewnością będzie to obora z wolnostanowiskowym systemem utrzymania zwierząt. Chcielibyśmy również zainwestować w robota udojowego. Kiedy ruszy inwestycja? To zależy od syna, to on musi podjąć decyzję. Ja na pewno będę mu pomagać i wspierać. Cieszy mnie, że zdecydował się pracować w gospodarstwie.
Rolnicy zapytani czy COVID- 19 negatywnie wpłynął na produkcję odpowiedzieli:
– Nie mieliśmy i nie mamy żadnych problemów z odbiorem mleka, a cena mleka, która początkowo spadła, od czerwca poszła w górę – mówi hodowczyni.
– Początkowo słyszeliśmy, że mogą pojawić się problemy z zakupem pasz i radzono robienie zapasów, ale to się nie potwierdziło. Natomiast bardzo spadła cena opasów, tu możemy mówić o prawdziwej tragedii. Zamknięcie granic spowodowało wstrzymanie eksportu. Od 2 miesięcy nie możemy sprzedać buhaja, nawet w niższej cenie. Podobna sytuacja dotyczy zbóż, przynajmniej w naszym regionie trudno sprzedać zboże – uzupełnia pan Adrian.
Moi rozmówcy zapytani o opłacalność mlecznego kierunku produkcji odpowiedzieli:
– Produkcja mleka jest opłacalna, ale zaznaczę, że mówię to przez pryzmat własnego gospodarstwa. Inni producenci mogą mieć odmienne zdanie. W dużej mierze zależy to od skali produkcji i spółdzielni, do której sprzedawane jest mleko. Kiedyś liczyliśmy koszt produkcji mleka i wyszło nam, że przy cenie wynoszącej 1 zł/l wychodzimy na zero. Wszystko powyżej złotówki zostaje w gospodarstwie. Oczywiście w tej kalkulacji nie uwzględniliśmy własnej pracy, ale rzadko który rolnik to robi – na zakończenie powiedział hodowca.
Ireneusz Oleszczyński