– Sprowadziliśmy go rok temu z Niemiec bezpośrednio z gospodarstwa rolnego – wspomina Łukasz Olszewski. – Został wystawiony na sprzedaż, bo miał uszkodzony silnik, do którego dostał się piach. W trakcie naprawy zrodził się pomysł, aby go trochę wzmocnić. Wiedzieliśmy, że blok silnika w tym Deutz-Fahrze jest taki sam, jak w mocniejszym traktorze Fendt 936 Vario, dlatego zastosowaliśmy w nim takie same części jak w tamtej maszynie, czyli wał, tuleje i korbowody. W ten sposób udało nam się zwiększyć pojemność skokową silnika z 7,1 do 7,8 litra i moc z 275 do 320–330 koni. To jest nasz najmocniejszy traktor, dlatego chcemy go jeszcze podrasować. Zostanie w nim zmodyfikowane jeszcze oprogramowanie, co pozwoli wykrzesać ze 20, może 30 koni więcej.
Prezentowany Deutz-Fahr Agrotron X720
to traktor z 2010 roku. W chwili
zakupu miał na liczniku niespełna
9000 motogodzin. Sporą część przebiegu
nakręcił jeżdżąc z wozem asenizacyjnym.
W gospodarstwie braci
Olszewskich już przepracował 600
godzin współpracując m.in. z czterometrowym
agregatem Horsch Terrano
4,3 GX spulchniającym glebę do
głębokości 25–30 cm, broną talerzową
Gregoire Besson o szerokości roboczej
5 m oraz rozrzutnikiem obornika
Annaburger. Pod ten traktor zakupiony
został też siedmioskibowy
pług Lemken. Oprócz tuningu mechanicznego
traktor w ramach Projektu
X poddano tuningowi optycznemu.
Uwagę przykuwają przede
wszystkim nowe barwy. Fabrycznie
maska i błotniki miały kolor zielony.
Po wizycie w lakierni przyjęły czarne
barwy. Traktor „dostał” też kilka
lamp ledowych, dwa duże klaksony
oraz poszerzenia tylnych błotników.
W planach jest również założenie
systemu pozwalającego na zmianę
ciśnienia w kołach oraz wymiana
przednich opon na szersze.
– Teraz kolorystyką traktor nawiązuje do limitowanych modeli Warrior, które są pokryte czarnym, metalizowanym lakierem. Zresztą jedną z takich maszyn mamy w gospodarstwie. To Agrotron 7250 TTV o mocy maksymalnej 263 KM, który kupiliśmy jako nowy pod koniec 2016 roku w firmie Euromasz Lipka i którym przepracowaliśmy już ok. 2150 motogodzin – mówi Łukasz Olszewski. – Jest to wyjątkowy sprzęt, do którego jak się wsiądzie, to aż chce się nim jeździć i pracować. Bo do dyspozycji mamy tu bezstopniową skrzynię, amortyzację przedniej osi i kabiny, duży 12-calowy monitor i aż 16 roboczych ledowych lamp. Jest też w miarę oszczędny, bo przykładowo wykonując głęboką uprawę czterometrowym agregatem Horsch Terrano zużywa średnio 14–15 litrów paliwa w przeliczeniu na 1 hektar.
Ten traktor jest prowadzony po polu automatycznie z dokładnością do 1–2 centymetrów. To zasługa firmowej nawigacji satelitarnej Agrosky. Korzysta ona z płatnego systemu korekcji lokalizacji, co wiąże się z opłatą abonamentową w wysokości ok. 1500 zł. Czy warto inwestować w GPS? – pytamy.
– Zauważyliśmy, że jak pracowaliśmy ciągnikiem Agrotron X720 bez nawigacji ze wspomnianym czterometrowym agregatem Horscha, to zawsze dawaliśmy minimum 20 cm nakładki, aby na polu nie było omijaków. Przy nawigacji nakładka jest minimalna, bo wynosi 4–5 cm. Może w dwóch czy trzech przejazdach nie robi to wielkiej różnicy, ale w całym sezonie przynosi to naprawdę konkretne oszczędności. Można wręcz powiedzieć, że uprawiając 30 hektarów, jeden hektar jesteśmy do przodu. Dlatego chcemy system precyzyjnego rolnictwa dalej rozbudowywać o mapowanie pól czy zmienne dawkowanie nawozów – twierdzi Łukasz Olszewski.
Bracia Olszewscy zapowiadają
wprowadzenie nawigacji Agrosky
w traktorze Agrotron 6160 CShift. To
trzeci Deutz-Fahr w gospodarstwie,
ale rocznikowo najmłodszy. Pochodzi
z końca 2017 roku i podobnie
jak TTV-ka został kupiony w firmie
Euromasz Lipka. Ma za sobą 1900
godzin pracy m.in. z siewnikiem
do kukurydzy Maschio Gaspardo,
rozsiewaczem nawozów Amazone
i przyczepami. I choć w porównaniu
do większych braci posiada zwykłą
mechaniczną przekładnię, to nie
jest ona obsługiwana klasycznymi
drążkami, a wszystkie sześć biegów
głównych i cztery półbiegi są zmieniane
joystickiem. Dostępny jest
też tutaj tryb automatycznej zmiany
półbiegów. Traktor napędzany
jest sześciocylindrowym sześciolitrowym
motorem Deutza, który
fabrycznie był ustawiony tak, aby
produkować do 166 koni mocy. Ale
dzisiaj ten traktor ma o 20 koni więcej.
Ma też o ponad 100 Nm wyższy
moment obrotowy od fabrycznego.
– Moc i moment podniosła firma Agroecopower modyfikując oprogramowanie sterujące pracą silnika – dodają właściciele maszyny. – Modyfikacja miała miejsce w czasie, kiedy zwoziliśmy kukurydzę przyczepą skorupową. Dlatego od razu na gorąco można było sprawdzić efekty. Dało się je zauważyć na przykład pokonując wzniesienie, bo o ile przed tuningiem podjeżdżając takim zestawem pod górkę prędkość spadała z 45 do 28 km/h, to po modyfikacji z takim samym ładunkiem traktor pokonywał wzniesienie z wyższą prędkością 35 km/h.
Oprócz trzech traktorów
Deutz-Fahra park maszynowy
uzupełnia ciągnik Fendt 714 Vario
(145 KM) z 2008 roku, który był
pierwszym zachodnim traktorem,
jaki trafił do gospodarstwa. Ma już
przepracowanych ok. 4000 motogodzin.
Dzisiaj jego głównym zadaniem
jest współpraca z opryskiwaczem
zaczepianym Amazone UX
3200 Special ze zbiornikiem o pojemności
3200 litrów.
– Mamy doświadczenia z różnymi ciągnikami. W 2011 roku kupiliśmy 190-konnego Massey’a Fergusona. Potem mieliśmy dwa New Hollandy, którymi przepracowaliśmy po 1000 motogodzin, a w międzyczasie testowaliśmy też John Deere’a. Ale w naszym przypadku – jak dodaje Łukasz Olszewski – najlepiej sprawdziły się jednak Deutz-Fahry. Choć nie brakuje w nich elektroniki, to ich obsługa jest prosta i intuicyjna. Nie sposób się pomylić przy załączaniu przycisków czy dźwigni, bo oprócz oznaczeń są one przyporządkowane kolorami. Pomarańczowe odpowiadają za sterowanie napędem, żółte za wałek WOM, zielone za podnośnik, a niebieskie za układ hydrauliczny. W Deutz-Fahrach podoba mi się też to, że gdyby doszło do awarii monitora, to traktor mówiąc kolokwialnie „nie jest uziemiony”, bo można bez niego pracować, ustawiając wszystko manualnie. Są na rynku traktory, w których bez sprawnego monitora nic nie zrobimy. Dlatego też rozważamy teraz zakup czwartego Deutz- -Fahra, którego głównym zadaniem będzie współpraca z rozrzutnikiem obornika. Myślimy o ciągniku 180– 200 konnym wyposażonym w przekładnię RCShift. Ponadto rozważamy też wymianę kombajnu zbożowego Claas Tucano na największy model Deutz-Fahra. To, że trzymamy się jednej marki jest też podyktowane tym, że oprócz często podnoszonych argumentów typu serwis czy części zamienne, dochodzi aspekt łatwości obsługi w momencie przesiadania się z jednej maszyny na drugą.
Przemysław Staniszewski