Michał Kocemba
gospodaruje na
60 ha w Łyszkowicach
(pow. łowicki).
Utrzymuje
50 sztuk bydła,
w tym 25 krów.
Mleko dostarcza
do Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej
w Łowiczu.
– Spółdzielnia ma obowiązek odebrać od nas mleko. Nie powiedzą, że mamy za dużo mleka i róbcie sobie z mlekiem co chcecie. To daje poczucie bezpieczeństwa. Z ceny mleka mamy potrącenia na udziały, co niektórzy przedstawiają jako duży minus, ale przecież to swojego rodzaju lokata kapitału, który przy zakończeniu produkcji jest rolnikowi wypłacany. Co do obecnej sytuacji na rynku mleczarskim to nie jest tak źle. Nasza branża wyszła obronną ręką z kryzysu wywołanego koronawirusem. Wielu spodziewało się, że będzie gorzej. Są branże, które bardzo dostały po kieszeni, a u nas interes jakoś się kręci. Nasza OSM Łowicz nawet w ostatnim czasie wypłaciła rolnikom kilkugroszową premię do każdego litra sprzedanego mleka. Co do przyszłości, to z roku na rok będzie mniej producentów mleka, aż wreszcie społeczeństwo i rządzący docenią naszą pracę i wysiłki. Bo jak na razie, to bardziej jesteśmy gnojeni niż doceniani, przykładów jest wiele jak np. obarczanie krów emisją gazów cieplarnianych czy stereotyp rolnika, który nie dba o zwierzęta. Nie wspomnę o uskarżaniu się letników lub sąsiadów, którzy sprowadzili się z miasta, na hałas czy brzydki zapach towarzyszący produkcji zwierzęcej, czy kampaniach promujących mleko sojowe jako zdrowe, a nikt nie zająknie się jak ogromne ilości chemikaliów, w tym głównie Roundupu, są zużywane w uprawie soi, oczywiście modyfikowanej genetycznie – mówi Michał Kocemba.
Czesław Warszawski
gospodaruje
z żoną Grażyną
oraz synem Michałem
na 50 ha
we wsi Dymek
(pow. wieluński,
gm. Ostrówek).
Utrzymuje 60 sztuk bydła,
w tym 40 krów o średniej wydajności
8700 kg mleka w laktacji. Miesięcznie
dostarcza 30 tys. l mleka
do Spółdzielni Dostawców Mleka
w Wieluniu, w której pełni funkcję
członka rady nadzorczej.
– Spokojnie pracujemy w naszej spółdzielni, spokojne było też walne. To nas cieszy. Dzięki bardzo dobrej współpracy i zrozumieniu zarządu i rady nadzorczej mamy zysk oraz godziwą cenę mleka dla dostawców. Tam gdzie jest rozbicie w radzie nadzorczej lub pomiędzy radą a zarządem, tam nigdy nie będzie dobrze. Jeśli my rolnicy będziemy ciągnąć tylko w swoją stronę, a nie będziemy myśleć o spółdzielni, to nie będzie dobrze. Trzeba dbać też o pracowników, którzy są ważni. Na runku mleka nie ma stabilizacji, ale zawsze w miarę dobrze prosperują te mleczarnie, które mają silną markę. Cieszy to, że jedną z tych rozpoznawalnych i lubianych marek przez klientów jest nasz serek „Mój ulubiony”, który sprzedaje się bardzo dobrze i produkujemy go coraz więcej. Ci producenci mleka co rozbudowali swoje gospodarstwa i je zmechanizowali, to tylko muszą pilnować swojego stada i mogą żyć spokojnie – mówi Czesław Warszawski.
Marcin Grzegrzułka
gospodaruje
z żoną Dianą
na 98 ha we wsi
Nowy Zglechów
(pow. miński, gm.
Siennica). Utrzymuje
150 sztuk
bydła, w tym 85 krów o średniej wydajności
9300 kg mleka. Biały surowiec
dostarcza do Okręgowej Spółdzielni
Mleczarskiej w Garwolinie, w której
pełni funkcję delegata na walne.
– W spółdzielni mamy potrącenia na udział, ale to nam przecież nie przepada. Mamy za to gwarancję odbioru mleka. Kasa zawsze na koncie jest do 10. dnia każdego miesiąca. Był u mnie przedstawiciel prywatnej mleczarni i mówił, że jego firma dobrze prosperuje, ale obniża cenę za mleko, bo inni w terenie też obniżają. Zaś w spółdzielni nie dąży się do dużego zysku, bo najważniejsza jest cena skupu mleka. Jednak nie sama cena jest najważniejsza, ale bardzo wysokie koszty produkcji. Nam producentom zostaje coraz mniej z każdego sprzedanego litra mleka. Dlatego zadłużamy się w bankach i budujemy kolejne obory, aby mniejszą opłacalność nadrobić skalą produkcji. To trochę takie błędne koło. Większa produkcja to też często wymóg zatrudnienia pracownika, który przecież za darmo nie będzie pracował. Jeszcze nie tak dawno mówiło się, że 40 krów to takie gospodarstwo, z którego można dobrze żyć i inwestować, a dziś te 40 krów już jest za mało, wystarcza tylko na przeżycie. Sceptycznie patrzę na ogromne zadłużanie się gospodarstw zwłaszcza tych, które inwestują w roboty udojowe, gdzie kredyty i koszty produkcji są jednymi z najwyższych – mówi Marcin Grzegrzułka.
Paweł Sudoł
gospodaruje
z żoną Iwoną na
45 ha własnych
i 16 ha dzierżawy
we wsi Zwierzno
(pow. elbląski,
gm. Markusy).
Utrzymuje
110 sztuk bydła, w tym 65 krów.
Rocznie dostarcza prawie 550 tys. l
mleka do Okręgowej Spółdzielni
Mleczarskiej Maluta w Nowym Dworze
Gdańskim.
– W naszej spółdzielni zawsze zdanie rolników brane jest pod uwagę. Oczywiście są też obowiązki, jak np. potrącenia na udziały, ale ja traktuję to jako lokatę kapitału na przyszłość. Sytuacja na rynku mleka pomimo koronawirusa wydaje się być w miarę stabilna. Najbardziej popsuł się rynek serów żółtych, ze względu na utrudniony eksport. Dobrze, że nasza spółdzielnia produkuje też znaczną ilość galanterii mleczarskiej, bo tu jest coraz lepiej i słyszymy głosy, że będą podwyżki cen mleka w skupie. Oczywiście jak ktoś ma dużo kredytów, to i cena 2 zł za litr go nie zadowoli. Dla mnie cena 1,40 zł za litr przy rozsądnym gospodarowaniu nie jest zła. Pewne jest, że będzie mniej gospodarstw produkujących mleko, bo w wielu nie ma następców. Dzisiaj spotkałem kolegę, w którego wiosce 3 mleczarzy rezygnuje z produkcji z racji wieku, a on choć młody, to jest sam i z powodu braku chętnych do pracy przy bydle nie daje rady z obowiązkami. Z powyższych względów też chce kończyć produkcję. Zatem najważniejsze jest zdrowie, chęci do pracy i aby nie przeinwestować, bo w dobie kryzysu może być bardzo ciężko – mówi Paweł Sudoł.
Leszek Toczyski
z miejscowości
Kamianki Nicki
w powiecie
siedleckim prowadzi
gospodarstwo
o powierzchni
około
40 ha. Hodowca posiada około
40 krów mlecznych, a surowiec dostarcza
do Okręgowej Spółdzielni
Mleczarskiej w Siedlcach.
– Miałem niewielkie zapasy pasz objętościowych z ubiegłego roku, ale po tak zimnej i nieprzewidywalnej wiośnie zacząłem delikatnie redukować stado bydła. Bałem się powtórki sytuacji z ubiegłego roku, kiedy susza zredukowała plony pasz objętościowych. Obecnie nie jest źle z paszami objętościowymi. Zebrałem już drugi pokos z łąk i jest jeszcze szansa na dobry plon z trzeciego pokosu. Większość kukurydzy wysiałem wcześniej, w pierwszej połowie kwietnia i nie jest ona w najlepszej kondycji. Została dwa razy podziębiona i teraz nawet zastosowanie odżywek nie pomaga w doprowadzeniu jej do pożądanego stanu. Ratując się przed brakiem pasz objętościowych skosiłem około 1 ha pszenżyta ozimego spasając je na zielono krowom. Po nim w drugiej połowie maja wysiałem kukurydzę, która obecnie jest podobnej wysokości jak ta z wczesnego siewu, natomiast ulistnienie tej wysianej później jest dwa razy większe niż roślin wysianych w kwietniu. Ponadto plantacja założona w maju jest wyrównana, czego nie można powiedzieć o kwietniowej.
Uważam, że mleczarstwo w naszym kraju w przyszłości powinno dobrze funkcjonować, ze względu na bardzo duże pieniądze zainwestowane w tę branżę, zarówno w przetwórstwo, jak też w produkcję mleka. Jeżeli nie będzie dużych tąpnięć takich jak susza czy dotykająca nas ostatnio pandemia koronawirusa, powodujących zachwianie rynku, to powinno być dobrze. W Polsce większość gospodarstw produkuje mleko w oparciu o pasze własne i to powinno nam dawać przewagę. Trudno powiedzieć, jaka będzie przyszłość produkcji mleka w moim gospodarstwie. Jedna z córek chce zostać na gospodarstwie, jest potencjał ziemi i maszyn, więc mam nadzieję, że produkcja będzie kontynuowana. Na uwagę zasługuje szacunek dla dostawcy, z którym spotykam się w naszej spółdzielni – mówi Leszek Toczyski.
Sławomir Więckowski
jest wicedyrektorem
ds. kształcenia
zawodowego
w Zespole
Szkół w Miętnem,
a dodatkowo
w Ostrożeniu
Pierwszym, prowadzi gospodarstwo
mleczne o powierzchni około 20 ha.
Posiada 30 krów mlecznych, od których
mleko dostarcza do Okręgowej
Spółdzielni Mleczarskiej Garwolin.
– W tym roku w moim gospodarstwie nie mam problemu z paszami objętościowymi. Plony z użytków zielonych są dobre, a kukurydza prezentuje się bardzo ładnie. Problemem w mleczarstwie są duże marże narzucane przez handel. Konsument nie wierzy, że marże handlowe mogą być na poziomie 100%, tylko winą za wysokie ceny obarcza rolników i zakłady przetwórcze. Jeśli ktoś nie ma dużych kredytów, to obecnie wiąże koniec z końcem bez większych problemów. Natomiast jeśli ktoś ma duże obciążenia kredytowe, to jest w gorszej sytuacji. W moim przypadku jest o tyle dobrze, że pracuję jeszcze zawodowo i jakoś sobie radzę. Mając gospodarstwo takiej wielkości jak moje, byłoby ciężko utrzymać sześcioosobową rodzinę. Jeżeli relacje cen mleka do kosztów nie pogorszą się, to można tę produkcję w moim przypadku kontynuować. Bez dodatkowego dochodu z pracy zawodowej nie byłoby to możliwe. Jeśli jest hossa na rynku, to w spółdzielniach i prywatnych podmiotach cena jest dobra. Jeśli są jakieś załamania na rynku, to w spółdzielni przechodzi to łagodniej dla rolników, a prywatne podmioty trudną sytuację odbiją sobie poprzez redukcję ceny skupu. Podmiot prywatny nie pozwoli sobie, żeby rozliczyć się na minusie przez kilka miesięcy z rzędu. W spółdzielni są miesiące, kiedy nie ma zysku, lecz strata, a dopiero później się to wyrównuje – mówi Sławomir Więckowski.
Anna, Mariusz, Konrad i Katarzyna Ochnikowie
w miejscowości
Cisownik, pow.
łukowski, prowadzą
gospodarstwo
o powierzchni
około 90 ha. Hodowcy
posiadają ponad 60 krów mlecznych.
Surowiec dostarczany jest do
Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej
Garwolin.
– We wcześniejszych latach mieliśmy zapasy objętościówki, a teraz jest w tej kwestii tragedia. W ubiegłym roku kukurydza rosła do pewnego momentu, a później zaczęła usychać, więc kiszonki nie zrobiliśmy zbyt wiele. Podobnie słabo było z sianokiszonką. W maju skosiliśmy żyto ozime i zakisiliśmy na pryzmie, żeby uzupełnić niedobór sianokiszonki. Dzięki temu przez trzy tygodnie mieliśmy dodatkową paszę. Ponadto znajomy odstąpił nam kilkanaście balotów sianokiszonki i jakoś mogliśmy dotrwać do nowej paszy. Teraz kukurydza na słabszych glebach też nie jest najlepsza, a w zbiorze drugiego pokosu traw przeszkadzają deszcze. Sytuacja producentów mleka nie jest zbyt dobra. Koszty produkcji ciągle rosną. Nie wiem, czy sytuacja ta jest tylko spowodowana koronawirusem czy marże w marketach są zbyt wysokie.
Zainwestowaliśmy w gospodarstwo korzystając z kredytów i teraz nie mamy odwrotu, musimy kontynuować produkcję. W pierwszej kolejności trzeba zapłacić ratę, a dopiero później patrzymy czy zostanie nam na jakieś zakupy. W gospodarstwie mlecznym ciągle są jakieś problemy. Trochę mieliśmy kłopotów z zacieleniami. W pewnym momencie cielęta zaczęły nam chorować, ale problem już został opanowany – mówi Mariusz Ochnik.
Bożena i Bogdan Lechowie
z Derlatki w pow.
garwolińskim,
prowadzą gospodarstwo
mleczne
o powierzchni
70 ha. Stado
krów mlecznych liczy 120 sztuk,
a surowiec dostarczany jest do Spółdzielni
Mleczarskiej w Rykach.
– W naszym przypadku nie było problemów z paszami objętościowymi, gdyż mieliśmy spory areał lucerny, która dobrze znosi suszę i uratowała plony sianokiszonki. W tym roku kukurydza jest piękna i lepiej wygląda na V i VI klasie ze względu na to, że na glebach ciężkich jest za mokro i zaczyna chorować. Ogólnie cena mleka płacona rolnikom jest za niska. Koszty stale rosną, a ceny mleka zostały obniżone. Opłacalność tej produkcji robi się więc coraz mniejsza.
W przyszłość swojego gospodarstwa patrzę z optymizmem. Mam następcę, który się wdraża w hodowlę bydła mlecznego. Gospodarstwo jest doinwestowane i przystosowane do produkcji mleka, więc nie mamy od niej odwrotu. Niemniej jednak jest to stabilna produkcja i żadna inna gałąź produkcji rolniczej nie daje takiej stabilizacji. Największymi problemami w gospodarstwach jest rosnąca biurokracja. Mamy coraz więcej kontroli i musimy prowadzić coraz więcej dokumentacji, a rolnik powinien produkować, a nie wypełniać dokumenty – mówi Bogdan Lech.
Magdalena i Adam Kulikowscy
w miejscowości
Krzymoszyce
w powiecie bialskim
prowadzą
gospodarstwo
o powierzchni
ponad 70 ha. Hodowcy posiadają
ponad 60 krów dojnych, a surowiec
dostarczany jest do Spółdzielczej
Mleczarni „Spomlek” w Radzyniu
Podlaskim.
– Po zimnym maju mieliśmy sporo opadów i sytuacja z trawami jest u nas rewelacyjna. W przyszłym tygodniu planujemy zebrać trzeci pokos traw. Kukurydza w naszej okolicy wygląda bardzo ładnie. Także zboża zapowiadają się bardzo dobrze. Uważam, że sytuacja na rynku mleka jest dobra, stabilna. Trudno mówić, że jest bardzo dobra, bo przyzwyczajeni byliśmy do wyższych cen. W naszej spółdzielni, podobnie jak w innych, mieliśmy delikatną korektę ceny skupu. Biorąc pod uwagę to, że przeprowadziliśmy bardzo duże inwestycje w gospodarstwie, to praktycznie nie mamy drogi odwrotu. Musimy produkować dużo mleka. Osiągnęliśmy wysoką wydajność, bo przekraczamy już średnio 11 tys. kg mleka od sztuki, mamy bazę paszową, tak że sytuacja na najbliższe lata przedstawia się nieźle. Jeśli warunki atmosferyczne będą nam sprzyjały, to warunki do produkcji raczej będą i produkcja mleka w naszym gospodarstwie będzie wzrastała. Podmioty prywatne cały czas podbierają dostawców spółdzielniom i coraz więcej rolników decyduje się na współpracę z nimi. Powodem jest zazwyczaj dobra cena w danym okresie. Rolnicy nie sugerują się długoterminowością i innymi aspektami, które wpływają na produkcję i funkcjonowanie gospodarstwa. Patrzę na tę sytuację trochę inaczej, bo od 10 lat produkujemy i sprzedajemy owoce borówki amerykańskiej na zupełnie wolnym rynku, natomiast mleko dostarczamy do spółdzielni. Mamy też ze strony spółdzielni dużą pomoc. Obawiałem się skutków koronawirusa, ale na szczęście okazało się, że sektor mleczarski dosyć stabilnie i spokojnie to przeżył, praktycznie bez większych zmian. Udało się przejść bezpiecznie – mówi Adam Kulikowski.
Marzanna i Wiesław Topczewscy
z miejscowości
Rytele Suche
w powiecie sokołowskim,
prowadzą
gospodarstwo
mleczne
o powierzchni około 70 ha. Posiadają
ponad 30 krów mlecznych,
a surowiec dostarczają do Okręgowej
Spółdzielni Mleczarskiej w Kosowie
Lackim.
– Mamy jeszcze jedną pryzmę sianokiszonki z ubiegłego roku, a nawet sprzedaliśmy kilka balotów sianokiszonki. Kukurydzy wystarczy nam do końca roku. Obecnie kukurydza wygląda pięknie, a zielonek łąkowych kosimy już trzeci pokos, więc będzie z czego zrobić zapas na kolejny sezon. Jeśli chodzi o sytuację na rynku mleka, to cena mogłaby być trochę lepsza, ale chyba musi tak być jak jest. Nie ma co narzekać, bo było jeszcze gorzej. Wydawało się, że przez ten koronawirus będzie jeszcze gorzej, ale nie jest źle. Od lipca cena powoli wzrasta, więc miejmy nadzieję, że teraz będzie już tylko coraz lepiej. Mamy następcę, który chce zostać w gospodarstwie więc z kontynuacją produkcji mleka w przyszłości powinno być dobrze. Większych problemów w gospodarstwie nie mamy, ale za ubiegły rok nie otrzymaliśmy jeszcze suszowego. Liczyliśmy na te pieniądze, które bardzo by się przydały w gospodarstwie – mówi Wiesław Topczewski.
Andrzej Rutkowski
Józef Nuckowski