Janusz Marcinkowski jest prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej w Dobrskiej Kolonii, jego zastępcą jest zięć Paweł Piotrowski, który pracę w gospodarstwie łączy z zawodową. Jest kierowcą odbierającym mleko z gospodarstw produkujących dla zakładu Polmlek – Raciąż.
– Kiedy wydarzy się jakieś nieszczęście, nasi mężczyźni „rzucają” pracę i biegną na pomoc poszkodowanym i wówczas zastąpić ich muszą tylko kobiety – z uśmiechem stwierdziła Bożena Marcinkowska.– A jest nas aż 5: ja, córka i trzy wnuczki.
A jest tutaj przy czym pracować. W gospodarstwie utrzymywane są obecnie 62 sztuki bydła, z czego połowę stanowią krowy mleczne.
Jeszcze do niedawna pogłowie było większe, jednak brak miejsca sprawił, że zrezygnowaliśmy z opasu buhajków i przeprowadziliśmy selekcję mlecznego stada. Pod względem obsady zwierząt doszliśmy więc do przysłowiowej ściany i jako powoli ustępujące pokolenie, większych inwestycji w tej kwestii nie planujemy. O nich myśleć będą już młodzi – poinformował Janusz Marcinkowski.
Stado jest pod oceną użytkowości mlecznej, a jego średnia wydajność wynosi około 8000 kg mleka od sztuki.
– Kiedyś w rozrodzie korzystaliśmy wyłącznie z nasienia buhajów hf, przekonaliśmy się jednak, że do naszych warunków niekoniecznie nadają się te delikatne i wymagające zwierzęta, dlatego zdecydowaliśmy się na krzyżowanie z rasą mleczny simental – tłumaczył pan Janusz.
Od początku bieżącego roku rozrodem stada zajmuje się zięć – Paweł Piotrowski.
– To dopiero początek moich inseminacyjnych umiejętności, które wymagają jednak wprawy i doskonalenia – skromnie zaznaczył pan Paweł, dodając, że najważniejsze jest, że w oborze są już pierwsze samodzielnie zacielone sztuki.
W inseminacji młody gospodarz wykorzystuje również nasienie seksowane, którym kryje wyłącznie jałówki.
– Próbowałem kryć krowy, jednak zdecydowanie trudniej zacielają się takim nasieniem i ostatecznie z pomysłu zrezygnowałem – mówi rolnik.
Zapewnienie jak największej ilości cieliczek to działanie mające przede wszystkim na celu odmłodzenie stada. Dość powiedzieć, że najstarsza sztuka ma aż 11 lat.
Stado utrzymywane jest w oborze uwięziowej, wyposażonej w dojarkę przewodową oraz wyciągi do obornika, w której przebywa przez cały rok, gdyż hodowcy nie mają możliwości jego pastwiskowania. Około 8 lat temu obiekt został rozbudowany i wydłużony o dodatkowe 11 m. Dzięki tym działaniom obora zwiększyła się o 20 nowych stanowisk. Niestety, korytarze paszowe znajdują się przy ścianach bocznych, więc praktycznie niemożliwe jest korzystanie z wozu paszowego.
– Nasza obora jest nawet za wąska – ma zaledwie 11 m szerokości – by mógł powstać w niej centralny korytarz paszowy, po którym bez problemu poruszał by się paszowóz – dodał Janusz Marcinkowski.
Hodowcom nie pozostaje więc nic innego jak ręczne zadawanie wszystkich pasz. Kiszonka z kukurydzy przechowywana jest w silosach, natomiast sianokiszonki konserwowane są w balotach. Mieszanka treściwa wykonywana jest we własnym mieszalniku, na bazie śruty rzepakowej i kukurydzianej, wzbogacona o konieczne dodatki paszowe.
Gdy zapytałam państwa Marcinkowskich, czy gospodarstwo ma szanse na dalszy rozwój, zgodnie odpowiedzieli, że wszystko zależeć będzie od kolejnego pokolenia.
– Sądzę, że córka z zięciem widzą, iż współpracujemy z dobrym podmiotem skupowym, który zapewnia rolnikom pomoc i stabilizację finansową. Mamy więc nadzieję, że zechcą kontynuować – prowadzoną przez długie lata – produkcję mleka.
Beata Dąbrowska