Prezydent RP Andrzej Duda zdobył około 10,5 miliona głosów pokonując prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, który zdobył około 10 milionów głosów. Tym sposobem prezydent Andrzej Duda jest drugim Prezydentem RP w historii III RP, który został wybrany na II kadencję. Pierwszym był Aleksander Kwaśniewski. O reelakcji prezydenta Andrzeja Dudy przesądziły głosy mieszkańców wsi, w tym rolników. To te głosy okazały się przysłowiowym języczkiem u wagi. Przewidzieliśmy to dokładnie. Ale wielu facebookowym dyskutantom nie podobał się nasz powyborczy komentarz z ubiegłego numeru: Tak zadecydowała wieś. Oskarżono nas wręcz o stronniczość – na rzecz prezydenta Dudy. Mamy pytanie: czy znajmość potrzeb i interesów polskiej wsi i nasza praktyczna wiedza, w jakich kategoriach mieszkaniec polskiej wsi myśli o polityce i politykach, to jakiś propagandowy bełkot? A może fakty, których nie uwzględnił w swojej kampanii kandydat Trzaskowski. Nie przeczymy oczywistym faktom, że byli też mieszakńcy wsi, w tym i rolnicy, którzy oddali głos na Rafała Trzaskowskiego. Jednak gros wiejskich głosów zdobył Andrzej Duda. Wszak w wielkich metropoliach zdecydowanie wygrał Rafał Trzaskowski. I my się z tego powodu na mieszkańców wielkich miast nie obrażamy. Bo celem TPR jest, aby Polacy aktywnie uczestniczyli w wolnych wyborach i głosowali zgodnie ze swoim sumieniem. A teraz powiemy tylko tyle, że Rafał Trzaskowski mógł wygrać wybory tylko pod jednym warunkiem: niskiej frekwencji na polskiej wsi. Tak. My robiliśmy wszystko, aby wieś poszła do wyborów, a nie głosowała nogami. A co mieliśmy pisać: Rolniku! twój głos się nie liczy, nie idź na wybory. Naszym zdaniem, Platforma Obywatelska chciała nade wszystko umocnić swoją pozycję na scenie politycznej i być niekwestionowanym liderem wśród ugrupowań opozycyjnych. Zaś zwycięstwo w wyborach prezydenckich miało być wisienką na torcie. Bo gdyby PO chciała wygrać, to postawiłaby na wspólnego kandydata opozycji – Władysława Kosiniaka-Kamysza albo na Szymona Hołownię – patrz wywiad z ministrem Arturem Balazsem na stronie 8–9. Dopiero po wyborach niektórzy politycy PO się ocknęli – przykładem jest Bartosz Arłukowicz, który odkrywczo powiedział: nasza droga wiedzie na polską wieś.
Pandemia koronawirusa nie odpuszcza. 24 lipca mieliśmy w Polsce 458 przypadków a liczba potwierdzonych zakażonych przekroczyła 41 tysięcy. Tylko dla porządku dodajemy, że 10 maja – kiedy miała się odbyć pierwsza tura korespondencyjnych wyborów prezydenckich – przybyło 345 zakażonych koronawirusem, zaś liczba potwierdzonych przypadków zbliżała się do granicy 16 tysięcy. Teoretycznie obecna sytuacja jest trudniejsza niż wówczas – w dniach olbrzymiego strachu i jeszcze większej niepewności, gdy znakomita większość Polaków została zamknięta w domach, zaś gospodarka funkcjonowała na wolnych obrotach. Oczywiście z nielicznymi wyjątkami, do których należało rolnictwo i przetwórstwo żywności. Ktoś może powiedzieć, że wzrost liczby zakażonych jest prostym efektem rozmrażania gospodarki i życia społecznego oraz rozmrażania strachu. Wszak niektórzy obywatele III RP zachowują się tak, jakby koronawirus nie istniał. W sklepach nie przestrzega się dystansu, na plażach jest tłoczno, zaś przedwyborcze wiece, którym towarzyszyły zgiełk, tłok i polsko-polskie przepychanki, były wręcz idealnym miejscem dla ataku koronawirusa. Możemy podać więcej przykładów takiej niefrasobliwości! Ale my chcemy zwrócić uwagę na jeden, ale jakże znamienny fakt. Otóż, przed ponad dwoma miesiącami koronawirus był nade wszystko chorobą miast. Dziś, za sprawą np. wesel, przeniósł się na wieś. Wieś świętuje bardziej uroczyście i huczniej niż miasto. Rodzi to konsekwencje dla jej mieszkańców, a zwłaszcza rolników, w trudnym żniwnym okresie. Bo co ma począć rolnik, kiedy na polu stoi gotowe do zżęcia zboże, a on nie może opuścić swojego podwórka, bo stwierdzono u niego koronawirusa? Dodajmy, że nie odczuwa żadnych dolegliwości. On i cała jego rodzina przez kilka tygodni muszą być izolowani od społeczeństwa. Nie może pojechać ciągnikiem na pole, bo musiałby wjechać na drogę publiczną, a za to grozi surowa kara do 30 tys. zł. Raz czy drugi się uda, można pojechać lasem, ale na dłuższą metę nie da się przed policją uciekać ciągnikiem z dwiema przyczepami ziarna. Oprócz tego, na wsi wszyscy dobrze się znają, miejscowa policja też wszystkich zna i dobrze wie, kto powinien siedzieć w domu.
To jest palący problem do rozwiązania. Apelujemy więc do wszystkich ludzi dobrej woli. Jeśli jakiś sąsiad złapał koronawirusa i nie może zająć się żniwami, zaoferujcie pomoc. Wieś to ostatnie miejsce w Polsce, gdzie nieszczęście rzeczywiście mobilizuje do działania. Widzimy to przy okazji pożarów i klęsk żywiołowych. Doświadczamy tego na co dzień, kiedy apelujemy do Czytelników o pomoc dla ludzi potrzebujących. W mieście, żeby komuś pomóc, wystarczy zebrać pieniądze. Na wsi to nie wystarczy, pieniądze nie wsiądą do kombajnu lub na ciągnik i nie pojadą na pole.
Wierzymy, że teraz w tych nietypowych okolicznościach znajdą się ludzie życzliwi, którzy pomogą zebrać, zwiozą i przechowają plony do momentu, kiedy zarażeni zostaną uznani za ozdrowieńców.