Kombajn Bizon America to unikalny sprzęt. Zmontowanych zostało zaledwie dwadzieścia kilka sztuk tych maszyn. Wszystkie wyjechały do Skandynawii. I choć kombajn był produkowany w 1975 roku, a więc jeszcze przed uruchomieniem seryjnej produkcji Bizona Super Z056, to miał już rozkładaną hydraulicznie rurę wysypową, czujniki strat, szerokie ogumienie, kabinę z przesuwanymi drzwiami, a przede wszystkim charakterystyczny duży zbiornik ziarna, mieszczący 3 tony pszenicy. To prawie dwukrotnie więcej niż w Bizonie Super. Jednak nie zawsze pełna pojemność zbiornika była w nim wykorzystywana. Bo fabrycznie montowany krótki skośny ślimak zasypywał ziarno tylko na środek zbiornika.
– W moim kombajnie zostało to przerobione – mówi Adam Wojanowski. – Poprzedni właściciel wymontował skośny ślimak i zaślepił po nim otwór. Zastąpił go ustawiony poziomo ślimak pochodzący od New Hollanda, do którego ziarno podaje wydłużony o kilkadziesiąt centymetrów podajnik ziarnowy. W ten sposób ziarno jest zasypywane do zbiornika niemalże na całej jego długości. Inną przeróbką jest blaszana osłona przykrywająca zbiornik, który fabrycznie zakrywała tylko plandeka. W kombajnie zmieniłem także napęd kosy, bo przekazywał go krótki wałek, który niestety drgał, a to powodowało urywanie się jego podstawy. Praktycznie co sezon trzeba było to naprawiać. Problem rozwiązało zastosowanie wzmocnionego wałka pochodzącego od nowszego Bizona, który zamocowałem na własnoręcznie wykonanej podstawie.
Na kołach z portu do gospodarstwa
Kombajn Bizon America pracuje w gospodarstwie Adama Wojanowskiego od 1992 roku. Został sprowadzony ze Szwecji.
– Zaczęło się od tego, że znajomy sprowadził zza granicy Bizona Super. Mój tata się o tym dowiedział i zaczął szukać na naszym terenie kombajnu. Spotkał się z handlarzem, który posiadał na stanie Bizona Americę. Sprzedawca mówił ze świeżo sprowadził go ze Szwecji. Wpierw maszyna „przypłynęła” do portu, a potem dwie osoby na zmianę prowadziły ją na kołach na Lubelszczyznę. Po dwóch dobach dojechała na miejsce. Kombajn był w świetnym stanie i tata długo się nie namyślając kupił ten sprzęt – wspomina rolnik. – Na tym kombajnie pracuję już od szesnastego roku życia. W sezonie koszę po 40 hektarów. Według licznika ma ponad 3000 motogodzin przebiegu. Porównując go do Bizona Super jest dużo cichszy, bo ma zamontowany inny tłumik. Posiada też inne wskaźniki, gdzie przykładowo temperatura płynu podawana jest w skali Fahrenheita. Gdy przyjechał do nas, posiadał też klimatyzację, ale musiałem ją zdemontować, bo wystawała ponad dach i miałem obawy czy nie zaczepię nią o druty telefoniczne lub o sklepienie stodoły, w której jest garażowany. Jeżeli chodzi o problemy, to największym jest dostępność nietypowych, zastosowanych w nim części. Maszyna trafiła do nas z wymontowanym licznikiem obrotów bębna, który był zamocowany przy kolumnie kierowniczej i choć minęło już tyle lat, to do dzisiaj nie udało mi się go znaleźć i kupić.
– A jakie awarie wystąpiły w tym kombajnie? – dopytujemy właściciela maszyny.
– Ma takie same przypadłości jak Bizon Super. Wymieniałem w nim na przykład łożysko na odrzutniku czy naprawiałem skrzynię biegów. Z piętnaście lat temu wykonany został też generalny remont silnika – odpowiada Adam Wojanowski. – W podobnym okresie pękła też tuleja przy piaście lewego koła w miejscu, gdzie przebiega frez. Niestety, wtedy nie sposób było dostać używanego takiego elementu, a tym bardziej nowego i tuleję trzeba było dorabiać. Ale została ona tak wykonana przez ślusarza, że do dzisiaj awaria się nie powtórzyła.
Long – protoplasta kombajnu America
Jakie były początki kombajnu Bizon America? Aby poznać jego historię, trzeba cofnąć się do roku 1973. Wtedy to na prośbę amerykańskiej firmy Long z Tarboro (stan Karolina Północna), która była m.in. dystrybutorem traktorów Ursus w Stanach Zjednoczonych, do Ameryki na próbę wysłany został jeden kombajn Bizon. Pracownicy tej firmy obejrzeli maszynę i zaproponowali swoje zmiany, które miały odpowiadać wymaganiom farmerów amerykańskich. Większość tych zmian została wykonana w warsztacie serwisowym dealera. Następnie do USA udał się zastępca głównego konstruktora Bronisław Urbanik wykonując szkice i zdjęcia owych przeróbek. Na tej podstawie wykonany został prototyp Bizona, który został wysłany do USA. Po akceptacji, firma Long podpisała kontrakt z Fabryką Maszyn Żniwnych na dostawę 210 kombajnów zbożowych z klauzulą zwiększenia dostaw. Maszyny zostały wysłane do Stanów Zjednoczonych w marcu 1975 roku.
– Miały charakterystyczne dla firmy Long barwy niebieskie, a sprzedawane były w Stanach Zjednoczonych pod nazwą Long 5000 Grain Combine – opowiada Józef Dębski, wieloletni pracownik Fabryki Maszyn Żniwnych, a potem płockiej fabryki New Hollanda. – Od naszych krajowych Bizonów różniły się tym, że posiadały klimatyzację kabiny firmy King, amerykańskie szarpacze słomy, automatyczny system kopiowania hedera w pozycji tzw. pływającej marki W&M Robot, który był niezbędny przy zbiorze soi. Również ze względu na zbiór soi kombajny otrzymały rozsuwaną tylną oś, która pozwoliła prowadzić tylne koła po śladach. Rozsunięte koła zwiększały też stabilność maszyn. Z tego co pamiętam, to na prośbę Amerykanów około 10, a być może nawet i 15 procent kombajnów Long zostało wyposażonych w napęd hydrostatyczny firmy Sundstrand.
Wraz z kombajnami do USA „popłynęły” też lubelskie hedery, tyle że bez nagarniaczy. Te montowała firma Long stosując nagarniacze identyczne jak w kombajnach John Deere 213. Amerykański dystrybutor nie zamawiał też wózków do hederów, bo twierdził, że amerykańcy farmerzy ich nie używają. To dało możliwość zamontowania nad tylną osią dodatkowej osłony, która miała zapobiegać gromadzeniu się słomy na tylnej belce.
– Zdecydowana większość kombajnów Long pracowała w USA przy zbiorze soi. Niestety, w tamtych czasach soi w Polsce się nie uprawiało, więc mieliśmy znikomą wiedzę na temat tej rośliny. W efekcie zaczęły pojawiać się problemy w kombajnach – wspomina Józef Dębski. – Soję kosi się tuż przy samej ziemi. Niestety, przy takiej pozycji do hederów przedostawało się mnóstwo ziemi, która ocierała się o blachy, ślimaki czy łopatki. Te elementy zaczęły się wycierać i pękać. Wśród amerykańskich farmerów rozeszła się opinia, że kombajny Bizon nie za bardzo nadają się do zbioru soi, dlatego firma Long miała problemy ze sprzedażą wszystkich sprowadzonych kombajnów. Na placu pozostało około pięćdziesięciu maszyn. Zostały one wysłane transportem kolejowym do Meksyku. Wiem o tym dlatego, że na początku lat 80. wyjechał do tego kraju jeden z pracowników FMŻ-u, który przez pół roku naprawiał te kombajny, głównie pod kątem układów elektrycznych.
America kombajnem zapasowym
Problemy z kombajnami doprowadziły do tego, że amerykańska firma Long zerwała współpracę z FMŻ i nie zamówiła kolejnej partii maszyn. W magazynach płockiej fabryki pozostało jednak sporo części przeznaczonych do produkcji Longa. Postanowiono je wykorzystać i zmontowano z nich ponad 20 kombajnów, które oznaczono jako Bizon America Z055. W 1976 r. zainteresował się nimi rynek skandynawski, gdzie trafiły prawie wszystkie kombajny. Prawie, ponieważ jedna w trakcie rejsu została uszkodzona i wróciła do Polski. Kombajn najpierw trafił na naprawę do płockiej fabryki, a następnie rozpoczął pracę w Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej Szczecin-Dąbie. Na początku lat 90. maszynę odkupił w ramach przetargu Ryszard Nowak – rolnik ze wsi Wierzeja niedaleko Poznania. Dzisiaj gospodarstwo prowadzi jego syn Marcin.
– Od czterech lat głównym naszym kombajnem jest Bizon Super Z056 z 1987 roku. Natomiast America pełni funkcję maszyny rezerwowej. A to dlatego, że kilka lat temu zauważyliśmy pęknięcia m.in. na koszu sitowym i trzeba było ten sprzęt odciążyć i naprawić. Ale – jak mówi Marcin Nowak – ten kombajn swoje już zrobił. Był pierwszym we wsi, dlatego kosił nie tylko u nas, ale także u sąsiadów czy znajomych. Rocznie miał pod kosą nawet ponad 100 hektarów. Nie raz młócił w nocy. Jeżeli chodzi o różnice między naszym Bizonem Super a Americą, to w eksportowym modelu zastosowano m.in. mocniejszy układ hydrauliczny przez co szybciej podnosi i opuszcza heder. Świetnym rozwiązaniem jest też rozkładana hydraulicznie rura wyładunkowa oraz umieszczony przy kierownicy obrotomierz wskazujący obroty bębna młócącego. Brakuje w nim tylko hydrostatu.
Marcin Nowak twierdzi, że w jego okolicach nie ma drugiego egzemplarza kombajnu Bizona America. Pracuje za to kilka Bizonów Super. Ale już w okolicach gospodarstwa Adama Wojanowskiego eksportowych Bizonów jest całkiem sporo.
– Wiem o jeszcze dwóch innych Bizonach America. Na polach można też zobaczyć kilka eksportowych kombajnów Bizon Normal – dodaje Adam Wojanowski. – Kombajnów Bizon jest u nas sporo, bo mają dobrą opinię. Choć awarie się w nich zdarzają, to rekompensuje je dostępność części i ich niska cena. Jak się coś popsuje w kombajnie Bizon, to niemal wszystko można dostać od ręki, a potem samemu zamontować. W przypadku zachodnich kombajnów większość części jest nie tylko znacznie droższa, ale zazwyczaj są dostępne tylko na zamówienie. Kilka dni trzeba na nie czekać, a w takim roku jak ten, gdzie mamy łapane żniwa, jest to nie do pomyślenia, bo liczy się każda minuta. Dlatego, gdybym wymieniał teraz kombajn to kupiłbym Bizona Super, tyle że młodszego z lat 90., najlepiej z przebiegiem do 1000 motogodzin.
Przemysław Staniszewski