„Kiedy siedzę na motorze, totalny czuję luz. Włączam silnik, daję kopa, za mną tylko kurz” – śpiewał Ryszard Riedel z zespołu Dżem. Pod tymi słowami podpisuje się Krystyna Kozłowska.
– Zamiast bawić się lalkami, wolałam toczyć kółko na patyku – wspomina dzieciństwo. – Wszędzie było mnie pełno, nie umiałam usiedzieć na miejscu.
Jako dziecko doskonale odnajduje się w towarzystwie chłopców. Największą frajdę sprawia jej jazda na rowerze, choć z trudem sięga pedałów. Po sąsiedzku odwiedza kolegę, który pozwala jej przejechać się swoim jednośladem.
– Rower zrobił na mnie większe wrażenie niż jego właściciel, mój przyszły mąż – śmieje się.
Jako sześciolatka po raz pierwszy wsiada na motorower brata – komarka. Jest jeszcze za mała, aby samodzielnie uruchomić sprzęt, przystawia go więc do ławki. I rusza. Kolejny jednoślad robi na niej jeszcze większe wrażenie. To motocykl WSK.
– Miałam wtedy trzynaście lat. Tata nauczył mnie odpalać motocykl gwoździem. Wspierał moją dość nietypową pasję – opowiada.
Podobnie jak motorower, wueska również jest dla niej za duża. Na motocykl wskakuje więc w biegu, na górce. Jedna z jej wypraw kończy się wizytą u dyrektora szkoły podstawowej, który – ku swojemu zaskoczeniu – mija uczennicę pędzącą jednośladem. Nawet reprymenda dyrekcji nie jest w stanie ostudzić zapału Krystyny. W 1987 roku, jako 21-latka, decyduje się zdać egzamin na prawo jazdy. Na samochód, motocykl oraz ciągnik rolniczy. Jest jedyną kobietą w grupie egzaminowanych. „Na motocykl i tak nie zdasz” – mówi egzaminator. Krystyna nie zamierza się poddać, wie, że ma talent.
– Zdałam za pierwszym razem, najlepiej ze wszystkich – nie kryje satysfakcji. – Po wszystkim egzaminator powiedział: „Patrzcie panowie, to jest wzór! Tak trzeba jeździć!”
Motocyklem na randkę
Krystyna z radością odbiera prawo jazdy. Cieszy się, że wreszcie będzie mogła pośmigać. Przesiada się na motocykl MZ Etz 150 narzeczonego, który jeszcze nie ma uprawnień do kierowania jednośladem.
– Swoją drogą to śmieszne, że to nie tata zabierał cię motorem na randki, ale ty jego – stwierdza jej córka Ania.
W 1988 roku Krystyna wychodzi za mąż. Uczy się, jak prowadzić dom, gotować, choć na początku nie umie nawet utłuc gotowanych ziemniaków. Na świat przychodzą kolejne dzieci. Staje się perfekcyjną gospodynią. Odnajduje się w typowo kobiecych zajęciach. Wciąga ją cukiernictwo, uczy się szyć. Wreszcie – zostaje przewodniczącą Koła Gospodyń Wiejskich w Skorkowie, cenioną za przebojowość, świetną organizację i kontakt z ludźmi. Poświęca się pracy społecznej i domowi, pasje motocyklowe na kilka lat schodzą na dalszy plan. Za pracę na rzecz lokalnej społeczności zostanie odznaczona statuetką Kobiety Przedsiębiorczości 2017 roku Powiatu Włoszczowskiego. Wypieka doskonałe ciasta, jej pączki nie mają sobie równych.
– Marzyłam, aby zostać cukiernikiem, ale kursy pokryły się z egzaminami na prawo jazdy. Wygrał motocykl – mówi.
Dwadzieścia lat później na pomysł ponownego zakupu sprzętu wpada mąż Krystyny. Ona jest przeciwna kosztownej „zachciance”, nie chce o niej słyszeć. Uważa, że są pilniejsze wydatki. Krzysztof Kozłowski nie daje za wygraną. W tajemnicy przed żoną w 2010 roku kupuje criusera yamaha silverado 650. To solidny sprzęt, ważący niemal ćwierć tony.
– Początkowo byłam obrażona na męża – mówi. – Ale motocykl szybko skradł moje serce. Po 20 latach przerwy wsiadłam za kierownicę i poczułam niesamowitą radość. Dziś to ja najwięcej jeżdżę.
Krystyna nie przepada za dużą prędkością – 130 kilometrów na godzinę to jej absolutny rekord.
– Stawiam na bezpieczeństwo, bo wiem, że upadek na 250-kilogramowym pojeździe mógłby być tragiczny w skutkach – dodaje.
Przekonuje, że najprzyjemniej jest jeździć latem, w granicach „stówki”. Czuć powiew wiatru, mijać okoliczne lasy, odkrywać nieznane dotąd zakątki Polski. Próbowała jazdy ścigaczem, ale wybiera tradycyjny, solidny motocykl z chromowanymi blachami.
– Nie jeżdżę na zloty motocyklowe, nie należę do żadnego klubu, bo taka aktywność wymaga dyspozycyjności i czasu – mówi.
Jak na kobietę na motocyklu reagują ludzie? Krystyna nie może powstrzymać śmiechu. Zdradza, że dopóki nie zsiądzie z maszyny, otacza ją wianuszek zachwyconych dziewcząt. Gdy zdejmuje kask, następuje chwila konsternacji. Bo jak to: ten szczupły mężczyzna w skórzanych spodniach i kowbojskich butach jest kobietą?
– Ludzie spoglądają z niedowierzaniem, ale i aprobatą. Fajne uczucie – mówi. – Dziewczyny z koła oraz sąsiedzi zdążyli się już przyzwyczaić.
Paralotnia, szpilki i wiosła
Pasji do motoryzacji nie podziela żadna z sióstr Krystyny. Za to jej córka, Anna, coraz łaskawszym okiem zerka na motocykl. Chciałaby nauczyć się jeździć tak dobrze, jak mama.
– Mama na motocyklu to częsty widok. Ale przed lustrem? Rzadkość – śmieje się Ania. – A zakupy z nią to już w ogóle jest hit. W sklepie z obuwiem nie dobiera butów do torebki, ale do motocykla! Jeśli kupuje spodnie, to tylko takie, w których wygodnie się prowadzi.
– O przepraszam, ale mam i drugie, bardziej kobiece oblicze! – ripostuje Krystyna. – Świetnie się czuję zarówno w skórzanej kurtce, jak i ołówkowej sukience. Uwielbiam też wysokie szpilki.
Jazda yamahą to niejedyna jej pasja. Regularnie uczestniczy w spływach kajakowych po Nidzie, jeździ na rolkach, lata awionetką i na paralotni.
– Lot awionetką był prezentem z okazji 30-lecia ślubu rodziców – mówi Ania. – Mama wrzuciła zdjęcie z lotu na Facebooka KGW. Jedna z dziewczyn napisała: „Tak lata nasza szefowa – prezent od dzieci”. I poszła fama, że rodzice dostali od nas własny samolot!
Podobnie jest z paralotnią. Krzysztof, który twierdzi, że człowiek powinien mieć co najmniej kilka pasji, namawia żonę na kolejną aktywność – latanie. Choć Krystyna podejmuje wyzwanie, przyznaje, że nic nie dorówna motocyklowi.
– Kiedyś znajomy spytał, czy latam jeszcze na paralotni, bo ostatnio, podczas grilla, widział, jak szybuję nad Skorkowem. Do dziś ludzie, kiedy widzą na niebie paralotnię, są przekonani, że lecę, choć już nie uprawiam tego sportu. Chętnie za to jeżdżę na spływy kajakowe – zapewnia.
Cieszy się, że mąż podziela jej pasje. Ich wspólnym marzeniem jest objechanie Polski na jednośladzie.
– Zastanawiamy się, co sprezentować rodzicom na 35. rocznicę ślubu. Chyba już tylko lot w kosmos będzie w stanie sprawić, że poczują adrenalinę – żartuje Marcin Kozłowski.
Małgorzata Janus