Jak bracia Gibasiewiczowie postanowili, tak też i zrobili, a nową oborę użytkują już od 3 lat. To nietypowy i niezwykle ciekawy budynek, który bardziej przypomina dużą wiatę niż typową bezuwięziową oborę. Niemniej krowy – jak się okazuje – czują się w niej wyśmienicie.
Nie zima groźna, lecz lato
Kierując się tą zasadą oraz jak najtańszymi kosztami inwestycji, Karol i Marcin Gibasiewiczowie zdecydowali się na obiekt całkowicie otwarty i wysoki. Trzeba przyznać, że to rzadkość w polskich mlecznych gospodarstwach.
– Chcieliśmy, by obora była lekka, miała prostą konstrukcję – wspominał Karol Gibasiewicz – i zapewniała utrzymywanym w niej krowom mlecznym jak najlepsze warunki. I udało nam się.
To prawda. Obiekt o wymiarach 48x24 m posiada stalową konstrukcję, na której wspiera się dach wykonany z płyty warstwowej, z 4-centymetrową warstwą izolacyjną.
– Nawet dach jest u nas inny niż powszechnie zalecane i stosowane. Zrezygnowaliśmy bowiem z typowego dwuspadowego dachu, który u nas jest mocno wypłaszczony, i dzięki temu budynek jest wysoki, a jego duża kubatura zapewnia dobry mikroklimat. Sprawną cyrkulację powietrza dodatkowo zapewnia podłużny otwór wentylacyjny w kalenicy dachu.
– To zamiast typowego świetlika, którego montaż na długości prawie 48 metrów byłby nie lada wydatkiem – dodał Marcin Gibasiewicz.
Bez ścian, bez kurtyn
Pod tą lekką konstrukcją obecnie znajduje się 64 wygodnych legowisk typu agrafka, które od spodu obficie wyspane są piaskiem, na który zastosowano słomiano-wapienny materac. Korytarze spacerowe są precyzyjnie wyfrezowane, a obornik usuwany jest ładowarką czołową, zaś w przyszłości mają być zamontowane zgarniacze typu Delta. Ich brak oraz liczna obsada i związana z nią duża ilość odchodów na korytarzach powoduje, że hodowcy nad wyraz regularnie – bo co 4 miesiące – wykonują dokładny przegląd zdrowia nóg i racic. Jak zgodnie podkreślili, po pół roku przebywania krów w nowych warunkach całkowicie skończyły się – tak powszechne w starej oborze – problemy ze stawami, głównie kolanowymi. Legowiska dościelane są świeżą mieszanką słomy, wapna i wody raz w tygodniu.
Przejazdowy stół paszowy znajduje się... Tradycyjnie napisałabym, że przy jednej ze ścian podłużnych, ale przecież w tej oborze nie ma ścian. Osłonięty jest on jedynie przez zwykłą siatkę, jaką okrywa się pryzmy z kiszonkami.
– Jest on na tyle długi, że nawet wchodzące do stada jałówki nie mają najmniejszych problemów ze swobodnym dostępem do stołu paszowego – mówił Marcin Gibasiewicz.
Obora nie jest jeszcze ukończona, bowiem w jednej jej części powstają kolejne legowiska, umożliwiające utrzymywanie w oborze setki mlecznic. Dziś produkcyjną obsadę stanowią 82 krowy mleczne, o średniej wydajności na poziomie 10 874 kg mleka. Bracia zgodnie potwierdzają, iż nowe warunki przyczyniły się nie tylko do poprawy zdrowotności zwierząt, na których tak bardzo im zależy, ale również parametrów rozrodu oraz do wzrostu produkcji mleka.
– Tutaj krowy lepiej manifestują ruję, systematycznie skraca się też okres międzywycieleniowy, który jeszcze nie tak dawno znacznie przekraczał 400 dni. Za ubiegły rok było to 414 dni, a obecnie jeszcze mniej i wiele mamy sztuk z 384 dniami okresu międzywycieleniowego – wymieniał pan Karol.
Na dojarnię zaadaptowano stare pomieszczenie, które wyposażono w halę udojową rybia ość 2 x 8 stanowisk. Stara, bardzo niska obora uwięziowa (po niewielkich przeróbkach) wykorzystana została jako porodówka i miejsce dla krów zasuszonych.
Wyposażenie obory – na ile to tylko było możliwie – stanowił sprzęt i urządzenia używane, jak chociażby wygrodzenia legowisk czy poidła. Takie rozwiązanie oraz ogromny wkład pracy własnej, a przede wszystkim pomysłowość hodowców z Sulmierzyc, potwierdzają, że niekoniecznie trzeba dysponować ogromnymi środkami finansowymi, by osiągać hodowlane sukcesy.
Kiedy zapytałam braci, czy wszystkie zastosowane w oborze rozwiązania zdały egzamin, bez wahania i niemal jednocześnie odpowiedzieli, że jak najbardziej.
– Nawet – pomimo wcześniejszych obaw – zwykłe, zamarzające poidła okazały się bezproblemowe – potwierdzili, zaznaczając, że pierwsza zima funkcjonowania obory nie była przecież tak łagodna jak ostatnia.
Pasza o optymalnym pH
Inna niż większość obór to nie jedyne, co wyróżnia gospodarstwo braci Gibasiewiczów. O przemyślanym podejściu do hodowli świadczyć może także innowacyjne podejście do żywienia, które – w dużym uproszczeniu – opiera się tutaj na dawce PMR, zbilansowanej na stole paszowym na produkcję 27 litrów mleka od sztuki, uzupełnianej paszami zadawanymi w stacji paszowej. Kiedy zapytałam hodowców o żywienie mlecznego pogłowia, pierwszą kwestią, o jakiej wspomnieli, była dbałość o wysoką jakość sporządzanych pasz objętościowych.
– Zaczęliśmy od zaorania starych użytków zielonych i założenia ich na nowo. Od wielu lat wykonujemy także ich podsiew, dzięki inwestycji w siewnik Guttler. Tej wiosny większość łąk została podsiana i zebraliśmy już trzy piękne pokosy – powiedzieli.
Hodowcy przyznali, że w obecnym żywieniu mlecznic wykorzystują rozwiązania, które wprowadzili na „próbę” i które przyniosły konkretne efekty. Jednym z nich było rozpoczęcie – z początkiem bieżącego roku – stosowania alkalizacji PMR-u preparatem AlkabupHa, zawierającym w swoim składzie 90% białka. O alkalizacji pasz pisaliśmy już na łamach naszego tygodnika. Korzystając jednak z okazji, zapytałam moich rozmówców o opinię i doświadczenia związane z wprowadzeniem do dawki tego innowacyjnego preparatu. Hodowcy zgodnie przyznali, że jak najbardziej spełnił ich oczekiwania.
– AlkabupHa dodajemy bezpośrednio do wozu paszowego w ilości ok. 400 g na sztukę dziennie i chociaż stosujemy go od niespełna 7 miesięcy, efekty są już widoczne. Najszybciej zaobserwowaliśmy je w wyglądzie kału, który świadczy o lepszej strawności dawki. Nie mamy już w stadzie krów podkwaszonych, a mając świadomość, że stale rosnąca wydajność to większe ryzyko pojawienia się kwasic, wiemy, że inwestycja w preparat alkalizujący doskonale zapobiega schorzeniu.
Obok ochrony i poprawy funkcjonowania żwacza poprzez zapewnienie mu optymalnego pH, hodowcy zwrócili również uwagę na poprawę parametrów mleka: białka i tłuszczu oraz zmniejszenie ilości wykorzystywanej w żywieniu śruty rzepakowej.
– A zatem pieniądze wydane na AlkabupHa po wielokroć się zwracają – podkreślili.
Co ciekawe, AlkabupHa hodowcy stosują również w żywieniu jałówek, a preparat jest dodatkiem doskarmianej słomy, sianokiszonki z pierwszego pokosu oraz dodatków mineralnych. Aby wzmocnić alkalizujące działanie preparatu, Karol i Marcin Gibasiewiczowie, po wykonaniu PMR-u, pozostawiają go w wozie paszowym jeszcze przez godzinę przed zadaniem na stół. Skuteczność i korzyści, jakie przynosi alkalizacja miksu sprawiły, że jeszcze tej jesieni hodowcy planują wprowadzić w życie drugą metodę alkalizacji pasz, czyli alkalizację ziarna kukurydzy na etapie jego kiszenia.
Na zakończenie mojej wizyty w gospodarstwie, Karol i Marcin Gibasiewiczowie stwierdzili, że rozwój ich wspólnego gospodarstwa nie byłby możliwy bez solidnego podmiotu mleczarskiego, z jakim współpracują, czyli gostyńskiej spółdzielni, która zapewnia swoim dostawcom jedną z najważniejszych bodaj w produkcji mleka kwestii – stabilność cen skupu.
Więcej o ciekawym gospodarstwie braci Gibasiewiczów oraz innych własnych pomysłach na hodowlę napiszemy w 5. numerze naszego dwumiesięcznika „Elita Dobry Hodowca”.
Beata Dąbrowska