Swoją pierwszą – można by rzec – z prawdziwego zdarzenia oborę Genowefa i Krzysztof Olewińscy stworzyli jeszcze w latach 90. ub. wieku, kiedy to rozbudowali stary budynek inwentarski w zakupionym znacznie wcześniej siedlisku. Dwa lata temu hodowcy w oborę ponownie zainwestowali, przedłużając ją o 13 metrów. W efekcie powstała duża, nowoczesna, wolnostanowiskowa i komfortowa obora dla krów. Zwiedzając ją, aż trudno było uwierzyć, że powstała na bazie bardzo starej – bo z 1907 roku – obórki.
Holenderskie początki
Początkiem dziś już wysoko wydajnego stada państwa Olewińskich był rok 1996, kiedy to hodowcy zdecydowali się zainwestować w dobrą holenderską genetykę i sprowadzili do Garzewka niderlandzkie jałówki, które stały się bazą budowania przyszłego mlecznego pogłowia. W zarządzaniu i żywieniu zwierząt hodowcom pomagał wówczas doradca żywieniowy z Holandii i – jak wspomina Krzysztof Olewiński – to właśnie od Holendrów nauczył się hodowli bydła, łącznie ze sztuką pozyskiwania wysokiej jakości pasz objętościowych.
Słoma to komfort i... obornik
Rozbudowana obora przeznaczona jest na 100 krów dojnych i taka jest obecnie obsada zwierząt. Od początku krowy utrzymywane są w niej na słomianej ściółce.
– Świadomie wybraliśmy taki system, wyłącznie w trosce o komfort i zdrowie naszych krów – podkreśliła Genowefa Olewińska. – Gdy kontrolując wycielenia zaglądam nocą do obory, jakże miło popatrzeć na wygodnie rozłożone, wylegujące się na słomie krowy. Taki obraz to miód na serce każdego hodowcy – stwierdziła pani Genowefa.
– Stosując ściołowe utrzymanie, dodatkowo nie zatruwamy środowiska ogromnymi ilościami gnojowicy – dodał Krzysztof Olewiński.
Część legowiskowa obory obniżona jest w stosunku do korytarza spacerowego i przylegającego do niego stołu paszowego o 20 cm. Każdego dnia dościelana jest świeża słoma, a całkowita jej wymiana następuje raz w miesiącu.
Jak twierdzą hodowcy, ściołowy system utrzymania – oprócz szeregu zalet – ma tylko jedną wadę – duże zużycie słomy. Na pełne pokrycie zapotrzebowania niezbędne jest ok. 3000 dużych balotów rocznie. Dzienne zużycie na oborę, cielętnik i jałownik to 5–6 balotów.
– Ale z drugiej strony, mamy pod dostatkiem obornika – zaznaczył gospodarz.
Zdrowie, zdrowie i jeszcze raz zdrowie
Stado objęte jest oceną użytkowości mlecznej, a jego średnia wydajność zbliża się do 10 000 kg mleka od sztuki. Od rekordzistek hodowcy w laktacji otrzymują 14 000 kg mleka.
– Nie windujemy już wydajności naszych krów – poinformował pan Krzysztof – a priorytetem przy wyborze rozpłodników jest długowieczność, zdrowie i oczywiście jak najwyższa zawartość białka w mleku córek. Preferujemy krowy duże, dlatego też przeważa genetyka amerykańska.
– Przyznam, że nie mamy w stadzie większych problemów zdrowotnych – dodała gospodyni. Ściółkowy system utrzymania czy nieograniczona możliwość ruchu na świeżym powietrzu robią swoje. Z pewnością, dobrej zdrowotności zwierząt od cielęcia do krowy dojnej służy również to, że w gospodarstwie pracują wszyscy członkowie rodziny, poświęcając im wiele czasu i troski.
Potwierdzeniem najwyższego komfortu utrzymania i dobrego zdrowia krów jest średnia długość użytkowania, która wynosi 6–7 laktacji. Takiego wyniku życzyłaby sobie większość producentów mleka. Długowieczność krów to niski procent brakowania i dostatek jałówek. I tak też jest w gospodarstwie Olewińskich.
Seksowane na jałówki i pierwiastki
Obecnie inseminacja nasieniem seksowanym ma coraz większy udział w rozrodzie stada, a to w związku z planami utworzenia drugiego, mlecznego stada dla syna Krzysztofa – juniora.
– Zależy nam więc na jak największej ilości cieliczek, które już jako mlecznice trafią do popegeerowskiego gospodarstwa, które planujemy zakupić dla syna – wyjaśnił Krzysztof Olewiński – senior.
Żeńska młodzież w okresie zimowym przebywa w odrębnej oborze. W okresie letnim, przez całą dobę utrzymywana jest na pastwiskach, gdzie dokarmiana jest z paszowozu. Jak przyznali państwo Olewińscy, w przypadku kłopotów z rozrodem danej krowy, doskonale pomaga utrzymywany tutaj wyceniony buhaj. Sądząc jednak po średnim zużyciu porcji nasienia na skuteczne zacielenie, które w ubiegłym roku wyniosło tylko 1,7, to buhaj niewiele ma pracy w stadzie.
– Na stałe buhaj przebywa w okresie letnim z jałówkami na pastwiskach. Staramy się co prawda zacielić młode sztuki przed wyjściem na pastwiska, ale te niezacielone kryte są już naturalnie – powiedziała gospodyni.
Niewątpliwie w rozrodzie bardzo pomocny okazuje się system wykrywania rui. Po wycieleniu krowy inseminowane są zwykle po ok. 90 dniach, jednak wybitnie wydajne sztuki nieco później.
TMR stale pod pyskiem
W oborze pracują dwie stacje zadawania pasz, do których mieszankę hodowcy wykonują sami, na bazie własnego zboża.
– Był czas, że kupowaliśmy gotowe mieszanki, jednak obecnie nie stać nas na takie rozwiązanie, bo są one bardzo drogie. Po obliczeniach jasno wynika, że dziś tańsza jest własna pasza – wyjaśnili hodowcy.
Na stole paszowym dawka zbilansowana jest na produkcję 20 litrów mleka od sztuki. Na każde wyprodukowane 3 kg mleka powyżej tej wartości, ze stacji paszowych pobierany jest 1 kg paszy. Od ponad roku w oborze pracuje robot do podgarniania TMR-u. Inwestycja ta okazała się dla hodowców wyjątkowo trafna.
– Odkąd robot zaczął regularnie podgarniać paszę, ilość mleka zaczęła rosnąć. Na dziś szacujemy, że jest to ok. 1000 litrów mleka dziennie więcej w zbiorniku, który zrobił się już za mały – dodał na koniec Krzysztof Olewiński.
Beata Dąbrowska