Regina Sobol nie pierwszy raz gości na naszych łamach. Kiedy 2 lata temu Polskie Wydawnictwo Rolnicze przyznawało nagrody w konkursie „100 lat mojego gospodarstwa” organizowanym z Instytutem Rozwoju Wsi i Rolnictwa Polskiej Akademii Nauk, otrzymała za zapis losów rodziny jedną z pierwszych nagród. Kilka tygodni temu zadzwoniła do nas i powiedziała: Umawialiśmy się, że „Tygodnik” odwiedzi nas, kiedy będziemy świętować naszą wijewską niepodległość. Nie będzie imprezy, ale mam coś innego.
Zainteresowało nas, jak można zorganizować obchody bez spotkań, pikników i zabawy, szczególnie że Wijewo ma historię niezwykłą.
Wieś wyrwana zaborcy
– To stulecie mamy tak trochę inaczej niż cała Polska. W 1919 roku podpisano traktat wersalski, na którym ustalono granice w Europie po pierwszej wojnie. I nie certolono się z takimi małymi wioskami, jak nasza, choć była zawsze niemal w stu procentach zamieszkana przez Polaków. Granicę ustalono tak, że znaleźliśmy się w Niemczech. Wtedy mój pradziadek, społecznik, napisał artykuł do „Kuriera Poznańskiego” zatytułowany „Krzyk rozpaczy z Wijewa” – opowiada Regina.
Autorem przesyconego emocjami i świetnie napisanego tekstu był Mikołaj Stępczak. Pod artykułem, zamiast swojego nazwiska, napisał: „Jeden za wszystkich”. Wraz z kilkoma innymi gospodarzami odwiedzał Poznań i Warszawę, próbując wszcząć procedury przywrócenia wsi Polsce. W końcu dopięli swego. 25 maja 1920 roku do Wijewa przyjechała Międzysojusznicza Komisja. W sali wiejskiej z wijewskimi gospodarzami obradowali oficerowie przedstawiciele zwycięskich państw – Francji, Anglii, Włoch i Japonii. Dwa miesiące później, 17 lipca 1920 roku, wijewianie otrzymali odpowiedź – wieś wraz z sąsiednimi Potrzebowem i Radomyślem wróciła do Polski.
Ech, zrobić taki album!
Regina w szkole historii nie lubiła. Ale mówi, że uwielbia słuchać opowieści.
– Lubię słuchać o cudzym doświadczeniu. Dwa lata temu byłam na wycieczce na Podlasiu i przewodniczka tak ciekawie opowiadała o bieżeńcach. To ludzie, którzy zostali wysiedleni w głąb Rosji. A kilka lat temu kupiłam na festynie książkę o pobliskiej wsi – Bukówcu Górnym. I tak mi się zamarzyło, żeby zrobić coś podobnego. Żeby chwila po chwili opisać codzienność Wijewa – opowiada.
Okazało się, że pamiętnikarska pasja Reginy dała o sobie ponownie znać. Podążyła za marzeniem i ruszyła w wioskę.
– Chodziłam po rodzinach, pytałam o historie i zdjęcia. Pojawiły się opowieści z nieznanymi wcześniej detalami. Pytałam lokalne organizacje, w tym OSP i kółko rolnicze. Ich prezesi spisali swoje dzieje. Chodziło mi o to, żeby w książce znalazło się jak najwięcej nazwisk, by jak najwięcej ludzi zapamiętać z tamtego czasu – mówi o wielkim dziele Regina.
Wspólnie z radą sołecką wydali niezwykły album. Na ponad stu stronach na kredowym papierze połyskują przedwojenne fotografie włościanek w białych fartuchach, powstańców wielkopolskich, pozujących w odświętnych strojach przed swoimi domami gospodyń i gospodarzy z rodzinami albo członków i członkiń Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Zdjęcia starych dokumentów przeplatają się z fotografiami dokumentującymi współczesność Wijewa. Na tych najstarszych widnieją budynki, których już nie ma. Ale jest pamięć o nich. Całości graficzną oprawę dała Martyna Wolnik, córka Reginy, korzystając z programu, w którym samodzielnie można złożyć książkę.
– Na produkcję albumu dostaliśmy od gminy 1500 zł. Wydrukowaliśmy kilkanaście egzemplarzy. Książka droga, bo z przesyłką wynegocjowaliśmy 114 złotych za egzemplarz. Ale mamy już kilkadziesiąt nowych zamówień i dodrukowujemy – chwalą się Regina, jej mąż Marek i Danuta Leśna, sołtyska Wijewa.
Wielka feta miała się odbyć w maju, w rocznicę wizyty Komisji Międzysojuszniczej. Mieli pójść na mszę, potem zrobić pamiątkowe zdjęcie w miejscu po sali, pod którą obradowano. Potem pochód miał przejść do parku, a tam miał się odbyć festyn, występy młodzieży, wystawa zdjęć...
– To wszystko, niestety, nie mogło się odbyć. Ale zebrałam potomków ludzi, którzy przyczynili się do odzyskania Wijewa. Ich dzieci, wnukowie i prawnukowie stanęli pod apteką, czyli w miejscu, gdzie była sala, pod którą w tamtym czasie sfotografowali się podczas wyzwoleńczej uroczystości wijewianie. Znalazłam na różnych starych zdjęciach te osoby. Wykadrowaliśmy je, tworząc portrety zasłużonych. Wręczyłam je potomkom i tak powstało słynne pamiątkowe zdjęcie. Każdy trzyma na nim zdjęcie swojego przodka – opowiada Regina.
Dodaje, że część potomków dopiero teraz poznała fascynujące historie swoich rodzin. Zdjęcie zrobili w maju, dokładnie w rocznicę.
Nie przygotowali pamiątkowych plakietek, które miały zdobić bluzki i klapy marynarek wijewian. Potomkowie z portretami nie wyszli na scenę i nie opowiedzieli o historii swoich rodzin, nie było też kuluarowych rozmów o niezwykłej historii wioski. Gmina w lipcu zorganizowała akademię i odsłonięcie pamiątkowej tablicy. Ale jest album, który teraz mieszkańcy ustawiają się w kolejce, choć ma cenę, która dla wielu budżetów będzie wyzwaniem.
Regina ma już kolejny projekt. Po wsi puściła wielką księgę, którą mieszkańcy mają uzupełniać swoimi historiami.
– Własnymi słowami, jak kto potrafi. Żeby podzielili się tym, co jeszcze wiedzą, co pamiętają. To może być nawet kilka zdań. Ważne, by każda rodzina zostawiła swój ślad.
Karolina Kasperek