Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

100 lat bez festynu, za to z albumem

Data publikacji 26.08.2020r.

Miała być wielka feta na wielką rocznicę. W końcu sto lat niepodległości wioski, która cudem długo po odzyskaniu niepodległości przez Polskę została odebrana Niemcom, to nie lada okazja. Ale pandemia rządzi się swoimi prawami. Wijewianie je uszanowali, pandemię przechytrzyli i zrobili coś lepszego – wydali piękny album o historii wsi i okolicy.

Regina Sobol nie pierwszy raz gości na naszych łamach. Kiedy 2 lata temu Polskie Wydawnictwo Rolnicze przyznawało nagrody w konkursie „100 lat mojego gospodarstwa” organizowanym z Instytutem Rozwoju Wsi i Rolnictwa Polskiej Akademii Nauk, otrzymała za zapis losów rodziny jedną z pierwszych nagród. Kilka tygodni temu zadzwoniła do nas i powiedziała: Umawialiśmy się, że „Tygodnik” odwiedzi nas, kiedy będziemy świętować naszą wijewską niepodległość. Nie będzie imprezy, ale mam coś innego.

Zainteresowało nas, jak można zorganizować obchody bez spotkań, pikników i zabawy, szczególnie że Wijewo ma historię niezwykłą.

Wieś wyrwana zaborcy
– To stulecie mamy tak trochę inaczej niż cała Polska. W 1919 roku podpisano traktat wersalski, na którym ustalono granice w Europie po pierwszej wojnie. I nie certolono się z takimi małymi wioskami, jak nasza, choć była zawsze niemal w stu procentach zamieszkana przez Polaków. Granicę ustalono tak, że znaleźliśmy się w Niemczech. Wtedy mój pradziadek, społecznik, napisał artykuł do „Kuriera Poznańskiego” zatytułowany „Krzyk rozpaczy z Wijewa” – opowiada Regina.

Autorem przesyconego emocjami i świetnie napisanego tekstu był Mikołaj Stępczak. Pod artykułem, zamiast swojego nazwiska, napisał: „Jeden za wszystkich”. Wraz z kilkoma innymi gospodarzami odwiedzał Poznań i Warszawę, próbując wszcząć procedury przywrócenia wsi Polsce. W końcu dopięli swego. 25 maja 1920 roku do Wijewa przyjechała Międzysojusznicza Komisja. W sali wiejskiej z wijewskimi gospodarzami obradowali oficerowie przedstawiciele zwycięskich państw – Francji, Anglii, Włoch i Japonii. Dwa miesiące później, 17 lipca 1920 roku, wijewianie otrzymali odpowiedź – wieś wraz z sąsiednimi Potrzebowem i Radomyślem wróciła do Polski.

Ech, zrobić taki album!
Regina w szkole historii nie lubiła. Ale mówi, że uwielbia słuchać opowieści.

– Lubię słuchać o cudzym doświadczeniu. Dwa lata temu byłam na wycieczce na Podlasiu i przewodniczka tak ciekawie opowiadała o bieżeńcach. To ludzie, którzy zostali wysiedleni w głąb Rosji. A kilka lat temu kupiłam na festynie książkę o pobliskiej wsi – Bukówcu Górnym. I tak mi się zamarzyło, żeby zrobić coś podobnego. Żeby chwila po chwili opisać codzienność Wijewa – opowiada.

Okazało się, że pamiętnikarska pasja Reginy dała o sobie ponownie znać. Podążyła za marzeniem i ruszyła w wioskę.

– Chodziłam po rodzinach, pytałam o historie i zdjęcia. Pojawiły się opowieści z nieznanymi wcześniej detalami. Pytałam lokalne organizacje, w tym OSP i kółko rolnicze. Ich prezesi spisali swoje dzieje. Chodziło mi o to, żeby w książce znalazło się jak najwięcej nazwisk, by jak najwięcej ludzi zapamiętać z tamtego czasu – mówi o wielkim dziele Regina.

Wspólnie z radą sołecką wydali niezwykły album. Na ponad stu stronach na kredowym papierze połyskują przedwojenne fotografie włościanek w białych fartuchach, powstańców wielkopolskich, pozujących w odświętnych strojach przed swoimi domami gospodyń i gospodarzy z rodzinami albo członków i członkiń Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Zdjęcia starych dokumentów przeplatają się z fotografiami dokumentującymi współczesność Wijewa. Na tych najstarszych widnieją budynki, których już nie ma. Ale jest pamięć o nich. Całości graficzną oprawę dała Martyna Wolnik, córka Reginy, korzystając z programu, w którym samodzielnie można złożyć książkę.

– Na produkcję albumu dostaliśmy od gminy 1500 zł. Wydrukowaliśmy kilkanaście egzemplarzy. Książka droga, bo z przesyłką wynegocjowaliśmy 114 złotych za egzemplarz. Ale mamy już kilkadziesiąt nowych zamówień i dodrukowujemy – chwalą się Regina, jej mąż Marek i Danuta Leśna, sołtyska Wijewa.

Wielka feta miała się odbyć w maju, w rocznicę wizyty Komisji Międzysojuszniczej. Mieli pójść na mszę, potem zrobić pamiątkowe zdjęcie w miejscu po sali, pod którą obradowano. Potem pochód miał przejść do parku, a tam miał się odbyć festyn, występy młodzieży, wystawa zdjęć...

– To wszystko, niestety, nie mogło się odbyć. Ale zebrałam potomków ludzi, którzy przyczynili się do odzyskania Wijewa. Ich dzieci, wnukowie i prawnukowie stanęli pod apteką, czyli w miejscu, gdzie była sala, pod którą w tamtym czasie sfotografowali się podczas wyzwoleńczej uroczystości wijewianie. Znalazłam na różnych starych zdjęciach te osoby. Wykadrowaliśmy je, tworząc portrety zasłużonych. Wręczyłam je potomkom i tak powstało słynne pamiątkowe zdjęcie. Każdy trzyma na nim zdjęcie swojego przodka – opowiada Regina.

Dodaje, że część potomków dopiero teraz poznała fascynujące historie swoich rodzin. Zdjęcie zrobili w maju, dokładnie w rocznicę.

Nie przygotowali pamiątkowych plakietek, które miały zdobić bluzki i klapy marynarek wijewian. Potomkowie z portretami nie wyszli na scenę i nie opowiedzieli o historii swoich rodzin, nie było też kuluarowych rozmów o niezwykłej historii wioski. Gmina w lipcu zorganizowała akademię i odsłonięcie pamiątkowej tablicy. Ale jest album, który teraz mieszkańcy ustawiają się w kolejce, choć ma cenę, która dla wielu budżetów będzie wyzwaniem.

Regina ma już kolejny projekt. Po wsi puściła wielką księgę, którą mieszkańcy mają uzupełniać swoimi historiami.

– Własnymi słowami, jak kto potrafi. Żeby podzielili się tym, co jeszcze wiedzą, co pamiętają. To może być nawet kilka zdań. Ważne, by każda rodzina zostawiła swój ślad.

Karolina Kasperek

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a