Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Barycz stoi, łąki płyną, a rolnicy liczą straty

Data publikacji 26.08.2020r.

Najstarsi rolnicy z doliny Baryczy nie pamiętają takiej sytuacji. Rzeka zawsze wylewała, ale nigdy na taką skalę. Teraz ich łąki znajdują się pod wodą od ponad 2 miesięcy.

Park Krajobrazowy Dolina Baryczy leży na pograniczu dwóch województw: dolnośląskiego oraz wielkopolskiego. Rzeka jest problemem dla okolicznych rolników gospodarujących na użytkach zielonych.

– To nie jest jednorazowa sytuacja, ale tak, jak jest teraz, jeszcze nigdy nie było. Staramy się sprawę nagłośnić, bo ponosimy ogromne straty – mówi Maria Namysł, która wraz z mężem gospodaruje na ponad 50 ha.

– Sytuacja jest w tym roku wyjątkowa – wtóruje jej małżonek. – Od Odolanowa do Uciechowa wszystko zalane, a Barycz nie płynie, tylko stoi w miejscu. Rzeka jest zarośnięta, a jej dno zamulone. Nic nie jest zrobione.

Państwu Namysłom zalało ponad 4 ha łąki. Ze zbiorów nic już nie będzie.

– Mam 62 lata. Tutaj się urodziłem, pamiętam, jak było kiedyś. Teraz jest bałagan i jeszcze raz bałagan – dodaje gospodarz.

Szczepan Błaszczyk, kolejny z poszkodowanych rolników, twierdzi, że rzeki nikt od dawna nie czyścił i nie pogłębiał. Dodaje, że Barycz jest zarośnięta i wygląda jak łąka. U pana Szczepana woda zalała 9 ha łąk.

Poszkodowani chcą zebrać rolników i wspólnie przedstawić straty, jakie ponieśli przez, ich zdaniem, zaniedbania Wód Polskich. Jak mówią, woda na łąkach pozostałych rolników stoi już od ponad 60 dni.

– My mamy tylko 4 ha. To jest nic w porównaniu z innymi i całością terenu, który znajduje się pod wodą – wyjaśnia pani Maria. – Użytkujemy nasze łąki wyłącznie dla koni, ale są rolnicy, którzy mają po 100– 150 sztuk bydła i dla nich to jest bardzo uciążliwe.

Woda stoi, bo śluzy na dopływie do stawów milickich są zamknięte. Sytuacja, w której się znaleźli, jest co najmniej dziwna, jak sami o tym mówią.

– Wody Polskie czyszczą nam dojścia, ale samej Baryczy już nie. Tłumaczą się, że ekolodzy ich atakują, bo to przecież obszar Natura 2000 – wyjaśnia pani Maria.

Przed kilkoma laty problem był podobny. Wówczas łąki w okolicy również były podtopione. Wtedy jednak udało się załatwić otwarcie jazu i spuszczenie wody z Baryczy.

W tej sprawie z rolnikami oraz władzami samorządowymi odbyło się spotkanie. Uczestniczyli w nim przedstawiciele Wód Polskich. Niewielu gospodarzy na nim było, bo jak sami mówią – nie mieli informacji, że takowe się odbędzie, a z chęcią by się na nim stawili i swoje powiedzieli. Była na nim Maria Namysł.

– Wody Polskie tłumaczyły się, że nie mogą czyścić, bo ekolodzy alarmują, że to tereny chronione, że przebywają tutaj rzadkie gatunki zwierząt i nie można tego ruszać. Innym zaś razem mówili, że nie mają pieniędzy. Nie wiem, które z powyższych to prawda – rozmyśla kobieta.

– Po zebraniu z kierownictwem Wód Polskich miała zostać powołana grupa robocza, ale po zakończeniu zebrania żadnej grupy nie stworzono – dodaje mąż pani Marii.

Zdesperowani gospodarze szukają pomocy, gdzie tylko się da. Piszą listy do premiera, do Wód Polskich i ministra środowiska. Apelują o pomoc. Odpowiedzi brak, a w listach tych zawierają chociażby pomysł, jak zaradzić sytuacji.

– Nawet sugerowałam tam, żeby rozważyć budowę zbiornika retencyjnego. Byłby buforem zapobiegającym zalewaniu naszych łąk. Nie potrzeba żadnych inżynierów, żeby wytyczyć teren, gdzie ten zbiornik miałby być. Bo woda sama pokazuje, gdzie się zbiera. Zawsze w tym samym miejscu pojawia się bardzo szybko i stoi tam bardzo długo. Wydawałoby się, że to jest najlepsze rozwiązanie. Ten zbiornik byłby zasadny i naprawdę potrzebny. Ale nie mamy z kim rozmawiać – żali się Maria Namysł.

Dla Wód Polskich zaczęto kompletować dokumentację oraz wnioski o odszkodowanie.

– Zebrałem od kilku rolników i swoje i już wyszło na ponad 200 tys. zł – mówi Szczepan Błaszczyk.

Rolnicy przy szacowaniu strat liczyli, jak sami mówią, „po chłopsku”.

– Z każdej łąki plon to 30 bali 1,2 m × 1,2 m siana, jeden to 100 zł. Takie są ceny – wskazuje rolnik.

Rolnicy po cichu mają nadzieję, że część z tego, co jeszcze zostało, da się uratować, ale zdecydowaną większość trzeba będzie spisać na straty.

– Myślę, że pod wodą znalazło się od 2,5 do 3 tys. ha łąk. Jakby wszyscy rolnicy się zdecydowali i pisali wnioski o odszkodowanie, straty byłyby liczone w milionach – wylicza gospodarz.

Władze gminy Odolanów starają się wspierać rolników na tyle, ile mogą.

– Burmistrz pisze jakieś wnioski do marszałka i wojewody w naszej sprawie, ale póki co żadnego rozwiązania nie ma – tłumaczy pani Maria.

Nie widząc końca sytuacji rolników, burmistrz Odolanowa zaproponował poszkodowanym zwolnienie z podatku.

– Na naszych terenach, a mamy ziemie V i VI klasy, podatki są niskie. Propozycja burmistrza dotyczyła tylko tych łąk, więc byśmy mieli może 20–30 zł ulgi od hektara – komentuje o pomysł burmistrza Maria Namysł.

Taka forma wsparcia nie zadowala gospodarzy i jest nieporównywalnie niska w stosunku do strat, jakie ponieśli.

Michał Czubak

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a