Kiedy oddajemy ten tekst do druku, jest już po konferencji ministra edukacji Dariusza Piontkowskiego. I wiadomo już, że choć wcześniej mówiono o ewentualnym obowiązku noszenia przez uczniów maseczek w tzw. przestrzeniach wspólnych, czyli w korytarzach szkolnych, to na dziś takiego zalecenia nie ma. Minister zaznaczył jedynie, że być może takie decyzje będą musiały podejmować poszczególne szkoły – te bardzo małe i z wąskimi korytarzami albo te, w których wzrosło zagrożenie epidemiczne.
A rączki umyte?
Zalecenia, które się nie
zmieniają, to oczywiście
mycie rąk po wejściu do
szkoły i co najmniej kilkukrotne
powtórzenie tej
czynności w trakcie zajęć.
O konieczności mycia
po skorzystaniu z toalety
i przed jedzeniem nie musimy
chyba przypominać.
Szkoły będą wyposażone w dozowniki z preparatem dezynfekującym i zdezynfekowanie nim rąk może zastąpić mycie pod bieżącą wodą. Ale pamiętajmy i powtórzmy to dziecku! Dezynfekowanie w efekcie okazuje się często mniej skuteczne. Dlaczego? Dlatego, że wirusy, a zwłaszcza koronawirusy, a właściwie ich otoczka, są bardzo wrażliwe na działanie detergentów. Jeśli dołożymy do tego bieżącą wodę, szansa na to, że spłukaliśmy patogen z rąk, jest bardzo duża. Dezynfekowanie często robione jest mniej dokładnie, bo sądzimy, że płyn z alkoholem jest stuprocentowo zabójczy (co nie jest prawdą). Dlatego namawiajmy dzieci na częste mycie rąk – także ze względu na wiele innych patogenów – ale przypomnijmy, żeby zrobiły to dokładnie i koniecznie z uwzględnieniem nadgarstków.
Dobrze będzie, oczywiście, wyposażyć dziecko w małą tubkę czy opakowanie preparatu do dezynfekcji. Znajdziemy je dziś niemal we wszystkich sklepach, a na pewno w drogeriach.
Bądź jak Zorro
Co jednak, jeśli szkoła
zarządzi maseczki? Wtedy
razem ze śniadaniówką
wkładamy dziecku do
torby jedną, a najlepiej
dwie. W wielu domach leży
ich dziś po kilka. Jeśli nie
mamy maseczek jednorazowych,
które trzeba wyrzucać
po każdym posiłku,
ale też jeśli zwilgotnieją,
zniszczą się albo kiedy
dotkniemy wewnętrznej
powierzchni, używajmy
tych z tkaniny. Maseczka
z tkaniny, wielorazowa, też
oczywiście przestaje pełnić
swoją rolę, kiedy zostanie
dotknięta. Ale możemy ją
prać. Dość skuteczne, a stosunkowo
łatwe do wykonania
w domu, są maseczki
z podwójnej warstwy
nierozciągliwej bawełny
z otworem na górze, pozwalającym
włożyć między
obie warstwy zwykłą chusteczkę
higieniczną.
Pamiętajmy, że taka maseczka chroni nie dziecko, a innych wokół niego. Powoduje, że jeśli dziecko kichnie lub kaszlnie, na zewnątrz wydostanie się mniej aerozolu, który może zawierać wirusy. Jeśli maseczki noszą wszystkie dzieci, każde w ten sposób chroni kogoś innego przed sobą.
Co, jeśli wiemy, że niektórzy nie noszą maseczek albo noszą je źle i chcemy uchronić dziecko przed inwazją wirusa? Wiemy, że będzie to bardzo trudne do zrealizowania podczas zajęć w szkole. Ale jeśli ktoś bardzo się boi albo bardziej musi chronić swoje dziecko, ponieważ z różnych powodów jest ono bardziej wrażliwe, może zakupić maskę która nosi symbol FFP2. To maska która pozwala filtrować aerozol ze skutecznością 94%, a przenikanie aerozolu z zewnątrz do wnętrza maski jest nie większe niż 8%. Takie maski używane są przede wszystkim w budownictwie, rolnictwie i właśnie przez pracowników medycznych, szczególnie do obrony przed wirusami grypy. Zgodnie z zaleceniami światowych gremiów medycznych to właśnie te maski ( a nie te z wyższym filtrem) są używane do obrony przed nowym koronawirusem.
Takiej maski – pod warunkiem, że jest prawidłowo noszona – można używać 8 godzin. Ale problem z maską jest taki, że jest ona na dobrą sprawę jednorazowa. W wyjątkowych sytuacjach może być użyta trzykrotnie, ale to tylko jeśli została wysterylizowana dwukrotnie nadtlenkiem wodoru. To jednak czynność, której nie da się przeprowadzić w domu, dlatego maska ta uznawana jest za jednorazową, zgodnie zresztą ze stanowiskiem Polskiego Stowarzyszenia Sterylizacji Medycznej. Na serwisach aukcyjnych czy w sklepach medycznych i budowlanych można taką maseczkę kupić za ok. 10 zł.
Zrezygnuj z „misia”
Dziecko idzie albo jedzie
do szkoły. Jeśli jest młodsze,
pewnie na powitanie
kolegów i koleżanek ucieszy
się. Maluchy są ruchliwe,
ale nie mają w zwyczaju
robić tego, co młodzież
na powitanie. Wśród
starszych od jakiegoś czasu
modne jest witanie się
przez przytulanie i całowanie
w policzek – to zwyczaj
częśty wśród dziewcząt.
Poprośmy dziecko, żeby
zrezygnowało z tego rytuału.
Zaproponujmy, żeby
wprowadzić zwyczaj trącania
się łokciami czy nogami.
Jest zabawny i nie
mniej czuły.
Mierz z umiarem
A co z temperaturą? Ministerstwo
edukacji mówi
w zaleceniach, żeby nie wypuszczać
do szkoły dzieci
kaszlących, kichających
czy z podwyższoną temperaturą.
Nigdzie nie ma
jednak mowy i tym, jaką
należy już uznać za podwyższoną.
Zgodnie z normami
medycznymi prawidłowa
temperatura to ta do
37°C. Pamiętajmy jednak,
że u wielu ludzi naturalnie
może być ona nieco wyższa.
A u dziewczynek i kobiet
w drugiej fazie cyklu miesiączkowego
temperatura
rośnie o około pół stopnia,
czyli pięć kresek. Dlatego
u wielu dzieci temperatura
ciała wynosząca 37,6°C nie
będzie żadnym wskaźnikiem
choroby. Miejmy to na
uwadze i obserwujmy też
obecnośc innych objawów.
Ministerstwo zwraca uwagę
także na te rzadsze, ale
typowe dla nowego koronawirusa,
czyli zanik albo
osłabienie węchu i smaku.
Karolina Kasperek