Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Galeria leczy pęknięte serca

Data publikacji 02.09.2020r.

„Słoneczna Galeria to miejsce, gdzie sztuka przeplata się z codziennym życiem. Tu każdy może przyjść ze swoimi pomysłami, tutaj może tworzyć i wystawiać swoje prace (…) Można śpiewać, tańczyć, malować, tkać, rzeźbić. Jednym słowem robić to, co się lubi i zarażać swoją pasją innych.”

Tak piszą o sobie na Facebooku mieszkańcy Wysina pod Kościerzyną. Robią tam rzeczy, które leczą nawet pęknięte serca.

Emerytura tylko na wsi
W altanie przy domu Krystyny i Piotra Krzyżanowskich już czekają Irena i Zosia. Na stole – ciasto, kawa z cynamonem i lemoniada, która pomoże radzić sobie z rekordową tego lata temperaturą. Pytam, jak to się stało, że małżeństwo z Gdańska przeniosło się na wieś i rozkręca w niej życie kulturalne.

– Mąż całe życie opowiadał, że na emeryturze się w mieście nie widzi. Że chce na wieś. W Gdańsku prowadziliśmy własną działalność gospodarczą. Największą satysfakcją jest chyba to, że z naszą pomocą w mieście wprowadzono dwadzieścia lat temu elektroniczne bilety miesięczne. Gdańsk był drugi w Polsce – opowiadają.

Krystyna zdobywała wiedzę na Akademii Sztuk Pięknych i pobierała lekcje u znanych artystów. W gdańskiej Galerii Miejskiej zdobyła wiedzę i umiejętności tworzenia ceramiki artystycznej. Specjalizuje się też w malarstwie koni różnymi technikami. Przy wsparciu męża zorganizowała wiele wernisaży i wystaw swoich prac.

Latami przyjeżdżali do Płacht w gminie Liniewo na wakacje – mieli tam mały domek wśród pól. Dlatego, kiedy ich dzieci się usamodzielniły, pomyśleli, że w okolice Liniewa wrócą na dobre. Znaleźli dom w Wysinie i osiedli w nim trzy lata temu.

– W Wysinie niewiele się już działo. Były zabawy w remizie, było koło gospodyń, ale spotykało się właściwie kilka razy w roku na kawie – mówi Krystyna.

– W działaniach wielu organizacji denerwuje mnie, że pisze się projekt, potem realizuje go, a potem projekt się kończy i jest, jak było. A to chodzi o to, żeby on miał kontynuację. Żeby powstała grupa ludzi, która podchwyci energię i będzie działać. To mieliśmy w planach – dodaje Piotr.

Zjedzmy, a potem zróbmy!
Jeszcze kiedy pomieszkiwali w Płachtach, zorganizowali we wsi wystawę malarstwa. Zaaranżowali do tego salę wiejską. Kiedy zamieszkali w Wysinie, zapraszali do swojego domu mieszkańców wioski. A to Dzień Niepodległości z pieśniami patriotycznymi, a to Andrzejki u Krzyżanowskich. Dyskutując w otoczeniu obrazów Krystyny i zajadając przyniesione przez siebie ciasta, wysinianie niepostrzeżenie stworzyli prawdziwy salon artystyczny. Krystyna starała się, by spotkania nie kończyły się na konsumpcji, ale żeby za każdym razem coś razem stworzyć.

– Pamiętam Dzień Niepodległości. Każdy dostał śpiewnik. Było tak wzruszająco, tak rodzinnie, tak się chciało być z ludźmi – wspomina Irena, a Zofia dodaje: – Pamiętam, że przyszłam i pomyślałam: „Boże, jacy to ciepli ludzie!“

Od Klubu do Galerii
W domu Krzyżanowskich było rzeźbienie, malowanie, lepienie. Nie wychodziło się nigdy z pustymi rękami. Ale potrzebne było też miejsce do spotkań we wsi. Krzyżanowscy mieli status osoby fizycznej, a gmina takim wynajmować nieodpłatnie świetlic nie chciała.

– Wtedy wpadliśmy na pomysł, żeby założyć fundację. Zainwestowaliśmy niemal całe oszczędności. Zyskaliśmy wolność, mogliśmy działać na własną rękę. I napisaliśmy pierwszy projekt – do Polsko- -Amerykańskiej Fundacji Wolności. Dostaliśmy wtedy pieniądze na wynajem upadłego sklepu przez rok. Tak powstał Klub Wiejski – opowiadają.

Sześćdziesiąt metrów byłego sklepu wysprzątali i wymalowali resztkami farb. Stanęły tam bilard, pianino, regały z książkami. Były gry w szachy, filcowanie, szydełkowanie, przygrywanie na pianinie. Uczyli się pierwszej pomocy i czytali na głos poezję. Kiedy kogoś nie mogło być na spotkaniu, jechali do niego do domu z kawałkiem gliny czy włóczką.

Projekt skończył się w czerwcu 2019 roku, a czynsz za Klub skoczył dramatycznie w górę. Członków i sympatyków Klubu nie było już stać na wynajmowanie. Wtedy cała działalność przeniosła się do domu Piotra i Krystyny, w którym z jednego z pokoi stworzyli Słoneczną Galerię. A w Wysinie zrobiło się jeszcze aktywniej.

– Były zajęcia plastyczne dla dzieci, wyjazd do opery na „Orfeusza w piekle” z pogadanką o tej formie muzycznej, konkurs plastyczny „Piękna nasza niepodległa”. Robiliśmy malowanie desek we wzory kaszubskie i haftowaliśmy. Z „Działaj Lokalnie” dostaliśmy pieniądze na plener malarski. Przyjechali do nas artyści z Gdańska i uczyli okoliczną młodzież podstaw malarstwa. A potem zrobiliśmy z tych dzieł wystawę na zamku Joannitów w sąsiednich Skarszewach – opowiada Krystyna, a Irena dodaje wzruszona, że pierwszy raz w życiu była na wernisażu.

Projekt prawie niemożliwy
Fundacja Słoneczna Galeria to nie tylko działania stacjonarne, ale i w terenie. Zajęcia odbywały się już i u Ireny na podwórku, i w świetlicach wiejskich, w domach kultury, a nawet placówkach w sąsiednich gminach i powiatach. W zeszłym roku zrealizowali projekt, którego rozmiary i potęga oddziaływania przerosła wszelkie ich wyobrażenia.

– Tu, gdzie pani siedzi, był obóz we wrześniu 1939 roku. Naziści zwieźli do Wysina być może nawet szesnaście tysięcy Kaszubów z okolicy. Mieli zostać wyniszczeni tak, jak Żydzi i Romowie. Potem transporty wywiozły ich na Wschód. Nie dotarli na Syberię. W wyniku nieporozumień między Niemcami a Rosją zostali na Podlasiu. Po wojnie nie wszyscy wrócili do Wysina. Kiedy dowiedzieliśmy się o tej historii z przypadkowej opowieści, postanowiliśmy napisać projekt, który choć trochę pomoże zabliźnić rany – opowiada Krystyna.

Tak się niewiarygodnie złożyło, że pochodzi z Podlasia. W wiosce sąsiadującej z jej rodzinną w czasie wojny przebywali Kaszubi. Pamięta z dzieciństwa opowieści o nich. Sama nie może się wciąż nadziwić, że los rzucił ją do Wysina, w którym historia zatoczyła koło.

Krzyżanowscy postanowili wysłuchać opowieści o trudnym czasie. Nagrali kilkanaście godzin wywiadów z najstarszymi mieszkańcami. A potem zorganizowali pierwsze po wielu latach obchody rocznicy utworzenia obozu. W zeszłym roku wypadała akurat osiemdziesiąta.

– Nam nie chodziło o rozliczanie kogokolwiek, ale o przeżycia tych ludzi z czasu obozu i wysiedlenia. Oni zresztą mówią o sobie „wygnani”. Przesiedlenie zakłada otrzymanie innego majątku. Oni zostali go zupełnie pozbawieni. Wielu z nich nikt nigdy wcześniej nie wysłuchał – opowiadają na zmianę Krzyżanowscy, Irena i Zofia.

Do obchodów przygotowywali się półtora roku. Wielogodzinne nagrania pocięli i złożyli w prezentację, którą odtworzono w lokalnym kościele podczas uroczystej mszy. Zaprosili chór specjalizujący się w pieśni patriotycznej i udekorowali kościół biało- czerwonymi flagami oraz kwiatami. W kościele wykład wygłosił profesor Andrzej Gąsiorowski, historyk z Gdańska.

– Osiemdziesiąt czerwonych i białych zniczy zapaliliśmy w kościele, a potem rozdaliśmy wiernym i szliśmy z nimi pod pamiątkowy kamień. Chcieliśmy, żeby ta procesja nie przypominała tej w Boże Ciało, bo upamiętnialiśmy bardzo bolesne doświadczenia. Wymyśliliśmy, że ludzi poprowadzi werblista. Wygrywał marszowy, dostojny rytm. A potem było spotkanie w świetlicy, w której zorganizowaliśmy wystawę zdjęć z czasów od końca wojny do teraz. Ci którzy dali świadectwo swoich przeżyć oraz członkowie chóru dostali odlanego przez nas anioła wolności – wspominają i podkreślają, że uroczystość miała być świętem dla ludzi, którzy przeżyli, i ich rodzin. Ale też dla wszystkich, których ich los porusza.

Uczestnicy mówili ponoć, że poczuli, jakby pierwszy raz się wyspowiadali. Że po tej uroczystości lżej im na sercu. Kiedy Irena wspomina te wyznania, sama ma łzy w oczach.

Chcą uczyć i łączyć
Krystyna mówi, że to pierwszy taki projekt, na który nie dostali wsparcia od władz gminy i którego nie spisali na papierze, ale który zapisał się dużo trwalej – w sercach. W realizację projektu zaangażowali się mieszkańcy Wysina, OSP, sympatycy Słonecznej Galerii oraz rodziny naocznych świadków wydarzeń sprzed 80 lat.

Teraz Krzyżanowscy planują coś równie innowacyjnego.

– Dookoła wciąż pandemia. Więc wymyśliliśmy „Mobilny warsztat anty- COVID”. Coś w rodzaju małej wypożyczalni sprzętu. Szlifierka, wyżynarka, frezarka i kilka innych narzędzi. Chcemy nauczyć lokalnych mężczyzn robienia prostych form w sklejce i drewnie. Podsuniemy pomysły, damy szablony. Tym projektem chcemy zaktywizować mężczyzn, a przy okazji poprawić estetykę wsi. Chcemy, żeby panowie wypożyczali sprzęt, kiedy będą chcieli zrobić do domu drewnianą latarnię czy jakąś dekorację do ogrodu – opowiada Piotr.

Drugi z projektów jest z myślą głównie o kobietach i znów ma łączyć serca i pokolenia. Chcą zgromadzić obok siebie w jednym miejscu i czasie dwie etnograficzne grupy, które podkreślają swoją odrębność.

– Chcemy, żeby spotkały się u nas Kaszubki i Kociewianki. I razem pracowały nad nowym rodzajem haftu – kociewsko-kaszubskim. Będzie nawiązywał do wzornictwa obu regionów, ale cały ma być tylko w złoto-żółtym kolorze. Mamy tu rodziny, w których teściowa jest z Kaszub, a synowa z Kociewia. Chcemy ludziom uświadomić, że mają ze sobą coś wspólnego i mogą tworzyć razem coś nowego mimo odrębności. Szukamy specjalistek od haftu kaszubskiego – mówi Krystyna i pyta, czy znamy kogoś.

Jeszcze w trakcie spotkania nawiązujemy kontakt ze znajomym kołem gospodyń. Czy Słonecznej Galerii kolejny raz uda się działanie, które ma budować mosty między ludźmi? Wierzymy, że tak i kibicujemy gorąco temu pomysłowi. A kiedy dojdzie do spotkania dwóch barwnych regionów, nie omieszkamy o tym napisać w „Tygodniku”.

Karolina Kasperek

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a