– Pod koniec ubiegłego roku wymieniliśmy dojarkę konwiową na przewodówkę z 5 aparatami udojowymi. Nie jest to jednak koniec inwestycji w produkcję mleka w naszym gospodarstwie – mówi Krzysztof Toruszewski. – Obecnie mamy 20 krów dojnych, ale do końca roku chcemy dojść do stada 30 sztuk, docelowo – do 40. Będzie się to wiązało z przeprowadzeniem inwestycji budowlanych oraz wymianą schładzalnika na większy. Już w tej chwili brakuje nam w oborze miejsca na młodzież i utrzymywana jest ona w kilku budynkach. Po zwiększeniu pogłowia krów będziemy musieli całkowicie wyprowadzić jałówki z obory i rozważamy budowę jałownika na około 50 sztuk, ale czekamy na poprawę koniunktury na rynku mleka. Jak już podejmiemy się budowy, to będziemy chcieli przeprowadzić ją jak najmniejszym kosztem. Myślałem o konstrukcji stalowej z niskimi ścianami o długich szczelinach zasłanianych kurtynami – mówi gospodarz.
Krowy państwa Toruszewskich utrzymywane są w oborze uwięziowej (20x11,5 m), z 30 stanowiskami ścielonymi słomą. W budynku zamontowane są 2 zgarniacze linowe, które, zdaniem hodowcy, są lepszym rozwiązaniem od np. zgarniaczy hydraulicznych.
Obecnie wszystkie pasze zadawane są ręcznie, jednak hodowcy chcą to zmienić i to jeszcze przed wybudowaniem nowej obory.
– Potrzebny jest nam wóz paszowy. Już w roku ubiegłym przymierzaliśmy się do zakupu tej maszyny, ale inwestycję odłożyliśmy na później. Myślę, że będzie to wóz o pojemności około 10 m3, który musi się mieścić w starej oborze, gdzie korytarz paszowy ma tylko 3 m szerokości. Maszyna musi być jednak na tyle duża, by w przyszłości po powiększeniu stada zapewniała sporządzenie odpowiedniej ilości paszy – mówi hodowca.
Krowy otrzymują sianokiszonkę i kiszonkę z kukurydzy oraz paszę treściwą. Najbardziej wydajne sztuki otrzymują ponad 5 kg własnej mieszanki treściwej i maksymalnie około 3 kg gotowej. Niedawno Toruszewscy zakupili mieszalnik ze śrutownikiem i teraz o wiele lepiej przygotowuje się mieszankę dla krów mlecznych. W jej skład wchodzą zboża własne, śruta sojowa i rzepakowa oraz dodatki mineralne.
– Teraz nie trzeba łopatą nasypywać zboża do śrutownika. Podjeżdżamy taczką pod mieszalnik i mamy gotową mieszankę do rozwiezienia – mówi pan Krzysztof.
Hodowcy nie sprzedają urodzonych w gospodarstwie cieląt. Buhajki opasane są do wagi ciężkiej, nawet do ponad 900 kg, cieliczki zaś zostawiane są na remont i powiększenie stada.
– Opasy mają stały dostęp do wybiegu i chętnie z niego korzystają. Tylko przy silnym wietrze chowają się do budynku. Mamy warunki do utrzymywania czystorasowego bydła mięsnego i rozważamy rozwijaniu tego kierunku produkcji. Myślimy o zakupie jałówek rasy limousine, by oprócz bydła mlecznego i opasów dodatkowo utrzymywać około 10 mamek tej rasy – mówi Krzysztof Toruszewski.
Hodowca od około 15 lat zakisza zielonki na pryzmach.
– Jest to duża oszczędność. Za folię do przykrycia pryzmy z 9 ha pierwszego pokosu zapłaciliśmy 470 zł. Trawę z powierzchni 15 ha z drugiego pokosu zakisiliśmy na pryzmie wydając na folię 700 zł. Przy owijaniu w baloty folia kosztowałaby znacznie więcej. Jednak nie zawsze da się wszystko zebrać w jednym terminie i część sianokiszonki sporządzamy w balotach. Niestety przyczepa samozbierająca jest już wysłużona i myślałem o jakimś lepszym i nowocześniejszym sprzęcie. Obok wspomnianego wozu paszowego i przyczepy samozbierającej potrzebna jest nam jeszcze zgrabiarka dwukaruzelowa – mówi gospodarz.
Prowadzona w gospodarstwie od lat produkcja roślinna, na której to przede wszystkim koncentrował się Krzysztof Toruszewski sprawiła, że rolnik inwestował głównie w maszyny, dla których wybudował garaż z prawdziwego zdarzenia o wymiarach 36 na 18 m.
Józef Nuckowski