– Przez wiele lat mieliśmy potężne problemy z terminowym wykonywaniem zabiegów chemicznych – wspomina Krzysztof Tutka. – Bo jeździliśmy na pola z zawieszanym 400-litrowym opryskiwaczem, który za jednym przejazdem był w stanie wykonać zabieg na powierzchni półtora hektara. A że część pól mamy oddalonych nawet dziesięć kilometrów od gospodarstwa, to na te działki musieliśmy ciągnąć beczkę z wodą. To generowało niepotrzebne koszty. Dlatego zrodził się pomysł zakupu używanego, samojezdnego opryskiwacza. Ale każda z maszyn, którą oglądaliśmy, nie tylko była droga, ale nadawała się od razu do remontu. Kolejnym pomysłem był zakup traktora JCB Fastrac lub MB Trac z zamiarem nabudowania na nim zbiornika na ciecz. Tutaj rynek też niewiele oferował. I to wtedy zrodziła się myśl, aby kupić osie jezdne i na ich bazie samodzielnie zbudować samojezdny opryskiwacz. Tata poradził mi, abym poszukał mostów od ciężarowego Stara 266, które są znane z wytrzymałości. Gdy ich szukałem w internecie, trafiłem na wyprzedaż mienia wojskowego. Na sprzedaż wystawiany był m.in. Star 244. Wyglądał całkiem nieźle, a jego cena wywoławcza wynosiła tylko 4000 zł.
Rolnik wziął udział w przetargu. Wygrał go. Cena ciężarówki została jednak podbita przez handlarzy do 6900 zł. I tak była to nadal okazja, wszak Star 244 był w doskonałym stanie technicznym i co ważne, mimo że był to samochód z 1977 roku, miał przejechane ledwie 10 000 kilometrów. Rolnik dowiedział się, że przez szereg lat pojazd wykonywał tylko jedno i to samo zadanie – odwoził żużel z kotłowni przy jednostce wojskowej w Modlinie.
– Do naszego gospodarstwa został przywieziony w maju na lawecie. Szybko udało nam się go uruchomić. Jedynie, co wtedy zmieniliśmy to wężyki przy hamulcach. Nic więcej nie trzeba było robić. A że niedługo potem wystartowały żniwa, to – jak mówi właściciel Stara – zaczęliśmy go wykorzystywać do zwożenia zboża z pola.
Miały być opony – jest drugi Star
Jesienią, tuż po zasiewach, Krzysztof Tutka rozpoczął dostosowywanie Stara do wymogów wykonywania zabiegów ochrony roślin. Zakres prac obejmował przede wszystkim posadowienie na ciężarówce zbiornika na ciecz roboczą, zamocowanie belki polowej, poprowadzenie całego układu cieczowego, a przede wszystkim rozwiązanie kwestii napędu opryskiwacza.
– Zaczęliśmy jednak od ogumienia. Star 244 posiadał opony szosowe, które do wykonywania oprysków się nie nadawały. Problem był w tym, że handlarze sprzedawali wtedy kompletne terenowe koła do Stara za mniej więcej 4000 zł. To niewiele mniej niż daliśmy za całą ciężarówkę. Dlatego – jak dodaje Krzysztof Tutka – zrodził się pomysł, aby z demobilu kupić kolejnego Stara z oponami terenowymi. Tak się złożyło, że na wiosnę 2018 roku jednostka wojskowa w Sandomierzu wystawiła na sprzedaż sześciokołowy model 266, który wcześniej był wykorzystywany do rozkładania mostu pontonowego. Wzięliśmy udział w przetargu i ponownie go wygraliśmy. Za samochód zapłaciliśmy 6000 zł. Miał co prawda pękniętą skrzynię redukcyjną i do jazdy się nie nadawał, ale jego opony były w dobrym stanie i można było je przerzucić między samochodami. Wbrew pozorom, nie było to jednak takie łatwe, bo Star 244, w porównaniu do modelu 266, ma niższe nadkola. Musieliśmy je wyciąć i wyprofilować. Ale po montażu terenowego ogumienia pojazd nie tylko lepiej zaczął trzymać się podłoża, ale zyskał wyższy prześwit. A dzięki temu, że posiadamy teraz drugą ciężarówkę, zyskaliśmy bazę części do silnika, skrzyni czy mostów. Na zakupie Stara 266 nie straciliśmy, bo za 2000 zł sprzedaliśmy jego wciągarkę. Znalazł się też nabywca na układ zawieszenia tylnych mostów.
Przed montażem opryskiwacza „poprawiono” silnik, którym jest wysokoprężny, sześciocylindrowy motor o pojemności 6,8 litra. Fabrycznie posiadał on pompę wtryskową z jednozakresowym regulatorem obrotów, która dopiero pod obciążeniem pracowała równo. Bez obciążenia nie tylko nie utrzymywała stałych obrotów, ale – jak mówi Krzysztof Tutka – nawet lekkie dodanie gazu powodowało, że motor od razu wchodził na wysokie obroty.
– Aby móc pracować z opryskiwaczem, trzeba było to poprawić. Dlatego – jak stwierdza konstruktor – pompa trafiła do warsztatu firmy Diesel-Tracz koło Rzeszowa, gdzie otrzymała wielozakresowy regulator obrotów. Teraz po dodaniu gazu silnik płynnie zwiększa obroty i co istotne, nawet bez obciążenia utrzymuje je na stałym poziomie.
3000 litrów w zbiorniku
Fabrycznie Star 244 był przystosowany do przewożenia ładunków o masie do 3,5 tony. Zostało to mniej więcej zachowane w „rolniczej” wersji pojazdu, bowiem nabudowano na nim zbiornik na ciecz roboczą o pojemności 3000 litrów. Zbiornik pochodził z zakupionego wcześniej używanego opryskiwacza marki Nodet. Z tej maszyny wykorzystano również ramę, która poprzez gumowe poduszki oraz dodatkowe podpory wykonane z profilu 50x50 mm, połączona została z ramą pojazdu. Z francuskiej maszyny „przerzucono” też belkę polową uprzednio zwężając ją z 24 do 15 metrów. Konieczne było też przeniesienie w inne miejsce podpór lanc. Cały osprzęt był tak montowany na ciężarówce, aby w każdej chwili można go było zdemontować zastępując innym np. skrzynią.
– Całkiem nieźle udało się to wszystko wkomponować i połączyć. Teraz nawet do zaworu spustowego pod zbiornikiem jest dobry dostęp. Nie wzięliśmy tylko poprawki na resory Stara, które przy obciążeniu nieco „siadają” i może trochę za nisko zamocowaliśmy ramę belki polowej – opisuje konstruktor. – Największym wyzwaniem okazało się jednak opracowanie hydraulicznego układu zasilania pompy wody. Napędu nie mogliśmy wyprowadzić ze skrzyni, bo każde wciśnięcie sprzęgła w celu zmiany biegu odcinałoby przepływ cieczy. Co prawda Star miał na stanie pompę hydrauliczną, która była wykorzystywana wcześniej do kiprowania skrzyni, ale zdecydowaliśmy się wykorzystać ją do zasilania siłowników do rozkładania i unoszenia belki. Natomiast do napędu pompy wody powstał oddzielny układ hydrauliczny. Poprzedzone to było obliczeniami. Musiałem m.in. ustalić, jaka jest faktyczna wydajność pompy przy danych obrotach silnika i jaki silnik hydrauliczny najlepiej się przy tym sprawdzi. Przy przygotowaniu tego układu pomagała nam firma Mizar, od której zresztą kupiłem potem osprzęt hydrauliczny m.in. pompę, silnik oraz filtry i węże hydrauliczne.
Jak działa ten układ? Przy silniku zamontowana została pompa hydrauliczna, która jest napędzana paskiem klinowym od wału. Do pompy dochodzą dwa przewody. Ssący jest połączony z 40-litrowym zbiornikiem na olej. Drugim przewodem olej kierowany jest z pompy do rozdzielacza obsługiwanego dźwignią w kabinie. Z rozdzielacza olej tłoczony jest do silnika hydraulicznego, który napędza pompę wody.
2,5 litra paliwa na hektar!
W maszynie zastosowana została nowa pompa cieczy marki Agroplast. Dlaczego nie wykorzystano pompy od opryskiwacza Nodet?
– We francuskim opryskiwaczu pracowała pompa wirnikowa, która wymaga dużej mocy. Poza tym ciężko byłoby doprowadzić do niej napęd, bo była przystosowana pod wałek ciągnika. Dużo łatwiej było to zrobić przy nowej pompie, którą połączyliśmy z hydromotorem sprzęgłem gumowym pochodzącym z osobowego Mercedesa 190 – odpowiada Krzysztof Tutka.
Pompa tłoczy ciecz do zaworu sterującego Pilmetu. Ten zamocowany jest koło zbiornika. Natomiast manometr wskazujący ciśnienie jest umieszczony w kabinie na własnoręcznie wykonanej skrzynce sterującej. Znajdują się na niej również przełączniki do obsługi sekcji belki polowej. Tych jest pięć, a każda ma po 3 metry szerokości. Bezpośrednio z kabiny można także regulować ciśnienie robocze. Takie możliwości dało zamocowanie przy zaworze sterującym silniczka wycieraczek, który był wymontowany ze Stara 266.
– Można się przyzwyczaić do jazdy po polu ciężarówką. Prowadzenie nawet w wyższym łanie jest proste, bo praktycznie siedzi się nad śladem ścieżki przejazdowej. W razie wątpliwości zawsze można uchylić szybę i spojrzeć na przednie koło. Dla mnie najważniejsze jest to, że dzięki tej maszynie praca idzie sprawniej i mam więcej wolnego czasu. Na większych kawałkach pól w godzinę takim sprzętem jestem w stanie wykonać zabieg na powierzchni nawet 3 hektarów. Już nie tracę czasu na tankowanie, a jeden pełny zbiornik cieczy wystarcza nawet na 10 hektarów. Nie potrzeba też dwóch osób. Teoretycznie mógłbym szybciej też dojeżdżać na pole, bo ten samochód można rozpędzić do 70–80 km/h. W praktyce jednak na szosę nie wyjeżdżamy poruszając się wyłącznie po polnych drogach – podsumowuje Henryk Tutka. – Co do samej pracy po polu to zabiegi wykonuję ze średnią prędkością 8 km/h z załączonym drugim biegiem i reduktorem. W godzinę Star zużywa do 8 litrów paliwa. Niskie spalanie wynika z tego, że obroty silnika utrzymuję na niskim poziomie od 1250 do 1300 obr./min. Po przeliczeniu, każdy opryskany hektar wiąże się z wypaleniem tylko ok. 2,5 litra oleju napędowego. Ten wynik mówi wszystko.
Przemysław Staniszewski