NIE EKSPORTUJCIE SWOICH PROBLEMÓW DO NAS – pod takich hasłem w kwietniu ubiegłego roku przed siedzibą Parlamentu Europejskiego protestowali producenci mleka z państw zachodniej Afryki. W proteście udział wzięły również organizacje humanitarne jak Oxfam czy SOS Faim, które wydały rekomendacje dotyczące tego problemu. Głównym wskazaniem było ograniczenie wszelkich form dumpingowej sprzedaży na afrykański rynek produktów mleczarskich. Czy faktycznie jest tak, że europejskie mleczarstwo bezlitośnie niszczy zachodnioafrykańską konkurencję?
Na początek kilka słów na temat afrykańskiego rolnictwa. Nietrudno się domyśleć, że różni się ono znacznie od tego w Europie czy Ameryce Północnej. Najwięcej różnic dostrzec możemy właśnie we wspomnianej już Afryce Zachodniej.
W 2016 roku liczba krów w Afryce była blisko pięciokrotnie większa (49 mln sztuk) niż w Stanach Zjednoczonych (9 mln sztuk), a ponaddwukrotnie niż we wszystkich krajach Unii Europejskiej – 23,5 mln (obecnie 22,6 mln sztuk). Do największych producentów mleka w Afryce zalicza się: Etiopię, Kenię, Republikę Południowej Afryki oraz Sudan. Ale tylko dwa z tych czterech wymienionych państw, a mianowicie Kenia i Etiopia, zdołały stworzyć system produkcji, w którym państwa te są samowystarczalne.
Mamy więc ogromny potencjalny rynek zbytu, na którym występuje tzw. luka rynkowa. Gospodarstwa rolne w tych krajach nie są bowiem w stanie wyprodukować takiej ilości mleka, która zaspokoiłaby popyt na ten produkt. Popyt jest wyższy niż podaż. Stąd nasuwa się pytanie: jeżeli na rynku występuje niedobór produktu, to czy lokalni producenci naprawdę konkurują z mlekiem eksportowanym przez europejskie mleczarnie?
Kraje afrykańskie przechodzą obecnie wiele przemian. Dotykają je w znacznym stopniu zmiany klimatu, przez co duża część ludności przeprowadza się do miast. W krajach afrykańskich nie istnieje sieć dystrybucji produktów mleczarskich, mogąca zapewnić przepływ mleka (przetworzonego lub nie) do mieszkańców powiększających się miast. Mechanizm ten dobrze obrazuje raport sporządzony przez niemiecką agencję rozwoju GIZ GmbH. Jest on odpowiedzią na stawiane przez organizacje społeczne tezy. W raporcie posłużono się przykładem Burkina Faso – kraju, w którym bez wątpienia występuje wzrost zapotrzebowania na produkty mleczarskie lub mlekopodobne o zwiększonej wartości użytkowej. Lukę rynkową na te produkty zapewniają produkty importowane, a które trafiają głównie do sklepów w większych miastach i miasteczkach, czyli tam, gdzie nie są w stanie dotrzeć ze swoimi produktami lokalni producenci mleka. Co więcej, nawet przyrost produkcji w tym państwie nie jest w stanie zaspokoić rosnącego popytu, który w ostatnich latach rósł od 2 do 4% rocznie. Kolejną istotną kwestią, a o której często nie wiemy lub zapominamy, jest fakt, że dla mieszkańców Afryki Zachodniej mleko jest ,,produktem ubocznym” w procesie pozyskiwania mięsa. Produkcja zwierzęca ma na celu wyprodukowanie mięsa a nie mleka.
Wspomniane już zmiany i uwarunkowania klimatyczne powodują również, że masowa produkcja mleka, taka jaką wyobraża sobie europejski czy amerykański farmer – jest zwyczajnie niemożliwa. W Afryce Zachodniej nie myśli się kategoriami: wiosna, lato, jesień i zima, ale pora deszczowa i pora sucha. W wymienionym już Burkina Faso pora sucha trwa dziewięć miesięcy. Wszystko to sprawia, że koszty produkcji, głównie ze względu na ograniczone zasoby wody oraz trudności w pozyskaniu paszy, stają się bardzo wysokie. Przytaczane są szacunki, wg których sam koszt wyprodukowania litra mleka surowego wynosi co najmniej 0,41 euro – co jest kwotą dość znaczącą.
Biorąc pod uwagę powyższe uwarunkowania, w krajach Afryki Zachodniej zaczyna dochodzić niejednokrotnie do sytuacji odwrotnej niż tej, którą przedstawia wspomniany na wstępie artykuł czy organizacje. W związku z dostępnym tanim (zagranicznym) surowcem, mieszkańcy tych państw w coraz większej skali rozpoczynają produkcję mleka spożywczego rekonstytuowanego oraz jogurtów. Powracając po raz kolejny do Burkina Faso – w kraju tym funkcjonuje około 200 minimleczarni. Zaczęły one powstawać na początku lat 90., zatrudniając zazwyczaj do 10 osób i przetwarzając do 10 000 l mleka dziennie. Większość z nich pracuje na odtwarzanym mleku w proszku. Wcześniej miały do dyspozycji ograniczoną ilość lokalnego surowca. Faktem więc jest, że głównym problemem afrykańskiej produkcji mleka jest nie importowane mleko w proszku, ale kompletny brak sieci dystrybucji, w wyniku którego można by zaopatrzyć rosnące populacje dość dużych miast. Gdyby nie importowane mleko, w wielu miejscach w zachodniej Afryce, nie byłoby żadnego.
Często powtarzanym mitem, jest stwierdzenie jakoby mleko natłuszczane olejami roślinnymi to wynalazek, który został odrzucony przez europejskiego konsumenta i służy wyłącznie utylizacji produktu ubocznego. Faktem jest, że niezaprzeczalną zaletą tego produktu jest możliwość przechowywania go w gorszych warunkach, tzn. bez chłodnictwa i w wysokich temperaturach.
,,Europa wciska Afryce swój niezdrowy wyrób mlekopodobny i jeszcze niszczy tamtejsze mleczarstwo’’ – tak brzmiał tytuł artykułu przedstawiającego śledztwo w przedruku portalu ONET. Czy aby na pewno? Co ciekawe, największe ilości owego „niezdrowego wyrobu mlekopodobnego” z krajów Unii Europejskiej wcale nie trafia do Afryki. Największym odbiorcą europejskiego natłuszczanego mleka w proszku jest od lat Arabia Saudyjska, do której w roku 2019 trafiło 100 034 ton tego produktu. Owszem, kolejne na liście unijnych eksporterów są Nigeria (96 706 t w 2019) i Senegal (86 772 t), jednak dochodziły one do obecnego poziomu przez ostatnie kilka lat. Innymi istotnymi, poza afrykańskimi, importerami są Zjednoczone Emiraty Arabskie, Irak, Oman, Jemen i Bangladesz – do którego eksport już w tym roku (styczeń-czerwiec) wzrósł o 47,5%.
Kończąc, przypomnijmy, że nie tylko irlandzkie, duńskie czy francuskie firmy zajmują się eksportem mleka czy serwatki w proszku lub stworzonych na ich bazie produktów, które spełnić mogą specyficzne warunki logistyczne. Są wśród nich również polskie mleczarnie. Polskie przedsiębiorstwa mleczarskie wyeksportowały w 2019 roku 154 tys. ton natłuszczanego mleka w proszku. Prekursorem w wytwarzaniu tego produktu, który do dziś posiada mocną pozycję jest Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska w Kole. Jednak dzięki kolejnym znaczącym inwestycjom w zaawansowane proszkownie mleka, ugruntowaną już od dłuższego czasu pozycję posiadają również spółki Polmlek i Laktopol oraz Spółdzielnia Mleczarska Mlekovita.
Artur Puławski