– Jednorodna, wymieszana dawka jest smakowita, a zarazem zmniejsza ilość niedojadów. Krowy całą dobę pobierają taką samą paszę, co korzystnie wpływa na zdrowotność żwacza oraz poziom produkcji mleka. Kolejny plus to mniejsza pracochłonność przy zadawaniu pasz – oznajmił Jan Stokłosa.
Jednoślimakowy, pionowy paszowóz Strautmann o pojemności 12 m3 rolnik zakupił w kwietniu br., razem z napędzającym go ciągnikiem Deutz-Fahr o mocy 75 KM. Ten nowy komplet spisuje się bez zarzutów. Wybór marki ciągnika był podyktowany dobrymi doświadczeniami. Wszak w gospodarstwie bezawaryjnie pracuje już 10-letni zielony traktor o mocy 110 KM. Są też starsze Ursusy i najmocniejszy Zetor generujący 160 KM. Hodowca maksymalnie wykorzystał programy pomocowe przy wymianie parku maszynowego, zakupując nie tylko traktory, ale też m.in. dwie ładowarki JCB – teleskopową, służącą głównie do załadunku wozu paszowego oraz przegubową niezastąpioną przy usuwaniu obornika z korytarzy gnojowych, a także prasę zwijającą. Tylko zakup kombajnu zbożowego Class Tucano 430 nie był objęty dofinansowaniem, gdyż zabrakło punktów na tak wydajną maszynę.
Treściwa poza wozem
W skład dawki zadawanej z paszowozu wchodzą: kiszonka z kukurydzy, sianokiszonka w balotach oraz kiszone wysłodki buraczane, zatem jest to PMR bez udziału pasz treściwych, które rolnik zadaje osobno.
– Mamy zbyt małe stado, aby dzielić krowy na grupy i każdej zadawać inny TMR, dlatego wszystkie krowy otrzymują jeden PMR. Zaraz po doju do stołu paszowego dopuszczamy krowy produkcyjne. One pobierają PMR, który uprzednio posypujemy paszą treściwą, gdy się najedzą, to dopiero wtedy otwieramy bramki i umożliwiamy dostęp do paszy krowom zasuszonym i jałówkom cielnym – wyjaśnił Jan Stokłosa.
Wolnostanowiskowa, ale ze stropem
Obora wolnostanowiskowa na 30 krów powstała w wyniku gruntownej przebudowy starej stodoły w 2008 roku. Posiada szeroki na 3 m stół paszowy usytuowany wzdłuż jednej ze ścian bocznych. Są dwa rzędy boksów legowiskowych, ścielonych słomą oraz dwa korytarze gnojowe.
Za dój odpowiada hala udojowa DeLaval typu rybia ość 2 x 3 stanowiska. Obora posiada strop, a na nim obszerne poddasze użytkowe, gdzie hodowca składuje baloty ze słomą.
– Tylko sucha i czysta słoma, innej nie używam, ani jako paszowej, ani do ścielenia. Zapleśniała słoma ze sterty to same problemy. Ściółka musi być jak najlepszej jakości, sucha, ale też bez drobnoustrojów chorobotwórczych, co ma ogromy wpływ na zdrowotność wymion – wyjaśnił Jan Stokłosa.
Zaraz przy oborze w wyniku przedłużenia jej zadaszenia podpartego słupami powstała wiata na maszyny. Udało się też wybudować kiszonkarskie silosy betonowe oraz utwardzić plac manewrowy wokół obory, co również, jak w przypadku zakupu maszyn, odbyło się za pomocą funduszy unijnych.
Jałówki wracają lub nie
Rolnik na remont stada podstawowego 30 krów utrzymuje tylko od 10 do 15 jałówek i jak przyznaje, ta ilość zazwyczaj wystarcza. To świadczy o dość niskim brakowaniu.
– Tylko sporadycznie musimy dokupić jałówki cielne na remont stada, ale jest to materiał hodowlany sprawdzony i pewny, gdyż pochodzi z naszej obory – stwierdził rolnik. Jak to możliwe? A tak, że cieliczki Jan Stokłosa sprzedaje tylko i wyłącznie swojemu koledze, który wyspecjalizował się w odchowie jałówek. W tym zaprzyjaźnionym gospodarstwie nasz rozmówca ma prawo pierwokupu jałówek pochodzących z jego gospodarstwa. Chyba że nie ma takiej potrzeby, wtedy kolega sprzedaje materiał hodowlany komuś innemu.
Hodowca utrzymuje bydło odmiany czerwono-białej. Są to mieszańce hf-a z rasą simentalską i innymi rasami czerwonymi.
– Mieszańce są zdrowsze od czystorasowych hf-ów. Cielęta mają mocniejszą budowę i lepiej się sprzedają. Jest to bydło typowo użytkowe, funkcjonalne i dobrze przystosowane do naszych warunków – podkreślił gospodarz, dodając, że przeciętna krowa dojona jest przez 5 laktacji, a okres międzywycieleniowy (OMW) nie trwa 1,5 roku, a nieco ponad rok, co zwiększa częstotliwość urodzeń cieląt oraz zapobiega zapasaniu się krów.
Mnogość inwestycji wykonanych w ostatnich 15 latach w gospodarstwie Jana Stokłosy trzeba tym bardziej docenić, iż gospodaruje on na dość słabych glebach od IV do VI klasy bonitacyjnej. Jak sam przyznał, inwestycje nie byłyby możliwe z samej produkcji roślinnej bez produkcji mleka oraz bez dofinansowań unijnych, które wykorzystał w 100%.
Andrzej Rutkowski