Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Czy wieprzowina z dobrostanu da zarobić?

Data publikacji 23.09.2020r.

Zwiększanie wymogów dobrostanu w chowie trzody chlewnej jest nieuniknione, co oznacza dla rolników wyższe koszty produkcji. Wydaje się, że nie ma innej drogi, by poprawić wizerunek chowu zwierząt w oczach konsumentów. Stwarza to jednak możliwość uzyskania wyższej ceny za żywiec, pod warunkiem że polityka rolna danego kraju będzie dobrze prowadzona.

Rok 2020 zaczął się dla producentów trzody chlewnej bardzo dobrze i wszystko wskazywało, że ten trend się utrzyma, głównie ze względu na duże zapotrzebowanie Chin po wystąpieniu w tym kraju afrykańskiego pomoru świń. W ciągu pierwszych 6 miesięcy Niemcy wyeksportowały do Chin około 400 tys. ton wieprzowiny – dwa razy więcej niż w tym samym okresie 2019 roku. Niestety, epidemia koronawirusa bardzo zachwiała rynkiem, doprowadzając do znacznych spadków cen. Pierwszy kryzys producenci świń odczuli po wprowadzeniu izolacji w marcu, a jeszcze większy po zamknięciu największej ubojni w Niemczech Tönnies w Rheda-Wiedenbrück w czerwcu.

Podobnie, a może nawet gorzej będzie po wykryciu pierwszych przypadków ASF u dzików w Niemczech. Informację tę przekazały tamtejsze służby po południu 9 września. W tym samym dniu rano Matthias Quaing ze Stowarzyszenia Niemieckich Producentów Świń ISN, prezes organizacji zajmującej się handlem trzodą chlewną oraz giełdą internetową (ISW), omawiał sytuację na tamtejszym rynku trzody chlewnej podczas drugiej edycji Forum Rolników i Agrobiznesu – Świnie zorganizowanego przez miesięcznik „Top Agrar Polska”. Nikt się nie spodziewał, że po jego zakończeniu realia drastycznie się zmienią, a niemieckich producentów dotkną jeszcze większe kłopoty.

Mniej mięsa, ale lepszej jakości Konferencja w Poznaniu miała charakter hybrydowy – część uczestników pojawiła się osobiście na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, a pozostali mogli wziąć w niej udział online. Ponieważ światowa produkcja wieprzowiny zmniejszyła się o 10%, co było spowodowane znaczącym spadkiem pogłowia trzody chlewnej w Chinach na skutek epidemii afrykańskiego pomoru świń, wiele krajów na tym skorzystało.

– Największy wzrost eksportu do Chin, bo aż o 161%, odnotowały Stany Zjednoczone. Eksport z Unii Europejskiej do krajów trzecich także wzrósł – o 13,6%, a największymi eksporterami do tej pory były Niemcy i Hiszpania – mówiła Anna Kurek, redaktor miesięcznika „Top Agrar Polska”.

Po potwierdzeniu pierwszego przypadku afrykańskiego pomoru świń u padłego dzika w Brandenburgii Chiny ogłosiły wprowadzenie zakazu importu mięsa i produktów wieprzowych z Niemiec, co może mieć oczywiście katastrofalne skutki dla sektora trzody chlewnej w UE. W 2019 roku eksport unijnej wieprzowiny do Chin stanowił ponad 41% ogólnego eksportu i był o 80% większy niż rok wcześniej.

Popyt na wieprzowinę spada zarówno w Polsce, jak i w całej Unii. W ciągu najbliższych lat przewidywane jest dalsze ograniczanie spożycia tego mięsa. Konsumenci będą jedli mniej mięsa, ale z pewnością będą poszukiwali coraz częściej wieprzowiny wysokiej jakości. Dlatego już teraz wiele krajów UE stawia na podwyższone normy chowu świń zapewniające lepszy dobrostan zwierząt.

– Konsumenci są zaniepokojeni warunkami utrzymywania zwierząt i uważają, że produkty pochodzące z hodowli mniej intensywnych, prowadzonych w warunkach jak najbardziej naturalnych, lepiej smakują i są zdrowsze. Dlatego domagają się, aby dobrostan zwierząt był bardziej chroniony. Wskazują na to wszystkie badania przeprowadzone zarówno w Polsce, jak i w całej Unii Europejskiej. Im zamożniejsze społeczeństwo, tym chętniej wyraża też gotowość więcej za taki produkt zapłacić – mówił prof. Roman Kołacz z Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Jak wynika z badań, w Polsce tylko 36% społeczeństwa jest skłonne płacić więcej za produkty z ferm z dobrostanem. Wychodzi więc na to, że oczekuje się, aby żywność spełniała wysokie standardy jakościowe, ale jednocześnie była relatywnie tania, co w praktyce jest trudne do pogodzenia.

– Hodowca musi wybrać złoty środek, aby te wymagania były spełnione. Tymczasem aż 75% duńskiego i 82% niemieckiego społeczeństwa jest gotowe płacić więcej za produkty ze zwiększonego dobrostanu. Dlatego w 2015 roku duński rząd dofinansował każde stanowisko ze swobodnym kojcem porodowym jednorazową kwotą tysiąca euro. Miała to być rekompensata za ponoszenie wyższych kosztów w tym systemie chowu – twierdzi prof. Roman Kołacz.

Kojce swobodne są większe od tradycyjnych, ich montaż wiąże się ze zwiększoną powierzchnią budynku, a poza tym są droższe. Według prof. Kołacza, Duńczycy planują, aby na koniec 2020 roku 10% pogłowia loch było utrzymywanych w swobodnych kojcach porodowych. Natomiast od 2021 roku wszystkie nowo powstające chlewnie z sektorami porodowymi będą musiały być wyposażone w tego typu kojce.

Wyzwania w oznakowaniu
Wprowadzenie zwiększonych wymogów dobrostanu powinno pociągać za sobą właściwe oznakowanie żywności. Jak przedstawił prof. Roman Kołacz, w Danii wprowadzony w 2017 roku znak jakości z jednym sercem oznacza, że w gospodarstwie nie obcina się ogonków prosiętom, lochy są utrzymywane grupowo w kojcach ściołowych, w porodówkach jest dostępna słoma do budowy gniazda, a transport do rzeźni nie trwa dłużej niż 8 godzin. Znak jakości z dwoma sercami to dodatkowo większa o 30% powierzchnia kojców dla warchlaków i tuczników. Trzy serca to oprócz spełnionych wymienionych wyżej wymogów możliwość korzystania przez lochy z wybiegów.

Wynika z tego, że oprócz ogólnie obowiązującego prawa unijnego niektóre państwa członkowskie zwiększają wymogi na poziomie krajowym wobec swoich hodowców. W Polsce wnioski o dotację na poprawę dobrostanu loch złożyło 350 hodowców, czyli 0,21% spośród 111 tys. rolników utrzymujących trzodę chlewną, a na poprawę zarówno dobrostanu loch, jak i tuczników – 2150 rolników, czyli 1,26% ogółu. Problemem jest to, że u nas wciąż brakuje dobrze funkcjonującego i rozpoznawalnego systemu jakości wieprzowiny oraz właściwego oznakowania produktów pochodzących od zwierząt utrzymywanych w chlewniach o podwyższonym standardzie.

– Producenci świń muszą dostosowywać systemy produkcji do rosnących wymagań konsumentów, zwłaszcza w zakresie dobrostanu i warunków utrzymania zwierząt, którzy kwestionują takie elementy chowu, jak zbyt duża obsada zwierząt na metr kwadratowy, unieruchomienie loch w kojcach podczas ciąży i porodu, brak ściółki lub innych materiałów zaspokajających potrzeby behawioralne, brak wybiegów, stosowanie GMO w paszy, nadużywanie antybiotyków, kastracja prosiąt oraz obcinanie ogonów i kiełków – tłumaczył prof. Kołacz.

Jak dodaje, nie znamy faktycznej skali problemu, gdyż rocznie pod kątem dobrostanu zwierząt kontrolowanych jest w Polsce zaledwie 5% gospodarstw.

– Według raportu Głównego Inspektoratu Weterynarii, w 2018 roku skontrolowano niewiele ponad 14 tys. gospodarstw utrzymujących świnie, z czego w 4,5 tys. stwierdzono nieprawidłowości, co stanowiło ponad 30% kontrolowanych stad – mówił profesor.

Przyszłość to dobrostan
Na produkcję mięsa w warunkach podwyższonego dobrostanu zamierzają także postawić Niemcy. Zdaniem Matthiasa Quainga, niemieckich producentów trzody chlewnej czekają w najbliższych latach duże wyzwania, gdyż minimalne normy ochrony świń ulegną znaczącym zmianom.

– Rolnicy będą musieli sporo zainwestować, by spełnić wszystkie parametry. Do tego dochodzą jeszcze bardzo duże obciążenia związane z ochroną środowiska, co może spowodować, że w ciągu najbliższych 10 lat wiele gospodarstw zniknie z rynku. Zmiany systemu utrzymania świń w Niemczech będą kosztować od 3 do 5 mld rocznie. Za podwyższony standard produkcji rolnicy otrzymują 3–5 eurocentów za kilogram więcej – mówił Matthias Quaing.

Powołana specjalna rada do spraw polityki rolnej przygotowała zalecenia, które jeszcze nie są aktami prawnymi, ale w perspektywie najbliższych lat mają być stopniowo wcielane w życie w celu przebudowy hodowli. To, co jest już pewne, to zakaz kastracji prosiąt bez znieczulenia od przyszłego roku.

– Rolnicy, którzy zainwestują w odpowiedni sprzęt do kastracji ze znieczuleniem, mogą otrzymać zwrot kosztów obejmujący 60% wydatków, ale nie więcej niż 5 tys. euro. Do tej pory złożono 3,5 tys. wniosków o dofinansowanie zakupu urządzeń do narkozy – wyliczał Matthias Quaing.

Niemieccy producenci obawiają się, że koszty produkcji świń wzrosną w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej, co pogorszy ich pozycję na rynku. Szacuje się, że koszt na jednego knurka wyniesie od 1 do 4 euro – w zależności od wielkości chlewni. Zakłada się, że około 70% rolników zdecyduje się wykorzystywać narkozę, 5% immunokastrację, a pozostali będą tuczyć knurki. Obecnie w Europie 61% knurków jest kastrowanych chirurgicznie, 3% poddawanych immunokastracji, a 6% nie jest w ogóle kastrowanych.

– Wprowadzone zostaną nowe wymogi dotyczące grupowego utrzymania loch od momentu odsadzenia prosiąt. Dopuszczalne będzie jedynie krótkotrwałe unieruchomienie loch do wykonania zabiegu inseminacji. Ponadto dla każdej lochy musi być przewidziane średnio 5 m2 powierzchni, w tym 1,3 m2 do leżenia, oraz możliwość obrócenia się (kojce samoblokujące nie są liczone jako przestrzeń do wycofania się). Te wymogi będą obowiązywać najpóźniej w 2026 roku – mówił ekspert z Niemiec.

Rolnicy mają też 12 lat na przystosowanie się do nowych wymogów dotyczących porodówek. Minimalna powierzchnia kojca będzie wówczas wynosiła 6,5 m2, a maciory będą mogły być unieruchomione w jarzmach maksymalnie przez 3 dni po wyproszeniu.

Zalety działania na giełdzie
Nasuwa się pytanie, czy podobnie restrykcyjne wymogi dotyczące dobrostanu świń Unia Europejska wymusi na innych państwach członkowskich. Matthias Quaing uważa, że nie, gdyż są to wewnętrzne przepisy i polityka rolna jego kraju. Jednocześnie podkreśla, że z punktu widzenia interesów rolników tylko dobrze zorganizowane zrzeszenia producentów pomagające w sprzedaży świń mogą stawić czoła koncentrującemu się przemysłowi mięsnemu. Producenci żywca muszą więc jednoczyć siły.

O tym, że giełda trzody chlewnej to ważnye narzędzie w kraju z dominującą produkcją świń w gospodarstwach rodzinnych, mówił podczas forum dr Johann Schlederer, prezes Stowarzyszenia Producentów Świń w Austrii. Jak podkreślał, struktura stad trzody chlewnej jest tam bardzo podobna do polskiej. Prawie połowę gospodarstw stanowią te utrzymujące 10–400 tuczników. Z tą różnicą, że eksport wieprzowiny przewyższa import, mimo że Austria jest małym producentem tego mięsa.

– Austria z produkcją 5,4 mln świń jest daleko za Niemcami, gdzie poziom ubojów wynosi 59 mln tuczników. Mimo to producenci trzody chlewnej są bardzo dobrze zorganizowani – podkreślał Johann Schlederer.

Największym odbiorcą świń z Austrii są Niemcy. Jednocześnie kraj ten jest też dużym dostawcą wieprzowiny. Udział importowanych prosiąt wstawianych do tuczu wynosi 5%, czyli znacznie mniej niż w Polsce. Gospodarstwa natomiast dzielą się mniej więcej po połowie na te produkujące w cyklu zamkniętym oraz otwartym.

– Chlewnie produkujące w cyklu zamkniętym są w stanie zminimalizować różnicę pomiędzy zyskiem a kosztami i ponosić mniejsze straty. Producenci tuczników kupowali warchlaki bardzo drogo, a sprzedaż żywca nie pokryła ich kosztów. Tucz własnych prosiąt zawsze charakteryzuje się mniejszymi wahaniami – wyjaśniał Johann Schlederer.

Jego zdaniem giełda świń gwarantuje współpracę na ustalonych zasadach, a połączone związki producentów trzody chlewnej są realnym partnerem dla ubojni.

– Wyznaczone osoby są uprawnione do negocjacji cen, które odbywają się w każdą środę. System zapewnia wszystkim jedną cenę. Często to zakłady mięsne są ostatecznie mniej zadowolone, gdyż przedstawicielom rolników udaje się wynegocjować satysfakcjonującą ich stawkę. Dzięki temu udaje się utrzymać dobry poziom cen, nawet jeśli w innych krajach unijnych one spadają – mówił Schlederer.

Jak podkreślał, pomimo złej struktury produkcji poziom cen austriackich świń plasuje się w europejskiej czołówce. Niezależna instytucja zajmuje się klasyfikacją tusz, co także jest kolejnym plusem dla rolników. Średnia mięsność tuczników to 60,7%. Określona jest także pożądana masa tuszy pomiędzy 87 a 96 kg , za którą rolnicy dostają dodatkową dopłatę do ceny. Akceptowalne wagi tusz to 82 kg i powyżej oraz pomiędzy 96 a 106 kg. Za niższe lub wyższe rolnicy mają potrącenia.

– Wypracowaliśmy też model motywacyjny dla mniejszych producentów, aby przygotowywali większe partie świń do sprzedaży. Za partię powyżej 92 tuczników dostają dopłatę 3 euro do tucznika – wyjaśniał ekspert z Austrii.

Wspólne działanie rolników w ramach giełdy pozwala na jednolite rozliczenia. Organizacja zapewnia kontrolę danych z rzeźni oraz silną pozycję negocjacyjną producentów trzody chlewnej w stosunku do odbiorców, a także reprezentowanie ich interesów oraz lobbowanie zarówno w Austrii, jak i w Brukseli. Czyli coś, czego brakuje w naszym kraju, gdzie nie ma jednej, dużej organizacji broniącej interesów rolników.

Dominika Stancelewska

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a