Doktor Karol Wierzchosławski, lekarz weterynarii prywatnej praktyki, podkreślał, że pomimo znaczącej poprawy bioasekuracji gospodarstw w ciągu kilku ostatnich lat w większości stad średniej wielkości wciąż wiele brakuje, aby mówić o pełnej bioasekuracji i zabezpieczeniu przed ASF, a także innymi chorobami. Zdaniem eksperta często spełniane są normy wymagane przez przepisy, natomiast chlewnia nie jest bezpieczna pod względem biologicznym.
Jako newralgiczny punkt specjalista wymieniał nieprzestrzeganie procedur wejścia do chlewni, w tym brak profesjonalnej śluzy dezynfekcyjnej, niezmienianie obuwia oraz odzieży. W przypadku przemieszczania zwierząt zagrożeniem jest najczęściej brak rampy do załadunku oraz mieszanie się osób odbierających świnie z gospodarstwa z pracującymi na terenie chlewni.
– To są drogi, którymi najłatwiej ASF może wedrzeć się do budynku. Choć stado powinniśmy chronić nie tylko przed tą chorobą – wskazuje dr Wierzchosławski.
Jak pokazują przedstawione przez specjalistę dane, wirusy i bakterie w sprzyjających warunkach mogą przetrwać wiele dni (tabela). Jeśli więc samochód nie zostanie odpowiednio umyty i zdezynfekowany, nawet jeśli w czasie weekendu nie był wykorzystywany do przewozu zwierząt, wciąż może wprowadzić zarazki do stada.
Z praktyki specjalisty wynika, że częstym schorzeniem przenoszonym za pośrednictwem środków transportu jest dyzenteria, która generuje dodatkowe koszty na poziomie 20–30 zł na tucznika. Wynika to ze zwiększonej liczby padnięć, większego zużycia paszy na kilogram przyrostu, a także kosztów leczenia zwierząt.
Ochrona ma służyć rolnikowi
Ważne jest wyznaczenie specjalnej strefy załadunku i wyładunku dla pojazdów. Jeśli to możliwe, powinien obowiązywać zakaz wjazdu środków transportu (np. odbierających tuczniki czy padłe świnie do zakładu utylizacyjnego) na teren gospodarstwa. Kiedy potencjalnie skażona ciężarówka dociera do strefy załadunku, rolnik pozostaje po czystej stronie i kieruje świnie do pojazdu, podczas gdy kierowca ciężarówki pozostaje po drugiej stronie i je przyjmuje. Dobrze zaprojektowany załadunek pozwoli zwierzętom na łatwe poruszanie się we właściwym kierunku przy minimalnej interwencji. Zapobieganie cofaniu się zwierząt z rampy załadowczej oraz przemieszczaniu się ludzi między strefami czystymi i brudnymi zminimalizuje ryzyko przeniesienia zanieczyszczenia z ciężarówki do gospodarstwa.
Proste zasady, które ochronią przed wtargnięciem chorób zakaźnych, są możliwe do zastosowania nawet w małych gospodarstwach. Wystarczy odseparować poszczególne grupy technologiczne zwierząt, myć i dezynfekować pomieszczenia. Zdaniem specjalisty wystarczy kilkudniowa przerwa pomiędzy wstawieniem kolejnej grupy zwierząt do pomieszczenia, a producent świń zaobserwuje poprawę statusu zdrowotnego zwierząt.
– To nie kontrole Inspekcji Weterynaryjnej i zaliczony tzw. SPIWET świadczą o biobezpieczeństwie chlewni, tylko codzienne przestrzeganie zasad, które często powinny być bardziej rygorystyczne niż w ogólnych zaleceniach. Przy czym rygorystyczne wcale nie oznacza, że trudne i niemożliwe do zrealizowania – podkreślał Karol Wierzchosławski.
Jak twierdził, nieważne, czy w gospodarstwie jest sto, czy tysiąc świń – zasady są takie same, a przy stosunkowo niewielkich nakładach rolnicy są w stanie utrzymać bioasekurację na poziomie, który zapewnia zdrowszą i tańszą produkcję wieprzowiny. Przy czym bioasekuracja to też ochrona przed innymi jednostkami chorobowymi, a nie tylko przed wirusem ASF.
– Błędem jest postrzeganie bioasekuracji jako kosztu. Łatwiej jest przekonać rolnika do leczenia zwierząt generującego niejednokrotnie dużo pieniędzy niż do zainwestowania kilkuset złotych czy kilku tysięcy w skali gospodarstwa, które przyniosą mu długofalowe korzyści – uważa lekarz weterynarii z Gniezna.
Zdaniem wykładowcy mata dezynfekcyjna czy niecka z płynem oczywiście są potrzebne, ale to niejedyne metody ochrony, zwłaszcza jeśli są zabrudzone, a środek odkażający nie jest regularnie uzupełniany.
Teoria a praktyka
Wirus ASF jest bardzo odporny na działanie czynników środowiskowych, dlatego jedynie bioasekuracja może ochronić stada przed jego wniknięciem. Bioasekuracja zewnętrzna, która chroni przed zawleczeniem patogenów do obiektu, stała się ważnym elementem w produkcji trzody chlewnej. Ma znaczenie nie tylko w przypadku chorób zwalczanych z urzędu, co do których obowiązują regulacje prawne, ale dotyczy także schorzeń o znaczeniu ekonomicznym. W tym drugim przypadku należy także bardzo uważać, aby nie doszło do przeniesienia zakażeń podczas kontroli urzędowych. Do ograniczania rozprzestrzeniania się czynnika zakaźnego wewnątrz gospodarstwa służy natomiast bioasekuracja wewnętrzna. To ona najczęściej pozwala ograniczać straty w produkcji.
– Największe ryzyko wprowadzenia chorób to zakupione do stada zwierzęta oraz transport i ludzie. Często wolimy winić za pojawiające się schorzenia myszy, owady czy paszę, a bardzo dużo błędów popełniamy sami – albo z nieświadomości, albo z pośpiechu – opowiada Karol Wierzchosławski.
Należy zwrócić uwagę na trzy główne elementy:
- wyznaczanie granic stref, aby ograniczyć możliwość przeniesienia zakażenia (zwierzęta, sprzęt) do miejsc wolnych od wirusa;
- mycie i usuwanie zabrudzeń z przedmiotów (pojazdy, sprzęt), które muszą zostać wprowadzone na teren gospodarstwa;
- dezynfekcję, która przy odpowiednim zastosowaniu umożliwia inaktywację patogenu, wciąż obecnego na przedmiotach, które zostały wcześniej umyte.
Nie mieszać świń
Status zdrowotny stada determinuje to, w jaki sposób należy zarządzać chlewnią. Rozchwianie statusu może nastąpić szczególnie przy powiększaniu stada. Karol Wierzchosławski zwracał uwagę na reguły przy wprowadzaniu zwierząt. Trzeba pamiętać, że lochy, zwłaszcza loszki, są siewcami patogenów dla swojego potomstwa, a błędy we wprowadzaniu loszek skutkują problemami w rozrodzie. Loszki to 20% grupy, więc może to ujemnie wpływać na wyniki. Im gorszy status zdrowotny, tym mniej należy przesadzać też prosięta pomiędzy miotami i nie cofać zwierząt starszych do młodszych. W żadnym wypadku nie wolno cofać prosiąt z odchowalni na porodówkę i z tuczarni na odchowalnię.
– Wyzwaniem jest wzrastająca liczba prosiąt od lochy. Rolnik chce odchować każde żywo urodzone prosię i stąd potrzeba wykorzystywania mamek, przenoszenia osesków oraz wcześniejszego ich odsadzania. Skutkuje to mieszaniem różnych grup wiekowych prosiąt, a tym samym transmisją infekcji w stadzie – mówił ekspert.
Ochronę bierną u prosiąt zapewniają zwłaszcza szczepienia loch. Aby osiągnąć maksimum skuteczności, trzeba pamiętać o właściwych terminach tych zabiegów. Drugie szczepienie należy wykonywać minimum 18–21 dni przed porodem, a pierwsze minimum 3 tygodnie wcześniej. Ważna jest też jakość szczepionek i ich przechowywanie.
Dominika Stancelewska