Jest ich dwóch, młodych i zdrowych, zatem z łatwością zastępują się w swoich obowiązkach tak, że jeden może odjechać z gospodarstwa. Nawet przy większym natężeniu prac nie najmują pracowników, bo jeden drugiemu pomaga, a są jeszcze rodzice, którzy chętnie służą pomocą i doświadczeniem. Daniel zajmuje się przede wszystkim produkcją zwierzęcą, m.in. odpowiada za żywienie stada, wykonuje zabiegi inseminacji, zaś Kamil dba o uprawę pól, ma też zmysł mechanika, co przydaje się przy remoncie i naprawie maszyn.
– We dwóch na takim gospodarstwie jak nasze jest znacznie łatwiej niż jednemu. Wszak pracy przy 60 krowach, 80 opasach i 100 sztukach młodzieży hodowlanej jest w bród. Grunt to się zgadzać. Oczywiście zawsze będą jakieś różnice zdań, ale trzeba rozmawiać i wtedy możliwe jest wypracowanie dobrego kompromisu – podkreślił Daniel Pawłowski.
Jałówki rosły zbyt wolno na pastwisku
Na pastwiska wychodzą tylko krowy zasuszone oraz jałówki wysoko cielne, gdyż ruch ma korzystny wpływ na łatwość wycieleń. Jeszcze w zeszłym roku bracia wypasali także młodsze jałówki, jednak zrezygnowali z tego systemu gdyż zauważyli, że jałówki znacznie szybciej rosną w oborze na dawce TMR.
– Na pastwisku jałówki mają znacznie niższe przyrosty, jak wyjdą wiosną mając wagę 300 kg, tak na jesieni schodzą do obory w wadze 350 kg. Nie możemy sobie na to pozwolić. Jałówka musi szybko rosnąć, abyśmy mogli ją jak najwcześniej zacielić, wtedy w młodszym wieku zaczyna produkować mleko, a to wszystko wpływa na wynik ekonomiczny – podkreślił Daniel Pawłowski.
Dwie obory w trzy lata
Bracia Pawłowscy wybudowali dwie obory: uwięziową dla krów dojnych oraz wolnostanowiskową dla jałówek i opasów. Trzyletnia uwięziówka posiada 80 legowisk ścielonych słomą, a obornik usuwany jest za pomocą zgarniacza hydraulicznego. Za dój odpowiada dojarka przewodowa Westfalia z ośmioma aparatami udojowymi.
– Pomimo że musimy zakupić słomę, to nie chcieliśmy mat legowiskowych, które wcale nie są tanie ani tak wygodne dla krów jak naturalna ściółka – wyjaśnił Daniel Pawłowski.
Obora wolnostanowiskowa wybudowana przed rokiem jest w systemie bezściołowym z betonowymi rusztami. Tu bracia mogą utrzymywać do 120 sztuk bydła.
Co ciekawe, te dwie obory, które powstały całkiem niedawno, kosztowały w sumie tylko 750 tys. zł. Jak to możliwe?
– Na znaczne obniżenie kosztów wpłynęło to, że sami kupowaliśmy materiały, a nie zdaliśmy się na firmę, która oczywiście wszystko by za nas zrobiła, ale to niestety kosztuje. Dla przykładu, obora dla młodzieży hodowlanej początkowo miała być budowana z dofinansowaniem w ramach PROW. Jej budowę we wniosku do ARiMR firma wyceniła na 1 mln zł netto. Zrezygnowaliśmy z dofinansowania oraz z kompleksowej usługi budowy przez firmę i wybudowaliśmy identyczny obiekt za jedyne 450 tys. zł brutto. To pokazuje jak złudne są dofinansowania i kto na nich zarabia – powiedział Kamil Pawłowski.
Niezawodny wóz – twardy Belarus
Bracia wymienili cały park maszynowy. Dwa razy korzystali z dofinansowania na zakup maszyn. W ramach PROW zakupili m.in. ciągnik Claas, a dwa inne ciągniki tej firmy zakupili już bez wsparcia. Chwalą sobie współpracę z firmą Agro-Serwis Zambrów w zakresie kupna i serwisu maszyn a ciągniki Claas za bezawaryjność.
Od 6 lat hodowcy sporządzają dawkę TMR w pionowym wozie paszowym Alimamix Evolution o pojemności 12 m3 . Uważają go za bardzo solidny i niezawodny.
– Bardzo dobry paszowóz, nic przy nim nie naprawialiśmy, wystarczy tylko regularnie wymieniać noże na ślimaku. Do jego napędzania wykorzystujemy stary traktor MTZ Belarus. To tani ciągnik oborowy, którego nie odpinamy od paszowozu. Niektórzy kupują drogie wypasione ciągniki do napędzania wozu paszowego co dla nas jest zupełnym bezsensem. Taki Belarus naprawimy sami, nie musimy go rejestrować, bo nie wyjeżdżamy nim poza siedlisko. Twardy Belarus daje radę też w ciężkich warunkach oborowych. To wszystko wpływa na cięcie kosztów – wyjaśnił Kamil Pawłowski.
Dwa TMR-y
W skład dawki TMR mieszanej w wozie paszowym dla krów dojnych wchodzą takie pasze jak: kiszonka z kukurydzy, sianokiszonka, gniecione ziarno kukurydzy, poekstrakcyjna śruta rzepakowa, suche wysłodki buraczane, korektor białkowy, dodatek mineralno- -witaminowy oraz drożdże. Ta dawka wyliczona jest na dzienną produkcję 28 l mleka od przeciętnej krowy. Sztuki bardziej wydajne dokarmiane są z ręki pełnoporcjową paszą treściwą w postaci granulatu. Drugi zupełnie inny TMR bracia mieszają dla jałówek i opasów, gdzie największy udział stanowi sianokiszonka uzupełniana kiszonką z kukurydzy.
– Jałówkom na rozdaną dawkę TMR rozsypujemy poekstrakcyjną śrutę rzepakową, gdyż potrzebują więcej białka, zaś buhajom na TMR rozsypujemy koncentrat dedykowany dla opasów, gdzie poziom białka i energii jest odpowiednio zbilansowany dla tej grupy zwierząt – powiedział Daniel Pawłowski.
Dopłaty do produkcji – zaprzepaszczona szansa
Jednym z problemów młodych hodowców jest to, że własne grunty stanowią poniżej 10% uprawianych pół i w olbrzymim stopniu zależni są od dzierżaw. Dobrze, że część dzierżaw jest na umowę, bo inaczej ryzyko rozwijania gospodarstwa byłoby naprawdę duże.
– Sprzedaż ziemi blokują dopłaty bezpośrednie, zatem bardzo mało zawieranych jest transakcji w naszej okolicy, ponadto jeśli już ktoś sprzedaje ziemię, to jest bardzo droga. Dopłaty w rolnictwie powinny być do produkcji a nie do posiadanych gruntów, gdyż ten powinien dostawać dopłaty, kto produkuje i ponosi koszty z tym związane. U nas w wielu przypadkach jest tak, że kto inny uprawia ziemię, a dopłaty bierze właściciel, który nic nie robi w zakresie produkcji rolniczej. Gdyby od samego początku dopłaty były do produkcji, to znacznie więcej młodych ludzi przejęłoby po swoich rodzicach gospodarstwa rolne, by je rozwijać. Zaś dopłaty do ziemi spowodowały, że młodzi poszli do miasta, a starsi dalej uprawiają ziemię tylko i wyłącznie dla dopłat, które są swego rodzaju zasiłkiem socjalnym – stwierdził Daniel Pawłowski, zaś brat Kamil dodał, że ich gospodarstwo jest ostatnim typowo produkcyjnym i rozwijającym się w całej wiosce. Bracia zaznaczyli również, że problemem towarowych gospodarstw są coraz wyższe koszty produkcji mleka. Dlatego tak ważna jest stabilna cena białego surowca, którą łatwiej jest uzyskać w dużej mleczarni o mocnej pozycji na rynku, jaką jest Mlekpol.
Andrzej Rutkowski