Członkowie stowarzyszenia obawiają się o zdrowie własne oraz kolejnych pokoleń zamieszkujących w pobliżu planowanej inwestycji. Ich zdaniem, doprowadzi ona do degradacji środowiska naturalnego poprzez emisję szkodliwych gazów i pyłów. Dlatego chcą walczyć o zachowanie czystego środowiska w swojej okolicy.
– W publikacjach medycznych są wzmianki o tym, że przy dużych fermach ludzie zaczynają chorować psychicznie. Jest to duży problem, który może także nas dosięgnąć. Obawiamy się, że mogą wystąpić u nas np. nerwice i depresje. Są osoby bardziej i mniej odporne psychicznie. Niektórym te odory będą przeszkadzać, a innym nie. Osoby mieszkające przy takich fermach mówią, że mają bule głowy, nudności, że pojawiły się u nich alergie, uciążliwy kaszel. To co emitują fermy drażni oczy i układ oddechowy – mówi Anna Kosiorek.
Członkowie stowarzyszenia „Kropka” zapowiadają, że nie poddadzą się w walce o powstrzymanie budowy fermy przemysłowej w swojej okolicy.
– Zrobiliśmy pierwszy krok zawiązując stowarzyszenie. Członkowie i osoby wspierające naszą działalność wniosły składki, dzięki którym możemy pokryć koszty obsługi prawnej. Spotykamy się w danej sprawie. Nawiązujemy kontakty z innymi stowarzyszeniami, które nam pomagają i przekazują istotne dla nas informacje. Obecnie czekamy na ogłoszenie terminu konsultacji społecznych – mówi Przemysław Kosiorek, który wspólnie z żoną Anną prowadzi gospodarstwo. Hodowcy mają trójkę dzieci: Janka, Zuzię i Julka. Wsparcia w jego prowadzeniu udziela także mama pana Przemka Teresa. Stado bydła składa się z 10 krów mlecznych, 2 buhajów rozpłodowych i około 10 jałówek w różnym wieku. Surowiec dostarczany jest do Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej Garwolin w Woli Rębkowskiej. Anna i Przemysław Kosiorkowie są członkami Rady Powiatowej Mazowieckiej Izby Rolniczej Powiatu Garwolińskiego.
– Na początku widmo powstania fermy drobiu nie stanowiło dla nas aż tak dużego problemu. Jednak gdy zaczęliśmy zgłębiać ten temat, to teraz wiemy, że taka inwestycja niesie spustoszenie. Trzeba na nią patrzeć z perspektywy kilkunastu lat – tłumaczy Urszula Tratkiewicz.
Mieszkańcy Zwoli zwracają uwagę na to, że planowana ferma będzie działalnością przemysłową, a nie rolniczą.
– Ferma ma powstać w odległości 500 metrów od moich zabudowań. U nas przeważają wiatry zachodnie, czyli w stronę naszych siedlisk. Trudno w krótkim okresie ocenić, jakie będą skutki tych wszystkich pyłów, które będą emitowane z hal. Brak regulacji ustawy odorowej pozwala na dużą dowolność w poczynaniu inwestorów. Taką wielką produkcję, jaka ma u nas powstać na 2 mln sztuk rocznie, według obowiązujących przepisów uważa się za działalność rolną. Moim zdaniem,jest to działalność przemysłowa, a nie rolna i w tym jest największy problem. W całej okolicy mamy od lat rolnictwo rodzinne i z pewnością nie miało ono większego wpływu na środowisko. Natomiast takie inwestycje niestety mają. Tutaj nie ma infrastruktury drogowej, nie ma terenu skanalizowanego – mówi Jarosław Wielgosz, reprezentujący stowarzyszenie „Kropka”.
Protestujący obawiają się obniżenia poziomu wód gruntowych oraz zanieczyszczenia ich poprzez niewłaściwe składowanie obornika.
– Nasuwa się pytanie: dlaczego ta ferma ma powstać akurat u nas w Zwoli. Czujemy zagrożenie w związku z inwestycją. Boimy się o siebie, ale przede wszystkim myślimy o tym, w jakim środowisku będą mieszkały nasze dzieci i wnuki. Mieszkam tutaj 28 lat i wcześniej nigdy nam nie brakowało w studniach wody. Po zmeliorowaniu gruntów, w studniach często brakuje wody. Obawiamy się tego, co by było gdyby w pobliżu uruchomiona została ferma drobiu, która będzie zużywała ogromne jej ilości – mówi Renata Owczarczyk, która utrzymuje 10 krów mlecznych, a surowiec dostarcza do OSM Garwolin.
– Wiadomo, że taka ferma będzie zagrożeniem dla mieszkańców Zwoli. Na wsi brzydkie zapachy były i będą, bo utrzymywane są zwierzęta, ale taka przemysłowa produkcja jest czymś zupełnie innym – mówi Sylwester Pasik, który utrzymuje się z niewielkiego gospodarstwa, nastawionego na chów bydła opasowego.
– 12 lat temu kupiłem nieruchomość w Zwoli i myślałem, że na emeryturze będę sobie spokojnie tutaj mieszkał. Jestem trochę rozczarowany tym, co jest tutaj planowane. 30 lat temu w okolicy, gdzie mieszkali moi znajomi, była ferma drobiu i już wtedy mi się to nie podobało. W 2012 roku inwestor z Chin chciał budować u nas duże kurniki. Nie doszło do budowy, ale niestety teraz inny inwestor stara się o pozwolenie na przeprowadzenie takiej inwestycji. Niebezpieczeństwo polega na tym, że wszystko zaczyna się od niewielkiej ilości kurników, a w przyszłości może ich przybywać – mówi Grzegorz Morozowicz.
W chwili zamykania tego numeru TPR nie udało nam się uzyskać odpowiedzi na pytania zadane inwestorowi SMS-em. O przebiegu powyższej sprawy będziemy państwa informować.
Józef Nuckowski