Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Przytulona kura lepsza od smartfona

Data publikacji 30.09.2020r.

Do gospodarstwa agroturystycznego można przyciągnąć turystów jeziorem, plażą, kajakiem. Ale można im zaproponować spacer z kozą i wielbłądem po wsi albo wzięcie na ręce kury. Takie rzeczy tylko w Zwierzyńcu Starzyno prowadzonym przez Artura Bullmanna, który pamięta tradycyjną wieś i chce dla młodego pokolenia odrobinę jej wskrzesić. No, może trochę unowocześnionej dwoma włochatymi garbami.

Witam, jestem Artur, moja żona Magda i nasze dzieciaki Dawid, Jaś i Nikoś. Nasza przygoda ze zwierzętami zaczęła się parę lat temu (...). Zawsze byłem miłośnikiem zwierząt. Od zawsze marzyłem o założeniu własnej hodowli zwierząt gospodarskich – na własne potrzeby (...)”. Tak zaczyna się całkiem długa opowieść, której koniec jest dramatycznym apelem o pomoc. Znajdziecie go na stronie zrzutka.pl, na której Artur zbiera właśnie pieniądze na utrzymanie swojego niezwykłego Zwierzyńca. Przypadkiem trafiliśmy na tę informację i kiedy przeczytaliśmy, że tworzy go z miłości do tradycyjnej wsi, z potrzeby ratowania niechcianych zwierząt i marzenia, by w kontakcie z naturą edukować najmłodszych, nie mogliśmy odmówić sobie odwiedzenia Starzyna pod Puckiem.

Alladyn jak syn
Na spotkanie wybiega 9-letni Dawid, syn gospodarzy. Trzyma w objęciach mrużącą z zadowolenia oczy kurę i prowadzi za drewniany płot. Za płotem – ogromna, poprzecinana ogrodzeniami łąka. Gdzieś daleko kuc skubie trawę.Nieco bliżej ciekawskie kozy prężą szyje, wypatrując nowego gościa. Kury też nie pozwalają o sobie zapomnieć i z zainteresowaniem podchodzą do ogrodzenia. Przegrywają z sąsiadem, który nagle wyłania się zza paśnika. Jest może nieco mniej typowy jak na pomorski, a nawet polski krajobraz. Bo co tu robią dwa wielbłądzie garby?

– Proszę mu dać gruszkę na otwartej dłoni. Nie ma się co bać, on jest bardzo delikatny. Mąż jest w Alladynie zakochany, przytula go częściej niż mnie. Ale tak się przyzwyczailiśmy, że już byśmy go nie oddali – mówi Magda, żona Artura.

– 810 kilo żywej wagi. Nie śpi na wybiegu, tylko w budynku gospodarczym. Chodzimy czasem dalej, na spacery po wiosce. Ale zawsze przed jedzeniem, bo po jedzeniu to on jest leniuch, nie ruszy się. Raz pobiegł gdzieś w wieś. On sobie truchtał, a ja prawie płuca wyplułem. Pomyślałem, że skoro można kupić w Jastrzębiej Górze, nad samym morzem, oscypki czy ciupagę, to można tu mieć i wielbłąda. Wiem, że jesteśmy jedyni na Pomorzu – mówi Artur.

synu. Głaszcze, tarmosi, robi sobie z nim selfie. Ale dosiąść go nie pozwala nikomu. Kiedy Dawid, syn, udaje, że chce to zrobić, Artur jednym słowem ucina zapędy. Aladyn ma mieć u Bullmannów raj.

Kozy z odzysku
Idziemy do kóz. Balbinka, mała Basia, duża Basia. Przychodzą na zawołanie jak psy, wyciągają szyje. Artur chodzi z nimi na długiej smyczy na spacery. Zabiera też oczywiście Zosię, czyli kuca.

– W sezonie nie daje się przejść przez główną ulicę. Kiedy Magda z dziećmi stoi którąś minutę, podchodzę z Zosią. Wtedy zatrzymuje się cały sznur – mówi Artur.

Dużą Basię oddała Bullmannom pani z gospodarstwa w sąsiedniej wiosce. Nie miała już siły na jej utrzymywanie. Małą Basię Artur odkupił od człowieka, który niedaleko budował dom i kupił sobie kozę. Miała być ozdobą. Ale chwilę później założył ogród i posadził kwiaty. W chwilę zdecydował, że kozy nie chce. Balbina, najmłodsza w gronie, też nie zagrzała miejsca u poprzednich właścicieli.

Zwierzęta mają potężne wybiegi na łące od strony głównej drogi. Artur dzierżawi ją od sympatyzującego z ideą Zwierzyńca sąsiada. Bullmannowie mieszkają kawałek dalej, w centrum wsi, za oknem mając wielkie pole kukurydzy.

Cały Zwierzyniec ma raptem rok, a w wersji z wybiegiem istnieje od marca. Ale żeby zrozumieć, o co w nim chodzi, trzeba trochę sięgnąć do historii Artura i Magdy.

Hodowla z marzeń
Artur wychował się w Starzynie, w domu z ogródkiem. Rodzice nie pracowali już w gospodarstwie, ale takie z prawdziwego zdarzenia mieli mieszkający na drugim końcu wioski dziadkowie. Artur pamięta dzieciństwo z mlekiem prosto od krowy, jajami podbieranymi kurom i smakiem domowych twarogów.

– Były świnka, krowa, kury, kaczki, gęsi. Swojska wędlina to coś, czego nie da się przecenić. Kiedyś wszyscy tu coś hodowali. A dziś – tylko domy z ogródkami. Ludziom nie opłaca się trzymać zwierząt, taniej jest pójść do sklepu i kupić – opowiada założyciel Zwierzyńca Starzyno.

Kiedy poznał Magdę i założył rodzinę, postanowił, że jego dzieci będą znały taką wieś. Że nauczy ich podniebienia prawdziwych smaków. Ale zanim zaczął realizować to marzenie, los rzucił go – hydraulika z zawodu – za granicę. Pięć lat, już z rodziną, przemieszkali i przepracowali w Szkocji.

 

– Wróciliśmy trzy lata temu. Zaczęliśmy remont domu. Zatrudniłem się w pobliskim parku rozrywki. Poznałem tam Daniela – człowieka z fundacji Evan ratującej konie. W lutym 2019 roku poprosił, żebym pojechał z nim skontrolować stan kuca, którego ktoś kupił sobie jako atrakcję. Koń „istniał” tylko w sezonie, przez resztę roku pozostawał niemal bez opieki. Zobaczyłem skrajnie zaniedbane zwierzę. Nigdy nie mieliśmy psa ani kota – mamy w domu alergika – ale już nie wyobrażałem sobie życia bez Zosi – mówi Artur.

Kiedy żona zobaczyła go z kucem w drzwiach, zapytała tylko: „Co to?”. On odpowiedział: „Koń” i uznał kwestię za wyjaśnioną. Szybko okazało się, że Zosia ma magiczny wpływ na dzieci.

– Zawsze był problem ze smartfonem. Wiecznie granie, sporo naszego krzyku. Aż tu nagle Dawid raz nalał wody Zosi, innym razem nakarmił i poszedł na spacer, na który zabierał koleżankę – wspomina.

Potem Arturowi zamarzyły się kaczki. Któregoś dnia pojechał zatankować i wrócił z parą kaczek – Jasiem i Małgosią. Cieszył się, że dzieci potrafią odejść od telewizora i nie grać na Play Station.

Następnie sprowadzili piętnaście kur od pracującej na fermie kuzynki. Dali im przestrzeń, a pojawienie się pierwszego jajka świętowali całą rodziną.

– Nagle okazało się, że do kur, do gęsi przychodzą nasi znajomi z dziećmi. A z czasem zaczęli przyjeżdżać znajomi znajomych. Pojawiali się rodzice z niepełnosprawnymi dziećmi, które wyjeżdżały ze Zwierzyńca szczęśliwe. Zeszłej jesieni pojawiła się mała Basia – opowiadają.

Mówią, że przy kozach dojrzała w nich myśl, żeby ich Zwierzyniec pełnił funkcję edukacyjną. Ale jak rozreklamować zagrodę z kurą czy kaczką? Potrzebne było coś, czego nikt na Pomorzu nie miał. I pojawił się Alladyn.

– Zeszłego lata Daniel przyjechał do Starzyna z Alladynem, którego trzymał jako atrakcję pozwalającą skuteczniej zbierać pieniądze na ratowane konie. Wielbłąd miał reklamować atrakcje w parku rozrywki. Powiedziałem Magdzie, że koczują we wsi, a ona na to, żeby przyszli w takim razie z wielbłądem na obiad. I przyszli. A chwilę później wielbłąd został – opowiada Artur.

Jesienią do zagrody trafiły jeszcze dwie kozy, potem króliczyca, która nie trzymała młodych, a właścicielowi żal było ją ubijać. Całkiem niedawno – kogut, którego właścicielka oddała, bo przeszkadzał jej sąsiadom. Do marca zwierzęta mieszkały w ogrodzie przy domu. W marcu tego roku Artur zbudował wybieg i przeniósł do niego zwierzęta. Przy domu zostały tylko stada gęsi i kaczek. Uruchomił stronę internetową, grafik wycieczek szkolnych już był niemal pełen. Gotowy był ciągnik z przyczepą do krótkich wycieczek... I wybuchła pandemia.

– Nie było szkół, nie było przypadkowych turystów. Zaczęliśmy dokładać do zagrody. Teraz zastanawiam się, jak zarobić na tyle zwierząt. Utrzymanie samego Alladyna kosztuje trzy razy tyle, co utrzymanie konia. Myślę o założeniu fundacji, ale póki co znajoma zorganizowała zbiórkę na zrzutka.pl – mówi zrozpaczony Artur.

Chce zrobić wszystko, żeby nie musieć oddawać zwierząt. Boi się, że mogłyby trafić w złe ręce. Sam szuka dodatkowej pracy. Dlatego potrzebuje teraz, zanim życie wróci do normy, pomocy. Jeżeli zechcecie wesprzeć jego edukacyjny Zwierzyniec, wejdźcie na profil „Ratujemy Zwierzyniec w Starzynie” na www.zrzutka.pl. Bullmannowie zapewniają, że przyjmą każde niechciane zwierzę, jeśli tylko finanse pozwolą im przetrwać zimę – porę, kiedy wycieczek właściwie nie ma. Dajmy szansę ich kurom, kaczkom i kozom. Niech uszczęśliwiają dzieci z miast i te, którym los odebrał sprawność.

Karolina Kasperek

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a