– Przeprowadziliśmy remont i modernizację obory. Postanowiliśmy wymienić oraz powiększyć stado krów mlecznych. Chcieliśmy sprzedać posiadane 25 sztuk, a kupić 50. W czerwcu ubiegłego roku zaczęliśmy szukać zwierząt. Mieliśmy już zobowiązania bankowe w związku z inwestycją w oborze oraz zakupem maszyn, więc banki nie chciały nam udzielić kolejnego kredytu. Tomasz K., handlarz, który z nami współpracował od dwóch lat, zaproponował, że pomoże nam załatwić pieniądze na zakup stada. Mieliśmy razem z nim wziąć całe sprowadzone z Łotwy stado krów liczące 88 sztuk. U nas miało zostać 50, a pozostałe miał wziąć pan K. Przyjechał do nas około godziny 22.00 z umową pożyczki na 420 tys. zł. Powiedział, że jak nie dostaniemy tych pieniędzy, to on tę umowę zniszczy. Po jakimś czasie przyjechał znowu i powiedział, że nie udało się wziąć tej pożyczki i podpisane przez nas dokumenty zniszczył. Powiedział także, że zna jeszcze jedną firmę, w której na pewno dostaniemy pożyczkę. Mąż pojechał więc z nim załatwiać pieniądze na krowy – mówi Agnieszka Trusiak.
Państwo Trusiakowie podpisali weksle zarówno na zabezpieczenie pierwszej, rzekomo zniszczonej umowy, jak i drugiej, zrealizowanej. Każda z umów opiewała na ponad 400 tys. zł. Nie był to jednak jedyny koszt zakupu krów.
– Tomasz K. w rozliczeniu wziął nasze stare krowy i młodzież. Ich wartość ustaliliśmy na około 50 tys. zł. Ponadto pieniądze z pożyczki rzekomo trafiły na jakieś czeskie konto i handlarz twierdził, że musimy wpłacić zaliczkę. Daliśmy mu więc do ręki 80 tys. zł. Mąż umówił się ustnie z Tomaszem K., że krowy będą kosztowały 5,5 tys. zł za sztukę. Potem okazało się, że podrożały – do 6,7 tys. zł. Według pierwszych ustaleń powinniśmy zapłacić za krowy 250 tys. zł, a okazało się, że mamy do spłaty 417 tys. zł – mówi Agnieszka Trusiak.
Rolnicy zaczęli więc spłacać drugą, jak się wydawało, jedyną pożyczkę na zakup krów, myśląc, że Tomasz K., zgodnie z ustaleniami, spłaci swoją część.
– W pierwszym miesiącu spłaciłem 110 tys. zł i umówiliśmy się, że każdego miesiąca będę wpłacał po 10 tys. zł. Wpłaciłem łącznie 160 tys. i zaprzestałem spłaty. Wtedy firma udzielająca tej pożyczki wysłała do mnie komornika – wspomina Trusiak. – Miesiąc po zakupie krów pożyczkodawca miał już nakaz sądowy, zgodnie z którym musimy zwrócić wszystkie pieniądze.
Jak twierdzi Mirosław Trusiak, Tomasz K. w zasadzie nie regulował swojej części należności. Jego wpłaty były niewielkie.
– Komornik zabierał nam całą wypłatę za mleko i wziął już około 60 tys. zł. Razem te krowy kosztowały nas już około 390 tys. zł – mówi Mirosław Trusiak.
Na tym jednak nie skończyły się problemy hodowców.
– Już po zaciągnięciu drugiej pożyczki dowiedzieliśmy się, że dokumenty na tę pierwszą nie zostały zniszczone. Po zakupie krów nie mogłem się doprosić paszportów od Tomasza K. Okazało się, że były zabezpieczeniem pożyczki, którą rzekomo anulowano. Można powiedzieć, że te krowy zostały sprzedane dwa razy – mówi Mirosław Trusiak.
Małżeństwo cały czas walczy o anulowanie pierwszej, niezrealizowanej umowy. Przekonują, że nawet nie widzieli na oczy pieniędzy, których dotyczyła.
– Zależy nam na tym, żeby prokuratura zajęła się sprawą i żeby wstrzymane zostały działania komornika, bo nie mamy na spłatę kredytów zaciągniętych na oborę i maszyny. Dobrzy ludzie założyli nam konto pomocowe i zbierają pieniądze dla naszego gospodarstwa. Akcja ta spotkała się z pozytywnym odzewem. Nam chodzi o to, żebyśmy mogli spokojnie pracować – dodaje Agnieszka Trusiak.
Hodowcy twierdzą, że niektóre krowy były w bardzo złym stanie.
– Mamy teraz 30 krów. Miało do nas trafić 50 sztuk, 3 zwróciliśmy od razu, bo się do niczego nie nadawały, nie mogły chodzić. Z 47, które zostawiłem, w niedługim czasie 17 padło – mówi hodowca.
O wyjaśnienia w tej sprawie poprosiliśmy Tomasza K.
– Państwo Trusiakowie nie ode mnie kupili te krowy, tylko od spółki, którą reprezentowałem przy zakupie. Hodowcy nie mogli uzyskać kredytu w banku i pomagałem im w załatwieniu pożyczki. Ja swoją część spłacam, nawet ostatnio, w tamtym tygodniu spłaciłem 20 tys. zł. Jeśli państwo Trusiakowie faktycznie spłacili już około 390 tys. zł, to komornik nie będzie ściągał od nich pieniędzy. Trzeba tylko sprawdzić, czy faktycznie tyle wpłacili. Nie chcę od nich ani złotówki ponad to, co są winni za krowy. Potwierdzam, że otrzymałem 80 tys. zł zaliczki i około 50 tys. zł kosztowało bydło, które odebrałem od tych państwa. Krowy miały kosztować po 6750 zł brutto za sztukę, co daje 324 tys. zł i to muszą spłacić. To, że część zwierząt się zmarnowała, nie jest moją winą, tylko gospodarzy, którzy po przywiezieniu zwierząt z Łotwy nie zapewnili im ściółki i na śliskiej nawierzchni rozjeżdżały się – argumentuje Tomasz K.
Handlarz twierdzi, że w sprawie pożyczki, która miała być anulowana, on też jest ofiarą.
– Ta druga pożyczka jest oszustwem. Razem ze wspólnikiem powiadomiliśmy o tym prokuraturę. Myślę, że państwo Trusiakowie nie będą musieli spłacać tej pożyczki. Tak samo i ja otrzymuję wezwania do zapłaty z tytułu tej pożyczki – zapewnia Tomasz K.
Józef Nuckowski