Liczba zakażeń koronawirusem rośnie z dnia na dzień. Należy się chyba przyzwyczaić do liczb sięgających dwóch tysięcy i więcej. Część epidemiologów twierdzi, że prawdziwy wysyp rozpocznie się w połowie października, a apogeum liczby zakażeń przypadnie w Polsce gdzieś na początku 2021 roku.
Szczepionek zabraknie?
Brzmi to mało ciekawie, jeśli zważy się na fakt, że szczyt pandemii ma pojawić się w momencie, kiedy występuje u nas i w wielu innych krajach szczyt zachorowań na grypę. Tymczasem wiadomo, że szczepionek jest mniej niż zgłaszane przez konsumentów zapotrzebowanie. Minister zdrowia twierdzi, że do Polski dotarło na razie 600 tys. szczepionek, a w całym sezonie ma się ich pojawić w naszym kraju 2,5 mln. Ich dostępność ma rosnąć, ale już wiadomo, że będzie to za mało, gdyby chcieć zaszczepić wszytkie grupy ryzyka. Osób po 65. roku życia jest w Polsce przynajmniej dwa razy więcej niż deklarowanej liczby szczepionek. Jeśli doliczyć do tego osoby z innych grup ryzyka, czyli choćby te z chorobami przewlekłymi, już wiadomo, że szczepionek będzie zdecydowanie za mało.
Dwa wirusy w jednym
Czy jednak należy obawiać się jednoczesnego zakażenia wirusem grypy i SARS-CoV-2? Przede wszystkim należy przypomnieć, że wirus grypy i nowy koronawirus dają podobne objawy, jak kaszel, gorączka i zmęczenie, ale te podobieństwa między nimi są jedynie powierzchowne. Każdy z patogenów używa innych receptorów na komórkach, by wniknąć do naszego ciała. Wnikają innymi drogami. Badania na 1200 pacjentach przeprowadzone w Kalifornii w Stanach Zjednoczonych i opublikowane w kwietniu tego roku w „Journal of the American Medical Association” – tygodniku Amerykańskiego Towarzystwa Medycznego – ujawniły, że na pięć osób ze stwierdzonym COVID-19 jedna osoba zakażona jest też jakimś innym wirusem powodującym zapalenie dróg oddechowych.
Zasadniczo ryzyko jednoczesnej infekcji (koinfekcji) oboma wirusami jest dość niskie, jak twierdzi Ben Cowling, epidemiolog z Uniwersytetu w Hongkongu, ale rośnie znacznie, jeśli oba wirusy krążą w dużej ilości w jednym regionie.
Może chronią, może nie?
Cowling i kilku innych epidemiologów są zdania, że sposób, w jaki oba wirusy wpływają na siebie, może zmniejszać ostatecznie siłę obu infekcji, jeśli dojdzie do nich jednocześnie. Wraz z zespołem prześledził zapis przebiegu epidemii na przestrzeni wielu dekad i odkrył, że fale zakażeń różnymi wirusami atakującymi drogi oddechowe zwykle osiągają swoje szczyty w różnych momentach. Te szczyty po prostu się nie nakładają. Naukowcy nie wiedzą, dlaczego tak się dzieje. Podejrzewa się, że to właśnie mechanizmy sterujące naszą tzw. odpornością komórkową odpowiedzialne są za dynamikę różnych pandemii na świecie. Przypuszcza się, że wybuch epidemii rinowirusa, który powoduje popularne przeziębienia, opóźnił w 2009 roku w Europie epidemię grypy. Jest trochę tak, jakby infekcja jednym wirusem blokowała możliwość zainfekowania innym.
Jak może skończyć się dla nas infekcja oboma wirusami jednocześnie? Świat naukowy właściwie niewiele dziś na ten temat wie. Badań przeprowadzono zaledwie kilka i trudno mówić dziś o jakichś naukowych wnioskach.
Wciąż w sferze hipotez jest też kwestia, czy przejście jednej infekcji daje nam trochę więcej odporności na inne wirusy. Sarah Cobey, epidemiolożka z uniwersytetu w Chicago w USA, uważa, że jest to równie prawdopodobne, jak to, że dla kogoś, kto przeszedł infekcję koronawirusem, walka z wirusem grypy okaże się wielkim wyzwaniem. I na odwrót.
Grypę potraktuj z szacunkiem!
Wciąż niewiele wiemy o nowym koronawirusie. Ale wiemy już bardzo dużo o wirusie grypy, przed którym części z nas nie uda się w tym sezonie uchronić. Dlatego warto przypomnieć krótko, na czym polega ta choroba i jak należy się w jej leczeniu zachowywać.
Grypa to choroba wirusowa, z której większość z nas może wyleczyć się bez pomocy lekarza. Ale istnieją grupy szczególnie narażone na komplikacje. To dzieci poniżej 5. roku życia, a w szczególności niemowlęta przed ukończeniem 6. miesiąca. To dorośli w wieku powyżej 65 lat, ale też rezydenci domów pomocy społecznej, kobiety ciężarne i te w okresie do dwóch tygodni po porodzie, osoby z osłabionym układem odpornościowym, w tym te z chorobami przewlekłymi, jak astma, choroby serca, nerek, wątroby czy chorzy na cukrzycę. W grupie ryzyka są też ludzie otyli, ze wskaźnikiem masy ciała (ang. body mass index – BMI) powyżej 40.
W grypie pojawiają się przede wszystkim wysoka gorączka, bóle mięśni, zwłaszcza pleców i nóg, oraz suchy kaszel. Wszystkie gremia naukowe od lat powtarzają jedno – w leczeniu grypy kluczowe są odpoczynek i picie dużej ilości płynów.
Korzystanie w przebiegu grypy z popularnych środków przeciwbólowych, przeciwzapalnych i przeciwgorączkowych jest jak najbardziej uzasadnione. Ale pamiętajmy! Dadzą nam one chwilowy spadek gorączki i chwilową poprawę samopoczucia. W żadnym wypadku nie należy traktować tego faktu jako powodu do opuszczenia łóżka. Wielu z nas, wiedzionych licznymi reklamami, tak właśnie próbuje robić. Namawiani jesteśmy nawet na łyknięcie tabletki i normalny udział w życiu. Jeśli chcemy uniknąć poważnych komplikacji pogrypowych, musimy przynajmniej przez kilka dni pozostać w łóżku. Przynajmniej do momentu, kiedy temperatura ciała ustabilizuje się na prawidłowym poziomie bez udziału środków przeciwgorączkowych.
Leż i D3 bierz
W grypie leżymy i pijemy. Najlepiej wodę albo zupy. Udowodnione naukowo jest lecznicze działanie rosołu. Na taki właśnie rosół przepis znajdziecie w tym numerze „Tygodnika”. W przerwach między przyjmowaniem płynów najlpiej jest spać. Uwaga! Dzieciom i młodzieży nie podajemy aspiryny!
Dlaczego warto z grypą zostać w łóżku? Bo wśród komplikacji pogrypowych nie znajdziemy jedynie zapalenia płuc, infekcji ucha czy zatok. Wśród nich są też niewydolność nerek, zapalenie mózgu, a także zapalenie mięśnia sercowego czy niewydolność wielonarządowa, które u niektórych kończą się śmiercią. Lekarze, u których się leczycie, z pewnością przytoczą wam takie przypadki.
A co warto wziąć na zapas? Z pewnością witaminę D3 . Ma ona kluczowy udział w budowaniu odporności, a jesienią i zimą jej suplementowanie u niemal wszystkich z nas jest konieczne. Co więcej, pojawiły się badania mówiące o tym, że może ona mieć korzystny wpływ także w obecnej pandemii.
Kilka międzynarodowych badań ujawniło, że ludzie, którzy umarli z diagnozą COVID-19, dużo częściej mieli małe stężenia witaminy D3 w surowicy. Nie ma jeszcze badań jednoznacznie potwierdzających związek właściwego stężenia tej witaminy z łagodnym przebiegiem choroby, ale jej regularne zażywanie w okresie jesienno-zimowym z pewnością pomoże nam przechodzić łatwiej przeziębienia, a nawet grypę.
Karolina Kasperek