Aldona i Tadeusz Szukałowie prowadzą gospodarstwo rodzinne w Lubocześnicy koło Pniew w powiecie szamotulskim, w którym od lat tuczyli warchlaki pochodzące z zakupu. Wahania cen żywca i niestabilna sytuacja na rynku trzody chlewnej sprawiły, że gospodarze przystąpili do programu Gobarto 500 i wybrali tucz nakładczy. Program jest oparty na długoterminowej współpracy rolnika z firmą Gobarto dostarczającą warchlaki, paszę i usługę weterynaryjną, a następnie odbierającą tuczniki w ustalonym terminie. Zadaniem producenta trzody jest jak najlepsze dbanie o stado.
– Wypracowana przez rolnika premia za tucz zależy od uzyskiwanych wyników produkcyjnych. Gobarto bierze na siebie ryzyko spadku cen, a rolnicy dostają taką samą kwotę niezależnie od warunków panujących na rynku – podkreślał podczas otwarcia prezes Gobarto Marcin Śliwiński.
Zwracał też uwagę na częste niezrozumienie przez społeczeństwo, czym jest produkcja wielkotowarowa, i na to, że dzięki takim obiektom jesteśmy w stanie wyżywić społeczeństwo.
– Taka produkcja jest kołem zamachowym gospodarki wpływającym na rozwój innych branż. Dzięki niej uzyskujemy wieprzowinę, której cena jest przystępna dla każdego, i robimy to profesjonalnie oraz zgodnie z wymogami prawa – podkreślał Marcin Śliwiński.
Niskie przegrody dla wygody
Budynek oddany do użytku w Lubocześnicy ma 1996 stanowisk i będzie zasiedlany warchlakami o masie ciała 30 kg. Pierwsze wstawienie pod koniec września. Tuczarnia o długości 118 m i szerokości 15,5 m została podzielona na dwie równe komory. W każdej znajduje się 20 kojców oraz izolatka przeznaczona dla słabszych lub chorych świń. Zwierzęta będą utrzymywane na ruszcie betonowym. Pod posadzką znajduje się zbiornik na gnojowicę o głębokości 1,6 m. Kojce przewidziane są na około 50 świń.
Konstrukcję tuczarni stanowi stalowa rama, ściany zostały obudowane płytami, które z zewnątrz są pokryte blachą, a w środku wełną mineralną o grubości 10 cm. Dodatkowo na wewnętrznych ścianach znajdują się płyty PCV, które ułatwiają mycie pomieszczeń i zabezpieczają przed agresywnym działaniem środowiska. Konstrukcję dachu stanowi drewniana kratownica, która od spodu została podbita płytami z pianki poliuretanowej o grubości 4 cm, a z zewnątrz blachą trapezową.
W chlewni zastosowano wentylację grawitacyjną opartą na kurtynach ściennych i przepustnicach kominowych z zastosowaniem automatycznego sterowania temperaturą i wilgotnością powietrza. Wyposażenie zapewniła firma Polnet. W przegrodach między kojcami znajduje się podwójny tubomat zasilany paszociągiem łańcuchowo-krążkowym ze zraszaczem paszy. Każdy z tubomatów ma pojemność 80 litrów, umocowano też specjalne elementy podwieszenia paszociągu dla większej stabilności. W kojcach znajdują się też po 4 poidła miseczkowe.
Wygrodzenia zostały wykonane z dwóch desek PCV o łącznej wysokości 50 cm oraz dwóch rur kwasoodpornych. Całkowita wysokość przegród wynosi 80 cm.
– Na życzenie inwestora zamontowaliśmy rzadko spotykane niskie wygrodzenia, które najczęściej mają metr wysokości – twierdzi Adam Rogala, specjalista ds. sprzedaży w firmie Polnet.
– Mamy nadzieję, że niskie wygrodzenia znacznie ułatwią nam obsługę zwierząt i nie okażą się problemem w użytkowaniu – dodają gospodarze.
Oszczędności na energii
Rolnik zdecydował się na wentylację kurtynową, która pozwala zaoszczędzić na energii elektrycznej. Kurtyny w chlewni mają szerokość 110 cm, a otwór – 90 cm. Do usuwania zużytego powietrza z budynku służą kominy wentylacyjne.
– System kurtynowy przy zmianach klimatycznych, które obserwujemy, wydaje nam się dobrym rozwiązaniem. Mieliśmy kontakt z innymi rolnikami, którzy zdecydowali się na to rozwiązanie i twierdzą, że bardzo dobrze się sprawdza. Dzięki redukcji liczby wentylatorów jest to model energooszczędny – tłumaczy inwestor.
Jak podkreśla Adam Rogala, duża część rolników budujących nowe tuczarnie stawia na chlewnie kurtynowe, argumentując to właśnie oszczędnością energii.
– Choć w tym obiekcie nie zastosowaliśmy wentylatorów, to niektórzy inwestorzy sugerują, aby w tuczarniach zamontować choć 2 wentylatory dla łatwiejszej wymiany powietrza latem – wyjaśnia Adam Rogala.
Budynek został wyposażony w najnowsze technologie stosowane w produkcji trzody chlewnej. Całość wyposażenia wykonana jest z elementów kwasoodpornych lub ze stali nierdzewnej. Rolnik zainwestował też w lampy LED, których koszt zakupu jest wyższy od tradycyjnych, ale eksploatacja tańsza. Budynek nie graniczy z innymi, jest ogrodzony i wyposażony w rampę do załadunku i wyładunku zwierząt. Pasza będzie dostarczana przez firmę przywożącą warchlaki. Do jej przechowywania służą dwa ocynkowane silosy o pojemności 18 ton każdy.
Tucz będzie trwał do 110 kg masy ciała. Do tej pory zajmowało to 100–105 dni. Rolnicy mają nadzieję, że w nowych warunkach może uda się jeszcze skrócić czas tuczu. Całkowity koszt inwestycji to około 2,1 mln zł netto, więc Szukałowie wspomagali się kredytem.
Stawiają na polskie
– Gospodarstwo znajduje się w naszym posiadaniu od blisko stu lat. Założył je jeszcze mój dziadek, kiedy na początku lat 20. ubiegłego wieku wykupił tutaj grunty. Prowadzimy uprawę polową na około 80 ha ziemi. Dotychczas również produkowaliśmy tuczniki w cyklu otwartym na wolnym rynku, ale z powodu niepewnej sytuacji zdecydowaliśmy się na zmianę modelu. Współpraca z Gobarto gwarantuje nam stabilizację – argumentuje Tadeusz Szukała.
Wcześniej w gospodarstwie w tuczu otwartym było 270 stanowisk. Jak twierdzi Aldona Szukała, taka liczba nie zapewniała opłacalności chowu świń, stąd decyzja o zwiększeniu skali produkcji.
– W realizacji inwestycji kierowałem się patriotyzmem i wybrałem firmy polskie. Miało to dla nas znaczenie, choć oczywiście także wcześniejsze doświadczenie i współpraca przemawiały na korzyść tych firm jako solidnych wykonawców. Budowa nowego obiektu rozpoczęła się na początku marca bieżącego roku. Chlewnia powstała więc w niecałe 7 miesięcy. Starania o pozwolenie i zbieranie potrzebnej dokumentacji, uzyskanie raportu o oddziaływaniu na środowisko zajęły prawie rok od momentu pomysłu o budowie tuczarni, który zrodził się pod koniec 2017 roku – opowiadają Szukałowie.
Otwarcie chlewni zbiegło się w czasie ze znacznym spadkiem cen na rynku trzody chlewnej spowodowanym wystąpieniem afrykańskiego pomoru świń w Niemczech. Jak zapewniają przedstawiciele Gobarto, program współpracy jest tak skonstruowany, aby bez względu na sytuację na rynku rolnik otrzymywał wynagrodzenie zależne wyłącznie od wyników produkcyjnych, czyli od parametrów, na które bezpośrednio ma wpływ. Życie zweryfikuje te zapewnienia.
To pierwsze otwarcie obiektu po zniesieniu obostrzeń wprowadzonych w marcu tego roku w związku z epidemią koronawirusa. Do końca tego roku do użytku zostaną oddane trzy kolejne budynki w programie Gobarto 500. Wszystkie na terenie województwa wielkopolskiego.
– Cieszy nas, że pomimo trudnych czasów, zarówno jeśli chodzi o epidemię ASF, jak i COVID-19, program wciąż się rozwija i dołączają to niego kolejni zainteresowani. Rolnicy produkujący w cyklu otwartym na wolnym rynku są obecnie w bardzo trudnej sytuacji. Także ci, którzy chcieliby modernizować lub rozwijać swoje gospodarstwa, nie mają łatwo, ponieważ banki niechętnie udzielają kredytu na inwestycje w trzodę chlewną. Mamy tę przewagę, że bank, który współpracuje z nami przy realizacji programu, umożliwia inwestycje takie jak ta – powiedział Jacek Jagiełłowicz, prezes zarządu Agro Gobarto, spółki odpowiedzialnej za realizację programu Gobarto 500.
Minimalizowanie ryzyka
– Zainteresowanie programem jest bardzo duże, ale rolników często wstrzymują problemy związane z uzyskaniem pozwoleń i protestami społeczeństwa. Niechęć mieszkańców czy lokalnych władz to najczęstsze przeszkody w rozwoju nowych inwestycji. Takich, którzy nie odczuli tego na własnej skórze i postawili tuczarnię zgodnie z planem, jest niewielu – twierdzi Jacek Jagiełłowicz.
Jak podkreśla, najczęściej problemy te wynikają z niewiedzy oraz niezrozumienia tematu przez mieszkańców wsi, którym chlewnia na tysiąc stanowisk do tuczu kojarzy się od razu z gigantycznym wielkoprzemysłowym chowem świń. Obiekty powstające w ramach programu Gobarto 500 nie przekraczają 2 tys. stanowisk. Jak zapewnia Jacek Jagiełłowicz, rolnicy uczestniczący w programie mogą być spokojniejsi w sytuacji zachwiania na rynku trzody chlewnej czy gwałtownego spadku cen, na przykład z powodu afrykańskiego pomoru świń.
– Ryzyko jest po naszej stronie – dotyczy to zarówno cen warchlaków, jak i żywca. Dysponujemy własnym zapleczem paszowym oraz ubojowo-przetwórczym, warchlaka produkujemy na własnych fermach macierzystych. Dlatego jesteśmy w stanie w momentach kryzysowych wesprzeć rolników – przekonuje prezes Agro Gobarto.
Dominika Stancelewska