OSP Rroszkowice (gm. Byczyna), została powołana do życia w latach 50., a założycielami prawdopodobnie byli mieszkańcy Roszkowic i okolicznych miejscowości – mówi prezes Lucjan Kędzia. – W strukturach jednostki jest 24 druhów, w tym 12 wyszkolonych. Kilka lat temu było nas dużo więcej, ale wielu wyjechało za granicę i tam osiadło. A żeby być czynnym strażakiem, trzeba być na miejscu, dbać o szkolenia, badania, które są czasochłonne, a tego na odległość nie da się zrobić. Uzgodniliśmy zatem z niektórymi, że zostaną wykreśleni.
Czy jest szansa
na nowych, młodych strażaków w najbliższych latach? –Trudno powiedzieć, nie mamy MDP, kiedyś była, do ub.r. mieliśmy strażacką drużynę sportową, która osiągała wysokie lokaty w turniejach i zawodach – opowiada pan Mariusz. – W naszej wsi jest mało dzieci, mało młodzieży, wiele rodzin wyjechało, młodzież poszła do szkół w miastach, do pracy, więc i czasu wolnego nie mają zbyt wiele. Nasz druh Marcin Jankowski, którego nazywamy przedszkolanką, ma podejście do dzieci, one do niego lgną i w nim pokładamy nadzieję, że uda się reaktywować MDP. Staramy się zainteresować dorastającą młodzież i dzieci naszym działaniem, zaszczepić w nich chęć pomagania innym. Bycie strażakiem to nie lada wyzwanie. Często na szali kładzie się własne życie, ale wiemy, że jesteśmy potrzebni i cieszymy się, gdy nie ma wyjazdów, bo przecież każda akcja to czyjaś tragedia.
– Mamy w sumie trzy samochody: wspomniany Jelcz o poj. 11 tys. litrów wody przeznaczony do gaszenia dużych pożarów, drugi to Mercedes z roku 1981, zakupiony w niemieckiej zaprzyjaźnionej gminie za symboliczne 1 euro, przeznaczony do działań przeciwpowodziowych, usuwania skutków nawałnic, transportu worków z piaskiem, palet i różnego podstawowego sprzętu niezbędnego w danej chwili – kontynuuje pan Mariusz. – Trzeci samochód VW Lt z roku 1980, wykorzystywany jest do drobniejszych interwencji pomocniczych. Nie powiem, chcielibyśmy dysponować średnim samochodem pożarniczym i staramy się taki pozyskać. Nie chodzi nam o pojazd najnowszej generacji. Wystarczy Star 266, który będzie sprawny i mało kosztowny w utrzymaniu, nienafaszerowany elektroniką. W razie awarii można go naprawić w każdym warsztacie. Na szczęście mamy dobry kontakt z władzami gminy i powiatu, burmistrz Iwona Sobania i radni są nam przychylni, co sprawia, że szanse są i to duże. Równie dobre układy mamy z sołtys Barbarą Maślanką, która także stara się pomagać. Nie możemy zatem narzekać na obecną władzę ani społeczność Roszkowic. Bardzo dobrze układa nam się również współpraca z Komendą Powiatową Państwowej Straży Pożarnej w Kluczborku.
Ochotnicza Straż Pożarna
w Roszkowicach może pochwalić się ww. Jelczem na podwoziu Steyra 1491. Wyprodukowane zostały dwa egzemplarze, dziś uchował się jedynie ten, ciężki samochód gaśniczy w wersji nadwozia 006/2, wykonany w Jelczańskich Zakładach Samochodowych w 1978 r. i przeznaczony był do działań na terenach przemysłowych. Jego ówczesna pojemność to 9 tys. litrów wody plus 2 tys. środka pianotwórczego. Niestety, ta wersja nigdy nie weszła do produkcji seryjnej i jest jedynym egzemplarzem z tej serii.
– Prowadzimy różne zbiórki na rzecz naszego Jelcza, chcemy go uratować przed złomowaniem – mówi naczelnik. – Od ludzi dobrej woli, sponsorów, entuzjastów motoryzacji pozyskujemy środki, które przeznaczamy na remont. Jest nas pięciu, może sześciu zapaleńców, co każdą wolną chwilę spędzają w garażu. Wiele rzeczy już zostało zrobionych, masę elementów wymieniliśmy, ale jeszcze wiele jest do zrobienia. Jako ciekawostkę dodam, że nawet uszczelki w drzwiach są oryginalne, lecz wymagają wymiany, zawory, choć przerdzewiałe, odkręcają się bez problemu. Byliśmy w tym roku na zlocie Master Tracka w Opolu, w Polskiej Nowej Wsi, gdzie głównym naszym zadaniem było polewanie czołgowiska i toru Wrak Race. Samochód podczas zlotu wywarł bardzo duże wrażenie, prowadziliśmy zbiórkę na jego remont, a także daliśmy wszystkim zwiedzającym możliwość obejrzenia naszych pojazdów. Podczas Master Tracka Show poza Jelczem druhowie zgotowali jeszcze jedną niespodziankę dla widzów. Był to przejazd skonstruowanym przez roszkowickich strażaków rowerem pomalowanym na czerwono, zaopatrzonym w trąbkę strażacką z kierownicą od stara, CB na bagażniku i gaśnicą zamocowaną do ramy. Ważne było, by zrobić wrażenie, zebrać trochę funduszy i wywołać uśmiech na twarzach i to im się udało.
– Mamy jeszcze jedno marzenie
– mówi pan Mariusz. – Nasz Mercedes z braku miejsca stoi w starej wysprzątanej stodole na terenie wsi, należącej do sołectwa. Chcemy ubiegać się o możliwość pozostawienia w nim samochodu oraz założenia Izby Tradycji. W wielu domach są różne pamiątki z lat 40. 50., niekoniecznie związane ze strażą, ale użytkowe. Chcemy wszystko zgromadzić w jednym miejscu, ocalić od zapomnienia, stworzyć lekcję historii dla przyszłych pokoleń a na zewnątrz obiektu wyeksponować stare maszyny rolnicze i sprzęt gospodarczy codziennego użytku, coś na wzór skansenu.
Jest w tych młodych ludziach tyle zapału, tyle pozytywnej energii, że wierzę, że uda im się osiągnąć wytyczony cel.
Wciąż zbierają środki finansowe na remont największego wozu strażackiego z czasów PRL na zrzutce.pl.
Małgorzata Wyrzykowska