Marcin Jarocki ma w gospodarstwie cztery ciągniki. Zetor Proxima Plus 90 (87 KM) pełni funkcję pomocniczego jeżdżąc z opryskiwaczem, rozsiewaczem, kosiarką, przetrząsaczem czy siewnikiem do kukurydzy. Napędza także przewoźną suszarnię. Jest to traktor z 2017 roku. Został zakupiony jako nowy w firmie Max-Rol z Jeżewa Starego, zastępując w pracy wysłużonego dziesięcioletniego Zetora 6441 (60 KM), który został wzięty przez dealera w rozliczeniu.
– To był ciągnik z ładowaczem czołowym, a że w międzyczasie kupiliśmy ładowarkę, to postanowiliśmy go wymienić na coś nowszego, tym bardziej, że miał już nakręconych ponad 5500 motogodzin – mówi Marcin Jarocki. – Złego słowa o nim powiedzieć nie mogę, bo to była kapitalna maszyna. Co prawda zdarzały się w niej drobne awarie, np. przecieki z pompki sprzęgłowej czy hamulcowej, ale wystarczało wymienić gumki za kilka złotych i przez dwa, trzy lata był z tym spokój. Wcześniej mieliśmy także 115-konnego Zetora 12145 sprowadzonego z Belgii. Choć była to maszyna starsza, bo z 1990 roku, to też nie było z nią większych problemów. Dlatego wybierając nowy ciągnik postawiliśmy na czeski sprzęt.
Nieszczelna pompa
Zetor Proxima Plus 90 spisywał
się bez zarzutów do wiosny tego
roku. Niespodziewanie podczas
przewożenia obornika na 4,5-tonowej
przyczepie, w ciągniku zapaliła
się kontrolka smarowania
silnika. Maszyna została ściągnięta
do gospodarstwa.
– Zadzwoniłem do serwisu, który poradził, abym wymienił czujnik ciśnienia. Ale to nic nie dało. Co prawda, gdy dodawałem gazu powyżej 1200 obr./min kontrolka gasła, ale na niższych obrotach ponownie się zapalała. A że znam mechanika z 35-letnim stażem, to poprosiłem go o pomoc – kontynuuje właściciel traktora. – Po podłączaniu manometru okazało się, że na niższych obrotach silnika, w ogóle nie ma żadnych wskazań ciśnienia. Przy wyższych ciśnienie jest, ale zdecydowanie za niskie. Aby sprawdzić co się dzieje, zdemontowaliśmy olejową pompę zębatą, z którą widać było, że coś jest nie tak już podczas ręcznej weryfikacji – kręciła się zbyt lekko nie stawiając żadnego oporu. Po jej rozebraniu okazało się, że została niedokładnie wykonana. Bo mimo że koła zębate nie były w niej wyrobione, to miała tak duże szczeliny, że nie była w stanie wytwarzać odpowiedniego ciśnienia. Kolejnym niesprawnym elementem był zawór przelewowy odpowiedzialny za regulację ciśnienia. Powinien otwierać się przy ciśnieniu 3,5 atmosfery, a przepuszczał olej już przy 0,5 atmosfery. Całe szczęście, że ten ciągnik wykonywał tylko lekkie prace, bo gdyby w takim stanie ruszył do orki, to po trzech, czterech godzinach korbowód wyszedłby bokiem. Z drugiej strony, może to był nasz błąd, że nie puściliśmy go do ciężkiej pracy, bo jakby doszło do takiej awarii na gwarancji, to producent musiałby wymienić traktor na nowy i wtedy może bardziej zwróciłby uwagę na jakość tego co produkuje.
Jego silnik pracował twardo
Efektem braku odpowiedniego
smarowania było zatarcie
się koła pośredniego rozrządu
oraz zerwanie trzech
śrub mocujących. Na szczęście
pozostałe elementy podlegające
smarowaniu, w tym
panewki, nie zostały w żaden
sposób uszkodzone. Jednak
podczas naprawy mechanik
zauważył coś jeszcze. Okazało
się, że pompa wtryskowa
została fabrycznie źle zamontowana,
bo była przestawiona
o jeden ząbek na rozrządzie.
– Co prawda, odbierając nowy traktor zauważyliśmy, że pracuje twardo i metalicznie, ale sprzedawcy uspokajali nas, że to się ułoży. Jak widać nie było szans na to, aby on sam z siebie zaczął lepiej pracować. Dopiero po przestawieniu pompy całkowicie odmieniła się praca traktora i żadne niepokojące dźwięki już nie dobiegają od strony silnika – twierdzi Marcin Jarocki. – Naprawa traktora pochłonęła niecałe 2000 zł. Początkowo chciałem zakupić do niego nową pompę do smarowania, ale mechanik odradził mi to twierdząc, że mogę trafić na podobny egzemplarza, jaki był w ciągniku. Powiedział też, że podejmie się naprawy tej pompy. Zeszlifował powierzchnię i tak spasował jej elementy, że teraz wytwarza ona ciśnienie prawie 5 atmosfer. Mechanik wyregulował również zawór ciśnieniowy, który otwiera się przy 3,7 atmosfery. Przy silniku zamontowaliśmy również nowe koło pośrednie rozrządu, które kosztowało ponad 700 zł oraz nowy czop zakupiony za ok. 500 zł. Od czasu naprawy minęło prawie pięć miesięcy i nic złego nie dzieje się w traktorze. Na jego liczniku jest już 1300 motogodzin, z tego ponad 200 godzin zostało nakręconych po naprawie.
Rolnik zwrócił się mailowo do firmy Zetor Polska, z prośbą o reakcję, bo – jak twierdzi – „awarie, które wystąpiły w tym ciągniku wynikały z zaniedbania monterów oraz słabej jakości części”. W otrzymanej od Zetor Polska odpowiedzi, producent napisał, że „nie może odnieść się do zgłoszonych wątpliwości dotyczących budowy ciągnika, ponieważ nie miał możliwości zbadania ciągnika po stwierdzeniu wady”.
„Powołał się pan na opinię mechanika, ale nie została ona załączona do wiadomości. Nie przedstawił pan również dokładnego opisu badania, jak i żadnych dowodów na potwierdzenie opinii mechanika. Nie ma żadnych podstaw, aby stwierdzić czy wada faktycznie wystąpiła i co było jej przyczyną” – czytamy w odpowiedzi Zetor Polska, która została przysłana do rolnika. – „W odpowiedzi na pytanie czy możemy w jakiś sposób pomóc w zaistniałej sytuacji informujemy, że możemy przyjąć ciągnik na odpłatny serwis i (…) postarać się wykonać wszystkie zlecone i opłacone czynności serwisowe najszybciej jak to tylko możliwe”.
– Nie zależy mi na jakiejkolwiek rekompensacie od Zetor Polska. Mówię o tej sprawie tylko po to, aby przestrzec innych rolników, z jakimi problemami mogą się spotkać w swoich traktorach. A przecież Proxima to bardzo popularna w naszym kraju seria ciągników. W serwisie usłyszałem, że mieli jeden bardzo podobny przypadek do mojego, ale miał on miejsce w traktorze nowym, będącym na gwarancji, który miał ledwie 100 motogodzin przebiegu. Tyle, że tamten traktor od razu był „puszczany” do orki, a w naszym przypadku – jak mówi Marcin Jarocki – pracował tylko z lekkimi maszynami.
Przemysław Staniszewski