Około godziny 11:00 z Placu Zawiszy protestujący ruszyli Alejami Jerozolimskimi pod sejm pomijając ministerstwo rolnictwa, pod którym według planu, mieli się zatrzymać.
– Plan zakładał, że udamy się pod ministerstwo rolnictwa, ale nie pójdziemy ponieważ tam nie ma ministra. Jest pan Puda, który się nie zna na rolnictwie. To co zaproponował w poniedziałek premier Mateusz Morawiecki i minister rolnictwa Grzegorz Puda, to jest większy skandal niż „Piątka Kaczyńskiego”. Przykład? Lekarze weterynarii, którzy „służą” pomocą, przychodzą na kontrolę, nie mają pieniędzy, by utrzymać swoje rodziny, kupić paliwo, by nieść pomoc zwierzętom, nie otrzymują wsparcia finansowego. Znalazły się jednak pieniądze na powołanie nowej służby: Państwowej Inspekcji do Spraw Ochrony Zwierząt. Kto będzie w tej inspekcji? Cezary Wyszyński z fundacji Viva? – pytał Marek Miśko – rzecznik prasowy Komitetu Strajkowego Polskiego Rolnictwa.
Na czele jednego z pochodów szedł Wiktor Szmulewicz – prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych. Zapytany o to co zmieniło się od ostatniego protestu rolników odpowiedział:
– Pojawiła się nowa propozycja ministra rolnictwa co do ustawy o ochronie zwierząt, podobno uzgodniona z rolnikami. Chciałbym tylko zapytać z którymi? Bo ja o takich ustaleniach nic nie wiem. Rząd zaczyna dzielić rolników mówiąc, że ubój rytualny drobiu jest dobry, a innych zwierząt już nie. To jakaś paranoja albo jest dobry, albo zły, nie można takich rzeczy mówić, a tym bardziej robić. Nie chcemy jałmużny, chcemy pracować i zarabiać. Na dzisiejszy protest przyjechało bardzo wielu rolników, jeśli nic się nie zmieni to na następnym będzie nas jeszcze więcej.
Z tym samym pytaniem
zwróciliśmy się do Michała Kołodziejczaka
– szefa AgroUnii.
– Zyskaliśmy siłę, stajemy się coraz mocniejsi, rolnicy zaczynają się jednoczyć. Dzisiejsze działania, nasza praca, jaką m.in. tu wykonujemy ma spowodować odrzucenie ustawy „futerkowej” w całości, to jest nasz jedyny postulat. Nie wyobrażam sobie, żeby ta ustawa weszła w życie. Jeśli nic się nie zmieni, to czekają nas kolejne protesty, a nawet paraliż kraju. Niestety, w Polsce przez wiele organizacji kreowany jest obraz, że polscy rolnicy nie szanują zwierząt, dlatego ci ludzie, którzy tu przybyli są wzburzeni i zdenerwowani. Szanują swoje zwierzęta, które są pod stałą kontrolą lekarzy weterynarii. Dziś tworzy się dodatkową instytucję ochrony zwierząt na co również się nie zgadzamy widząc niedofinansowanie weterynarii.
Gdy pierwsze zgromadzenie dotarło pod sejm, rozpoczęły się przemówienia, podczas których z minuty na minutę gęstniała atmosfera. Powód? Złamanie umowy zawartej pomiędzy organizatorami strajku, a zabezpieczającymi instytucjami, która mówiła, że wszystkie 6 zgromadzeń spotka się pod sejmem. Niestety, część z nich została zatrzymana i zablokowana przez policję.
W proteście uczestniczył
Karol Faszczewski – hodowca bydła
mlecznego z gminy Kulesze Kościelne,
woj. podlaskie.
– Mam nadzieję, że do rządzących dotarła wiadomość, iż w proteście wzięło udział ok. 70 tys. ludzi. Nie spodziewałem się, że w takiej ilości zjawimy się w Warszawie, liczyłem na 30 tys. Wielu protestujących potwierdza, że jest zdeterminowanych. Do niedawna nasza gmina była zwana bastionem PiS- -u. Podczas ostatnich wyborów otrzymał on poparcie wynoszące 85%. Sytuacja uległa zmianie o czym mogą świadczyć banery, jakie pojawiły się na ogrodzeniach naszych gospodarstw. Jeśli protesty nie przyniosą zamierzonego skutku, to trzeba będzie zmienić strategię. Mamy dwie możliwości albo będziemy blokować posesje posłów i senatorów, którzy głosowali „za”, albo będziemy blokować drogi tranzytowe. „Piątka dla zwierząt” dla mojego gospodarstwa oznacza straty rzędu 30 tys. zł rocznie. Na każdej brakowanej krowie mlecznej będę stratny ok. 1 tys. zł, kolejne straty będę ponosił sprzedając tygodniowe byczki, jeśli oczywiście znajdę chętnego na ich zakup. Hodowcy nie chcą wstawiać kolejnych opasów. Nie dość, że nie zarobię 600 zł na sprzedaży, to dodatkowo będę musiał uśpić byczka i zapłacić za jego utylizację. Czy o to chodzi? – pytał Karol Faszczewski.
Kolejnym naszym
rozmówcą był Konrad Krupiński
– współzałożyciel Stowarzyszenia
Polskie Mleko, hodowca bydła
mlecznego i mięsnego, producent
mleka dla SM Giżycko, posiadający
stado liczące 100 sztuk bydła, w tym
40 krów dojnych i 20 opasów.
– Od czasów organizowania protestów przez Andrzeja Leppera do Warszawy nie przyjechało tak wielu rolników z terenu niemal całego kraju jak dziś. Moim zdaniem, fala protestów i strajków przybierze na sile. Na pewno będziemy odwiedzać senatorów i posłów głosujących za nowelizacją ustawy pod ich domami. W proteście udział bierze ok. 70 tys. rolników i tysiące policjantów. Przygotowano oddziały prewencji jakbyśmy chcieli „rozwalić” Warszawę, a my przyjechaliśmy walczyć o przetrwanie naszych rodzin i gospodarstw. Nie odpuścimy, mamy i popieramy ministra Ardanowskiego, za którym stoimy murem, a likwidator Puda wyznaczony z teczki, obecny minister rolnictwa, polską wieś widział chyba tylko z samochodu i to jadącego autostradą. Jak to jest możliwe, że poseł będący sprawozdawcą ustawy, która zarzyna polskie rolnictwo zostaje ministrem rolnictwa? Obiecuje się nam odszkodowania, a skąd rząd weźmie na nie pieniądze? Zabierze obywatelom? Są ważniejsze tematy do załatwienia: kryzys, walka z pandemią. Jedyną dobrą rzeczą, jaką zrobił Jarosław Kaczyński jest zjednoczenie polskiej wsi. Zapomniał jednak, że ta siła, która dała mu władzę może go tej władzy pozbawić.
O ocenę protestu
poprosiliśmy Piotra Fabisiaka, który
w miejscowości Przełęk, gm.
Płośnica, hoduje bydło opasowe.
– Moim zdaniem, należy protestować ostrzej, łagodne metody nic nam nie dały i nie dadzą. Nowela ustawy o ochronie zwierząt w całości nadaje się do kosza, tam nie ma czego poprawiać. Przez wiele lat hodowałem bydło mleczne, obecnie mięsne, a jak tak dalej pójdzie to niebawem nie będę niczego hodował. Moje stado liczy 100 sztuk, nowelizacja jeszcze nie weszła w życie, a ja już notuję straty. Cena jeszcze we wrześniu szła w górę, na początku października zatrzymała się, a obecnie spada, co jest dziwne, bo w skupie zaczyna brakować opasów. Uważam, że należy powtarzać akcje protestacyjne, dobrym pomysłem jest odwiedzanie posłów i senatorów, którzy przyłożyli ręce do obecnej sytuacji pod ich domami i biurami poselskimi.
O to, co stanie się z ustawą zapytaliśmy Rafała Niestępskiego – hodowcę bydła mlecznego z gminy Płoniawy Bramury w powiecie Maków Mazowiecki.
– Moim zdaniem, rządzący na siłę chcą przepchnąć nowelizację ustawy o ochronie zwierząt. Świadczyć może o tym chociażby zachowanie marszałka sejmu Ryszarda Terleckiego, który zwracał się do senatorów z „ostrzeżeniem” mówiącym, że jeśli zagłosują inaczej niż nakazuje dyscyplina klubowa, to zostaną wyrzuceni z partii. W jakim kraju my żyjemy? Rządzący nie patrzą na rolników, choćbyśmy przyjechali tu 100-tysięczną grupą. Podejrzewam, że na tym proteście się nie skończy i w przyszłym tygodniu będą kolejne. Nie ukrywam, że sam już do tego nawołuję rolników z mojego terenu. Jeśli procedowana ustawa zacznie obowiązywać, to moje gospodarstwo poniesie wielotysięczne straty. Zajmujemy się produkcją mleka, pozostawiamy wyłącznie cieliczki, a tygodniowe byczki sprzedajemy z coraz większymi problemami.
W grupie protestujących
był Daniel Śliński – rolnik z miejscowości
Brzegi, gm. Miastków
Kościelny, dostawca mleka do SM
Ryki, prezes garwolińskiego Koła
Mazowieckiego Związku Hodowców
Bydła i Producentów Mleka.
– Wtorkowy strajk na pewno pokazał, że wieś się jednoczy, choć decyzja o zezwoleniu na ubój rytualny drobiu może powodować jakiś rozłam. Dotychczasowe protesty pokazały, że przedstawiciele różnych branż, ludzie mający różne poglądy mogą się połączyć w walce o swoje. Myślę, że warto co jakiś czas powtarzać takie duże protesty. Dobrym pomysłem jest przeniesienie protestów bezpośrednio pod drzwi posłów i senatorów, by ci, którzy niszczą polskie rolnictwo odczuli na własnej skórze, że robią źle. PiS stracił w środowisku wiejskim i bez względu na to co zrobi z ustawą nie uzyska poparcia wsi podczas najbliższych wyborów. Wprowadzenie ustawy w proponowanej wersji oznacza dla mojego gospodarstwa straty w wysokości 20–22 tys. zł rocznie. Już pojawiają się problemy ze sprzedażą byczków, nie mogłem sprzedać dwóch tygodniowych sztuk, musiałem je przetrzymać 1,5 miesiąca, a otrzymałem za nie 1050 zł.
Wśród uczestników protestu spotkaliśmy Leszka Gralę – rolnika, właściciela gospodarstwa rolnego Agro Farm z Pisarzowic, prezesa Dolnośląskiej Izby Rolniczej (DIR).
– Dzisiejszy strajk pokazał, że polska wieś zaczyna się jednoczyć, że działania, jakie podejmuje rząd są ukrytym zamachem na hodowlę bydła mięsnego, mlecznego i drobiu w Polsce. Co prawda planowane są nowelizacje, ale w mojej ocenie nie rozwiązują one problemu. To, że wieś się zjednoczyła, że do Warszawy przyjechało ok. 70 tys. rolników pokazuje, jak duża jest determinacja na wsi, pokazuje, że potrzebna jest zmiana polityki rolnej. Jako rolnik, prezes DIR, jestem za nowelizacją ustawy, ale zrobionej na rozsądnych zasadach, z wyprzedzeniem, z negocjacjami, z zapewnieniem okresów przejściowych, jeżeli będziemy się posuwali w kierunku likwidacji jakiejkolwiek produkcji. Wszystko to musi być poprzedzone dyskusjami z rolnikami.
Na protest przybyli
hodowcy bydła mięsnego z woj.
dolnośląskiego, wśród nich spotkaliśmy
Pawła Mazura z powiatu
wałbrzyskiego.
– Ja, jak i pozostali hodowcy bydła, ale też producenci zboża, jesteśmy wściekli na proponowaną nowelę ustawy. Tworzenie gospodarstw hodowlanych trwa lata, są to najczęściej gospodarstwa dziedziczone. Rolnicy ponieśli bardzo duże nakłady finansowe związane z poprawą dobrostanu zwierząt czy pracą genetyczną. Dziś nowelizacją ustawy o ochronie zwierząt „strzelono nam w plecy”. Po doświadczeniach związanych chociażby z odszkodowaniami suszowymi, nie wierzymy w żadne odszkodowania. Nie łudzimy się, że je dostaniemy i na pewno nie damy się na to nabrać. Po drugie, tak naprawdę to ich nie chcemy, mamy zdrowe ręce i chęć do pracy. Hodowla bydła połączona z ubojem religijnym, to perspektywiczny kierunek produkcji i na tym powinniśmy bazować.
Około godziny 15:00 odśpiewaniem Roty zakończył się kolejny protest rolników. Zapowiedzi mówią o kolejnych protestach, jeśli nowelizacja ustawy w całości nie trafi do kosza.
Ireneusz Oleszczyński