Państwo Tomaszewiczowie zakładają nowe użytki zielone wiosną, bo jak mówią, warunki są jednak bardziej sprzyjające i udaje się trafić z pogodą. – W ubiegłym roku sialiśmy na początku kwietnia 35 ha nowych użytków zielonych plus 6 ha lucerny w czystym siewie. Warunki były bardzo dobre, była wilgoć, więc bez problemu równomiernie wszystko powschodziło i później już sobie spokojnie rosło – opowiada Robert Tomaszewicz, syn właścicieli.
Zawsze z domieszką Trojanki
Gospodarze zawsze zakładają
użytki zielone z domieszką mieszanki
kośnej Trojanka. Jest to
mieszanka jednoroczna, składająca
się z bardzo szybko rosnących
odmian wysokocukrowych życic,
dzięki czemu charakteryzuje się
wysokimi parametrami energetycznymi.
Trojanka pełni przede
wszystkim funkcje ochronne.
Szybko zakrywa glebę, zagęszcza
się i zagłusza chwasty, przy czym
nie jest tak agresywna, jak używane
w charakterze roślin ochronnych
zboża. Trojanka pozwala rosnąć
i ukorzeniać się trawom podstawowej
mieszanki.
Kiedyś jako rośliny osłonowej używali, podobnie jak większość rolników, zbóż, głównie jęczmienia. Dodatek zboża zapełniał puste miejsca i dawał jakiś plon. Ale zboża miały jedną wadę, w pierwszym okresie intensywnie ukorzeniają się i rozwijają, więc często odbierały trawie wodę i składniki pokarmowe. Przez to osłabiały trawę, która musi mieć jak najlepszy start, bo przecież siejmy ją na kilka lat.
– Do mieszanki podstawowej dodajemy maksymalnie do 20 proc. trawy jednorocznej, czyli np. jeśli siejemy 40 kg Krasuli, to dodajemy maksymalnie ok. 8 kg Trojanki (czyli 40 kg + 8 kg). W przypadku mieszanki Luśka, do 35 kg mieszanki podstawowej dodajemy zaledwie 5–6 kg (max. do 7 kg) trawy jednorocznej. Ilości wydają się nieduże, ale w sprzyjających warunkach te trawy naprawdę widać, bo bardzo się rozrastają – wyjaśnia rozmówca. Główne zadanie trawy jednorocznej w ciągu jednego sezonu to wsparcie plonem. Po pierwszej zimie w sposób naturalny taka trawa wypada, a jej miejsce zajmują gatunki wieloletnie np. kupkówka, tymotka, kostrzewy.
Przystosowane do polskich warunków
Rolnik wyznaje, że zawsze
w gospodarstwie były siane dobre
mieszanki traw, ale najczęściej
przez pierwsze dwa lata był
rewelacyjny plon, a w kolejnych
coraz gorzej. W tej chwili na polach
królują mieszanki Sowul &
Sowul, w których składzie są tradycyjne
gatunki traw, przystosowane
do polskich warunków. Dodatkowo
nowe zasiewy monitoruje
doradca agrotechniczny Karol
Żywalewski z firmy Sowul & Sowul,
który zawsze służy fachową
pomocą przez cały sezon wegetacyjny
założonego użytku.
– Muszę przyznać, że jak patrzę na to co teraz zbieramy z pól to widzę, że kiedyś chyba nie za bardzo dbaliśmy o nasze użytki zielone albo coś robiliśmy nie tak – mówi Robert Tomaszewicz. – Nawozy oczywiście zawsze jakieś były, ale może za bardzo stawialiśmy na azot. Współpracując z doradcą widzę, że nawóz nie może być „jakiś” musi być odpowiednio dobrany i zbilansowany nawet pod trawy.
Państwo Tomaszewiczowie przeważnie zbierają 3–4 pokosy, wszystko zależy od tego co dzieje się na zewnątrz. Między kolejnymi pokosami powinno być 7 tygodni odstępu, oczywiście chcieliby tak robić zawsze, ale w praktyce wychodzi różnie.
Ostatni pokos na 6–8 cm
Młody rolnik opowiada, że ostatni
pokos zawsze starali się robić
pod koniec września lub na początku
października. Przez ostatnie
2 lata jesień była długa i ciepła,
więc celowo opóźniali koszenie
i zaczynali najwcześniej w połowie
października. – W tym roku ostatni
pokos również kosiliśmy ok.
połowy października, bo rośliny
nie powinny już szybko i znacznie
rosnąć, oczywiście muszą jeszcze
po skoszeniu puścić jakieś źdźbła,
żeby trawa mogła lepiej przezimować.
Ale na pewno musimy
pilnować, żeby nie były wyższe
niż 20–30 cm, bo wtedy zaatakuje
pleśń śniegowa powodując gnicie
i znaczne ubytki traw w poroście.
W ostatnich latach naprawdę ciężko
podjąć decyzję, czy to już, czy
jeszcze zaczekać – wyjaśnia rolnik.
Ostatni pokos to koszenie na wysokość 6–8 cm, jest to najbezpieczniejsza wysokość koszenia traw. Jeżeli trawa będzie za krótko skoszona, to będzie wrażliwsza na niskie temperatury, bo trzeba pamiętać, że kluczowym miejscem w samej trawie jest węzeł krzewienia tuż pod powierzchnią gruntu. Nieco inaczej jest w przypadku lucerny, czy koniczyny, bo tu mamy do czynienia z tzw. stożkiem wzrostu wyniesionym ponad powierzchnię.
Jesień idealna na wapnowanie
Optymalne nawożenie użytków
zielonych uzyskujemy dzięki połączeniu
nawożenia organicznego
i mineralnego. W odwiedzanym
gospodarstwie mimo tego,
że prowadzona jest hodowla bydła
mlecznego, nawozy naturalne,
w ich przypadku gnojowica, wylewane
są wczesną wiosną tylko na
wybrane pola. A z reszty gnojowicy
wykonywany jest separat, którym
ścielone są legowiska dla bydła.
Jesień to bardzo dobry czas na wapnowanie. Często padające deszcze pozytywnie wpływają na proces wapnowania zwiększając jego skuteczność. W gospodarstwie Tomaszewiczów wapnowanie jest priorytetem. Dzięki wieloletniej, systematycznej pracy, mają uregulowany odczyn gleby wynoszący ok. pH 6,0. Teraz trzeba tego pilnować i utrzymywać taki stan. Użytki zielone zakładane są zazwyczaj na glebach klasy V i VI. Rolnik potwierdził, że jesienią zastosuje wapno granulowane Polcalc, w ilości dla utrzymania optymalnego pH gleby.
Fosfor i potas – jesienny zestaw obowiązkowy
Po ostatnim pokosie jesienią
właściciele gospodarstwa stosują
nawozy fosforowo-potasowe,
żeby trawy lepiej przezimowały
i żeby wiosną szybciej wystartowały.
Trzeba pamiętać, że muszą
to być nawozy bez azotu lub z jego
niewielką zawartością.
– Jeżeli chodzi o fosfor, to w tym roku zastosujemy superfosfat prosty granulowany P(Ca, S) 19 (25–31,5) i sól potasową. Dlaczego superfosfat prosty granulowany? Dlatego, że jest łatwy w wysiewie, granulowana forma ułatwia równomierny rozsiew i ogranicza uwstecznianie fosforu.
– W superfosfacie mamy dodatkowo 25 proc. wapnia, który nie działa jako czynnik odkwaszający, ale wpływa na podtrzymanie odczynu i podkarmia rośliny. Rośliny też potrzebują wapna do budowy swojej masy – dodaje hodowca.
Jeżeli chodzi o potas, to musimy pamiętać o jego trwałości i obecności w glebie, która szacowana jest na ok. 3 miesiące. Oznacza to, że potas podany jesienią nie będzie dla nas czynnikiem plonotwórczym przez cały kolejny rok. Jesienią właściciele gospodarstwa stosują mniej więcej 1/3 całorocznej zalecanej dawki. Karol Żywalewski zawsze powtarza, że pewna ilość potasu musi być zastosowana jesienią, bo jest to składnik, który ma przede wszystkim pomóc roślinie w zimowaniu. Dopiero potas podany wczesną wiosną zaczyna pracować na plon, na lepszą gospodarkę wodną. Myśląc o ilości i jakości plonu potas powinno się stosować wiosną możliwie jak najwcześniej, czyli na przełomie lutego i marca.
Dr inż. Monika Kopaczel-Radziulewicz