– Ja już tracę 1 zł na każdym kilogramie sprzedanego żywca wołowego, bo o tyle ceny poszły w dół, a ustawa o nazwie „Piątka dla zwierząt” zakazująca m.in. uboju rytualnego na terenie Polski jest dopiero procedowana. Strach pomyśleć co będzie jak zostanie uchwalona przez wszystkie organy władzy i wejdzie w życie. Obecnie produkujemy na granicy opłacalności, a jeszcze trochę i będziemy mieli straty, a ja tej produkcji nie zakończę wszak mam pięcioletnią umowę z ARiMR i muszę dalej produkować, nawet ze stratami. Inaczej musiałbym ponieść surowe konsekwencje finansowe. Jestem zrozpaczony, przecież mam na utrzymaniu rodzinę. Zostało mi tylko protestować, byłem już na proteście w Warszawie, w tym tygodniu będziemy też blokować drogi ciągnikami – powiedział Adam Momont, dodając, że problemem jest nie tylko ta ustawa, ale i koronawirus, wszak w dzień naszej wizyty miał do jego gospodarstwa przyjechać samochód po bydło. Nie przyjechał, bo znów stanął eksport do Włoch właśnie z przyczyn COVID-19.
Z paszowozem przeszło milion
Rolnik nie tylko jest związany
umową z ARiMR, ale także kredytem
inwestycyjnym, którego spłata
została rozłożona na 15 lat. Sama
obora o wymiarach 60 x 25 m kosztowała
927 tys. zł netto, zaś wraz
z wozem paszowym inwestycja zamknęła
się sumą 1,1 mln zł netto.
Rolnik skorzystał z dofinansowania
w ramach PROW na maksymalną
sumę 500 tys. zł.
Nowa obora może pomieścić do 500 sztuk bydła opasowego w iście komfortowych warunkach. W innych budynkach rolnik może utrzymywać jeszcze 150 sztuk. Obecnie na stanie jest mniej bydła, gdyż część została sprzedana, a zanim wejdą na ich miejsce nowo zakupione odsadki, trzeba przeprowadzić dezynfekcję.
– Opasamy odsadki, zarówno jałówki, jak i buhajki ras mięsnych głównie rasy limousine, która stanowi ok. 80% pogłowia, ale także mamy angusy czarne oraz mieszańce ras mięsnych. Odsadki zakupujemy z polskich stad, głównie z takich województw jak: dolnośląskie, lubuskie i zachodniopomorskie – powiedział Adam Momont.
3 tysiące balotów na rok
Stół paszowy ma szerokość 5 m.
Bydło korzysta z 12 kojców o wymiarach
10 x 10 m. Każdy z nich
przeznaczony jest dla ok. 40 sztuk
bydła. Rolnik nie chciał obory rusztowej
ze względu na komfort zwierząt
i mniejszą urazowość. Decydując
się na głęboką ściółkę wiedział,
że będzie musiał każdego roku gromadzić
pokaźną ilość słomy. Rocznie
do ścielenia zużywa 3 tys. balotów
i to tych większych, o średnicy
1,6 m, gdzie przeciętna bela waży
400 kg.
– W nowej oborze nie mieliśmy póki co żadnych problemów zdrowotnych u bydła, wynika to z tego, że jest tu bardzo dobry mikroklimat, na który składa się kilka czynników jak suche, miękkie i wygodne legowisko oraz dobra wentylacja i doświetlenie – podkreślił Adam Momont.
Bydło żywione jest dawką TMR zadawaną z pionowego dwuślimakowego paszowozu Strautmann o pojemności 19 m3 z możliwością rozbudowy do 24 kubików. W skład dawki TMR wchodzą: kiszonka z kukurydzy, sianokiszonka, śruty zbożowe, poekstrakcyjne śruty rzepakowa i sojowa oraz dodatek mineralno- witaminowy. Średnie dzienne przyrosty, jakie są tu osiągane, to 1,3–1,4 kg w przypadku buhajów i 1 kg przy jałówkach.
– Buhaje sprzedajemy w wadze ponad 700 kg, a jałówki w wadze ponad 600 kg. Ich okres opasu w naszej oborze trwa ok. 12 miesięcy – wyjaśnił Adam Momont.
Bydło zamiast świń
Dlaczego problem jest aż tak wielki,
ano dlatego, że większość rolników
nie tylko na Lubelszczyźnie, ale
też w innych rejonach Polski chcąc
nie chcąc zrezygnowała z produkcji
trzody chlewnej z powodu ASF-u.
W większości tych gospodarstw
miejsce świń zajęło bydło opasowe.
Jako kraj zwiększyliśmy znacznie
produkcję wołowiny, jednocześnie
bardzo mało jej spożywając i prawie
całość musimy wyeksportować.
– Niemal wszyscy producenci trzody chlewnej z naszego terenu przerobili chlewnie na obory pod opas bydła, ponosząc przy tym koszty. Żywiec wołowy musimy wyeksportować, a wołowinę je głównie ludność arabska, której jest przecież coraz więcej na zachodzie Europy. Oni wymagają, aby była to wołowina halal, czyli pochodząca z uboju rytualnego. Ponadto ma też miejsce reeksport, czyli nasza wołowina trafia np. na rynek włoski, a potem do krajów arabskich. Zakaz uboju rytualnego oznacza utratę atrakcyjnych rynków zbytu. Jeśli wołowiny nie wyeksportujemy, to się nią „udławimy” w kraju – powiedział Adam Momont.
Zabrali nam gospodarza
Rolnik mówi wprost, że cała ta
sytuacja to zdrada wsi przez obóz
rządzący.
– Prawie wszyscy rolnicy głosowaliśmy na PiS oraz prezydenta Andrzeja Dudę, a teraz taka ustawa godzi w całe rolnictwo. Dla mnie to nóż w plecy wbity polskiemu chłopu. Wieś tego nie zapomni. Dodatkowo zabrano nam dobrego gospodarza, jakim jest minister Ardanowski, a wsadzono na stołek osobę, która nie ma pojęcia o rolnictwie i robi sobie zdjęcia z wrogami rolników tzw. zielonymi. To jest plucie nam rolnikom w twarz – powiedział rozmówca.
Adam Momont uważa, że „Piątka dla zwierząt” rozłoży całe rolnictwo, nie tylko branżę mięsną, a także inne działy gospodarki mocno powiązane z rolnictwem.
– W pierwszej kolejności „Piątka dla zwierząt” rozłoży producentów żywca wołowego, co od razu przełoży się na stada krów mamek, z których kupujemy odsadki, a także stada krów mlecznych, z których pozyskiwane są cielęta do opasu. Spadną ceny i tak taniego już zboża, bo przecież 80% zbóż skarmiane jest zwierzętami. W dalszej kolejności kryzys dotknie firmy paszowe oraz inne instytucje produkujące na potrzeby gospodarstw rolnych – zakończył Adam Momont.
Andrzej Rutkowski