Ponad 200 blokad na drogach to na pewno sukces AgroUnii i jej lidera Michała Kołodziejczaka oraz innych organizacji protestujących przeciwko „Piątce dla zwierząt”. Niezwykle ważne, że o sile tych protestów stanowią młodzi ludzie, których życiowym celem jest praca w nowoczesnym gospodarstwie zapewniającym godziwy dochód. To w dużej mierze od efektów ich pracy zależy czy Polska będzie nadal rolniczą potęgą: państwem, które zapewnia swoim obywatelom bezpieczeństwo żywnościowe, w którym rolnictwo i jego otoczenie mają znaczący wpływ na kondycję gospodarki. Jednak rządzący nie dostrzegają tych dziesiątków miliardów złotych, które mogą wyparować z naszej gospodarki na skutek wprowadzenia w życie owej kontrowersyjnej ustawy. Jakby o ekonomicznej sile naszego kraju stanowiła wyłącznie Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych, w której drukuje się banknoty, a nie prawidłowo funkcjonująca gospodarka. Co najważniejsze, ci najbardziej prominentni politycy Zjednoczonej Prawicy nie doceniają olbrzymiej skali rolniczego gniewu. Liczą na to, że nieposłuszeństwo rolników to typowy słomiany ogień. Bo rolniczy gniew jest gorszy od górniczego gniewu. Bo organizacje zawodowe rolników są słabe, a niektórzy liderzy mają „coś za uszami”? Tylko patrzeć jak w czołowych mediach pojawią się trudne materiały na ten temat. Dla nas jest oczywiste, że wśród tych dziesiątków tysięcy młodych niepokornych rolników jest wielu potencjalnych liderów, którzy mogą zastąpić nawet Kołodziejczaka. Zaś jedynym dobrym rozwiązaniem są konkretne rozmowy z władzą – dodajmy rozmowy o przyszłości polskiego rolnictwa, pozbawione ideologicznych podtekstów. Pamiętajmy, że efektem najbardziej szczytnych ideologii był po prostu głód. Tak. Rolnicze strajki przysłoniła narastająca z dnia na dzień pandemia koronawirusa. I w imię wspólnej pracy ponad podziałami, której efektem powinna być minimalizacja skutków tej zarazy, polityczne elity skoczyły sobie do gardeł. Parlament stał się miejscem totalnego obrażania, totalnych szyderstw, głupich gagów i historycznych wypominek. Panowie politycy, uczcie się od oraczy szacunku dla ziemi – dla swojej pracy. Wszak Polska to wielkie gospodarstwo.
Przy okazji protestów warto wspomnieć o największym beneficjencie zakazu hodowli zwierząt futerkowych. To cała branża utylizacyjna, a szczególnie firma Saria, należąca do niemieckiej grupy Rethmann (jej spółka Remondis wywozi śmieci w dużych miastach), która kupiła w Polsce sześć zakładów przetwarzających odpady poubojowe oraz padłe zwierzęta. Wprowadzany właśnie zakaz spowoduje, że kilkaset tysięcy ton tych odpadów z przemysłu mięsnego i rybnego, które do tej pory zjadały norki, trafi do utylizacji, za którą trzeba będzie zapłacić.
Na koniec przejdźmy do tematów ogólnoświatowych. Dlaczego Amerykanie śmieją się przez łzy z Unii Europejskiej? Otóż Sonny Perdue, tamtejszy minister rolnictwa ostrzegł, że przestrzeganie zasad określonych w unijnej strategii „Od wideł do widelca” (oficjalna nazwa „Od pola do stołu”) spowoduje podwojenie światowych cen żywności i sprawi, że milionom ludzi głód może zajrzeć w oczy. To wnioski z poważnej analizy przeprowadzonej w tamtejszym departamencie rolnictwa.
Uważamy, że wypowiedź pana Perdue, jest szczera. Amerykanie znani są z tego, że bardzo dbają o swoje interesy. Gdyby byli nieszczerzy, to nie przestrzegaliby przed skutkami strategii „Od wideł do widelca”. Byłoby to bowiem na rękę ich farmerom, bo mając do dyspozycji wszystko to czego zabronimy w Unii Europejskiej (m.in. środki ochrony roślin, nawozy mineralne) weszliby na rynki dotychczas zajmowane przez dostawców z Europy. To oni mieliby największy zysk z nowej unijnej strategii.
Rozumiemy, że sielankowa wizja – kury grzebiące w trawie, świnie taplające się w błocie, kilkumiesięczne cielęta brykające na pastwiskach obok krów – działa na bujną wyobraźnię polityków i urzędników w Brukseli otrzymujących astronomicznie wysokie wynagrodzenia za pracę, która może doprowadzić do unicestwienia europejskiego rolnictwa. Taka wizja całkowicie mija się z rzeczywistością. W tym wypadku aktualne staje się stwierdzenie jednego z byłych prezydentów, który powiedział, że „Jak ktoś ma wizje, to powinien iść do lekarza”.
Zniszczymy własne rolnictwo, które co roku produkuje nadwyżki zbóż, mleka w proszku i wołowiny, eksportowane np. do krajów Afryki Północnej, gdzie warunki do produkcji rolniczej są delikatnie mówiąc nie najlepsze. Mieliśmy już jedną „Arabską wiosnę”, którą sprowokowały wysokie ceny żywności. Skończyła się ona m.in. setkami tysięcy ofiar śmiertelnych (Syria i Libia) oraz milionami uchodźców zmierzających do Europy. Chcemy kolejnej takiej wiosny i milionów uchodźców? Czy w Brukseli zapomnieli już, jaki wpływ na ceny zbóż i rzepaku miało ich przeznaczenie na biodiesel i bioetanol 10 lat temu?
Rozumiemy, że dziś mamy pandemię i grożący nam zakaz uboju rytualnego, ale proponowane przez UE lekarstwo na problemy z klimatem i ochroną środowiska wydaje się być gorsze od choroby. Dotknie wszystkich rolników i konsumentów.
Krzysztof Wróblewski - redaktor naczelny
Paweł Kuroczycki - redaktor naczelny