Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Jeden drugiego powinien wspierać

Data publikacji 04.11.2020r.

Ze Sławomirem Homeją, prezesem stowarzyszenia „Wieprz Polski”, rozmawia Krzysztof Janisławski.


● W stowarzyszeniu, któremu pan przewodniczy, współpracują hodowcy rodzimych ras żywca, zakłady przetwórcze, a nawet restaurator. Jak udało się stworzyć taki konglomerat?
– Stowarzyszenie ma siedzibę w Kujawsko-Pomorskim Ośrodku Doradztwa Rolniczego w Minikowie i nie jest to przypadek. Od kilku lat współpracuję z KPODR kierowanym wcześniej przez Ryszarda Kamińskiego, obecnie wiceministra rolnictwa, a teraz przez dyrektora Ryszarda Zaruckiego. To współpraca m.in. przy projekcie „Kujawsko-Pomorska Wieprzowina – Tucz bez GMO”. Współdziałaliśmy przy tym projekcie również z Solidarnością RI, było to możliwe dzięki Januszowi Walczakowi. Naturalną kontynuacją tego programu jest powołane do życia w ubiegłym roku stowarzyszenie „Wieprz Polski”. Zaczęło się od jednego zakładu przetwórczego, jednej restauracji i mojej hodowli puławiaka. Obecnie w stowarzyszeniu są trzy zakłady przetwórcze oraz kilkunastu hodowców, głównie z Kujawsko-Pomorskiego. Dwa kolejne zakłady są na etapie deklaracji o przystąpieniu. Szukamy kolejnych. Co do rolników, to przeważają hodowcy puławiaka. Ta rasa bardzo dobrze się w naszym regionie przyjęła, pojawiło się dziewiętnaście hodowli w ciągu pięciu lat. Ale w stowarzyszeniu nie ograniczamy się tylko do niej – mile widziani są hodowcy pozostałych polskich rodzimych ras zachowawczych i tradycyjnych.

Naszym celem jest prowadzenie hodowli pozwalającej na uzyskanie wysokiej jakości mięsa ze świń rodzimych ras, m.in. puławskiej. Tucz jest prowadzony na bazie krajowego białka, głównie z wykorzystaniem roślin bobowatych, bez pasz wytwarzanych z roślin modyfikowanych genetycznie. Równie ważna jest wspólna z zakładami przetwórczymi promocja produktów wytwarzanych na bazie tej wieprzowiny. Wzajemnie się wspierając, możemy zdziałać więcej, tym bardziej że dostaliśmy od rządu narzędzia pozwalające na skuteczne docieranie z informacją do konsumenta.

● Na czym polega wzajemne wsparcie hodowców i zakładów przetwórczych w ramach stowarzyszenia?
– Rolnik wnosi wysokiej jakości produkt, czyli smaczne i zdrowe mięso, w przypadku puławiaka – o charakterystycznym smaku. Tłuszcz międzymięśniowy tzw. marmurkowaty nadaje mu specyficzny smak. Zakład przetwórczy przygotowujący swoje wyroby na takiej bazie może użyć oznaczeń pomagających w promocji i sprzedaży produktów. Ma możliwość te produkty i siebie wyróżnić spośród wielu innych. Tak napędzona większa sprzedaż dla hodowców oznaczać będzie większą produkcję. Korzyść jest obopólna. Rolnik ma zapewniony zbyt w swojej okolicy, zakład produkcyjny ma co przetwarzać. Bo jeśli dojdzie do sytuacji, że małych producentów żywca już na rynku nie będzie, to niewielkie, lokalne przetwórnie też stracą rację bytu. Zostaną wielkie molochy z kapitałem zagranicznym, nastawione na przetwarzanie mięsa pochodzącego z największych chlewni, gdzie tuczone są duńskie warchlaki.

Cztery podstawowe zasady, za pomocą których można opisać naszą działalność, to: polski zakład przetwórczy, polski rolnik, krajowe rasy i polskie białko bez GMO.


● Jakie przeszkody napotykacie jako stowarzyszenie?
– Rozwój stowarzyszenia mocno blokuje pokutujące przekonanie, że żywienie polskich ras jest problematyczne, a wyniki finansowe nie najlepsze, co nie jest prawdą – przekonałem się o tym osobiście, prowadząc swoją hodowlę. Potwierdzają to także wyniki badań naukowych. Doświadczenia nad system żywienia polskich ras, który preferujemy, prowadził prof. Wojciech Kapelański z Uniwersytetu Techniczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy. Zastępując śrutę sojową bobowatymi, uzyskał bardzo dobre efekty, lepsze niż przy wykorzystaniu soi w żywieniu.

Inny problem jest taki, że nie jest łatwo przekonać zakłady przetwórcze do współpracy. Niechętnie angażują się w segment non-GMO. Do końca ubiegłego roku mieliśmy też utrudnienia o charakterze biurokratycznym dotyczące procedur żywienia zwierząt. Od 1 stycznia przepisy się zmieniły, znacząco ułatwiając hodowcom polskich ras funkcjonowanie.

● Skoro już jesteśmy przy ułatwieniach. Wykorzystywanym przez was narzędziem jest też znak „Produkt polski”.
– Daje do myślenia, że jest tak mało zakładów w branży przetwórstwa wieprzowiny, które wykorzystują go w promocji, mimo że taka możliwość istnieje już od 2017 roku. Zakłady będące w naszym stowarzyszeniu nie mają problemu ze spełnieniem warunków pozwalających na używanie tego znaku w promocji.

● Powiedział pan wcześniej, że takich narzędzi od rządu, które pozwalają na pozytywne wyróżnienie i identyfikację, od niedawna jest więcej.
– Znak „Produkt polski” jest podstawową identyfikacją naszych produktów. Ale uzupełniamy go o znak „non-GMO”. W tej chwili staramy się też, we współpracy z Instytutem Zootechniki PIB, o certyfikat „Rasa rodzima”. Namawiam hodowców do przystępowania do projektu dotyczącego podwyższonego dobrostanu zwierząt. Połączenie tych wszystkich oznaczeń w jednym stowarzyszeniu branży hodowlanej świadczy o pewnej elitarności naszej produkcji. Oczywiście chodzi o dotarcie z tą informacją do klienta. Co ważne, te wszystkie oznaczenia w polskich warunkach nie podnoszą aż tak bardzo kosztów produkcji. Warto również pamiętać o przedstawicielach RHD i MOL. Osoby zajmujące się tą działalnością również zachęcamy do wspólnego działania.

● Jak rolnicy funkcjonujący w stowarzyszeniu wychodzą na tym finansowo?
– Ustaliliśmy na początku zasadę, która cały czas obowiązuje. W przypadku tuczu bez GMO hodowca od naszego zakładu otrzymuje o złotówkę więcej za kilogram, niż wynosi obowiązująca aktualnie cena rynkowa. Mankamentem takiego rozwiązania jest fakt, że niecała produkcja hodowców ze stowarzyszenia trafia do naszych zakładów. Bywa też, że cena rynkowa w naszym regionie, do której doliczana jest ta złotówka, jest niższa od ceny rynkowej w innych częściach Polski. Jednak dopóki nie stworzymy rynku na nasze produkty, nie zmieniamy tej zasady.

● Jaki jest najważniejszy cel stowarzyszenia?
– Mam nadzieję, że uda się stworzyć szerokie porozumienie rolników i przetwórców, którzy widzą sens w promowaniu produktu polskiego. Powinniśmy tłumaczyć polskiemu konsumentowi różnicę między „wyprodukowanym w Polsce” a „Produktem polskim”. Bo tylko ten drugi gwarantuje, że zakup oznaczonego nim towaru wzmacnia polski przemysł. To dotyczy także hodowców. Bo czy patriotyzmem konsumenckim w produkcji trzody chlewnej jest kupowanie duńskiego warchlaka, karmienie go śrutą sojową z importu i sprzedawanie do zakładów z zachodnim kapitałem? Skoro my, rolnicy, oczekujemy od konsumentów, że będą kupować nasze wyroby, to w naszych wyborach także kierujmy się patriotyzmem konsumenckim, na przykład wybierając materiał siewny czy składniki paszy polskiej produkcji. Jeden drugiego powinien wspierać.

● Dziękuję za rozmowę

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a