Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Nie z żelaza, lecz ze złota

Data publikacji 06.11.2020r.

Mamy kolejną blokadę kraju i kolejne pytania, co z tego wyniknie dla rolnictwa? Jesteśmy mądrzejsi o doświadczenia z wiosennych restrykcji związanych z koronawirusem. Najpierw pojawiło się olbrzymie ssanie na żywność. Tak, że niektóre mleczarnie nie mogły nadążyć z realizacją zamówień handlowców i zaczęły reglamentować swoją sprzedaż. Ale szybko ten popyt wewnętrzny na żywność został ograniczony, bo obywatele III RP narobili zapasów. Poprzez działania administracyjne ograniczono też dostęp do sklepów. Na dodatek, zamknięcie restauracji w tzw. cywilizowanym świecie spowodowało spadek popytu na masło i sery, a co za tym idzie, także obniżenie ich cen, również w Polsce. Mocno ucierpiał cały segment handlu HoReCa, ukierunkowany na zaopatrywanie barów, restauracji, hoteli, sanatoriów itp. To był także efekt tego, że część pracowników przeszła na pracę zdalną. Spadły też gwałtownie ceny proszków mlecznych. A ten spadek najbardziej dotknął polskich producentów odtłuszczonego mleka w proszku. Tak. W całej Unii było biednie, ale działania typu spekulacyjnego sprawiły, że najbardziej stracili polscy przetwórcy mleka, a więc i rolnicy. Wszak ceny masła w blokach kształtowały się w granicach 11 zł za kilogram, zaś ceny odtłuszczonego mleka w proszku spadły nawet poniżej 8 zł za kilogram. Czy tak będzie i teraz? My się obawiamy, że zamknięcie kolejnych działów gospodarki może być zwiastunem katastrofy. Ale chcemy się mylić w naszych prognozach. Analitycy twierdzą, że rynek mleka jest w dobrej sytuacji, głównie ze względu na popyt w Azji. Chińczycy odbudowują się po pandemii i rośnie u nich zapotrzebowanie na produkty mleczne. To jednak dobra wiadomość głównie dla Nowej Zelandii, która ma z Chinami porozumienie o wolnym handlu i eksportuje tam ogromne ilości mleka (w proszku, UHT). Z drugiej strony, rosną ceny zbóż, jako że nie wszędzie zbiory były udane, a i zasiewy na sezon 2020/2021 u największych producentów nie napawają optymizmem.
Dziś znów mamy więc Unię Europejską podzieloną na 27 krajów członkowskich, nie licząc Wielkiej Brytanii. Dziś każdy z krajów UE próbuje poradzić sobie z COVID-em na własną rękę. Tymczasem w Brukseli ważą się losy budżetu na kolejne 7 lat, w tym także na rolnictwo. Nie jest to komfortowa sytuacja, zwłaszcza że Belgia bije rekordy zachorowań. Co z tego wyniknie? Bóg jeden raczy wiedzieć. A jeśli chodzi o Wielką Brytanię, to jak pamiętamy, miała ona w październiku zdecydować czy wychodzi z UE z umową czy bez. Nie zdążyła podjąć decyzji, bo trzeba było zająć się pandemią. Zapewne w grudniu przekonamy się czy brexit będzie twardy, co wiąże się z wielokrotnie opisywanymi w naszych komentarzach konsekwencjami, także dla naszych przetwórców żywności i eksporterów.
Zmieńmy jednak temat. Jak słyszymy, trwają prace nad nowym projektem ustawy o ochronie zwierząt. Jak można wywnioskować z wypowiedzi Grzegorza Pudy, ministra rolnictwa, przepisy będą uwzględniały zakaz uboju rytualnego. Ma to jakoby nam dać dostęp do bogatych rynków, na których konsumenci zwracają uwagę na sposób uboju. Czyli zapewne polska wołowina, a może i drób, będzie reklamowana jako pochodząca z uboju bardziej humanitarnego niż ubój rytualny? Naszym zdaniem, takie absurdalne rozwiązanie jest zwiastunem totalnej katastrofy. Panie ministrze Puda! Pamiętamy całkiem niedawne tzw. miękkie lądowanie dla branży mleczarskiej po likwidacji kwot w 2015 r. Skończyło się pełną katastrofą! Pamiętamy otwieranie rynków dla polskiej żywności, której nie mogliśmy sprzedać do Rosji po wprowadzeniu embarga w 2014 r. Minister Marek Sawicki walczył o rynek chiński. Były nawet wstępne sukcesy – Chińczycy zgodzili się na przykład na objęcie polskich jabłek procedurą dopuszczeniową, tyle że trwała ona aż trzy lata. Były też "sukcesy" realne. Polska wieprzowina miała zdobyć na przykład rynek egipski! Jakby nie pamiętano, że muzułmanie świń nie jadają, nawet gdyby były ubite rytualnie. Z tym bagażem doświadczeń trudno dziś uwierzyć w bogatych konsumentów, którym cierpienie zwierząt bardzo leży na sercu. Apelujemy więc do pana ministra, nie psujmy tego co już funkcjonuje, nie traćmy rynków, które zdobyliśmy. Ta nowa ustawa może okazać się takim samym gwoździem do trumny jak poprzednia, która po miesiącu od wejścia w życie miała zlikwidować ubój rytualny. Tylko, że ten nowy gwóźdź do trumny, w której będzie złożone polskie rolnictwo będzie nie z żelaza, lecz ze złota. Jeszcze jedno: poprzednia ustawa nie była konsultowana ze środowiskiem rolniczym, nie była konsultowana nawet z ministrem rolnictwa. Bardzo się zdziwimy, chociaż nie wykluczamy, że znajdą się jakieś organizacje rolnicze, które będą chciały się pochylić nad nową piątką dla zwierząt. Jedno jest jednak pewne: nowy minister rolnictwa będzie znał treść tej ustawy na pamięć – podobnie jak starej, którą referował w Sejmie. Tak więc żadnego zaskoczenia w resorcie rolnictwa nie będzie.

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a