Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Niepewne czasy zahamowały inwestycję

Data publikacji 11.11.2020r.

Marek Zglec już jako kilkuletni chłopiec podpatrywał rodziców podczas prac w gospodarstwie. Wtedy narodziła się u niego pasja, jaką jest praca na roli i hodowla zwierząt. Szczególnie pokochał trzodę chlewną, której produkcję systematycznie rozwijał do momentu załamania opłacalności. Obecnie stado jest bardzo zredukowane. Gospodarz rozważa w przyszłości zwiększenie produkcji, ale pod pewnymi warunkami.



mazowieckie
– Obecnie mamy tylko 10 macior, ale wcześniej prowadziliśmy produkcję i sprzedaż warchlaków w ilości około 1800 sztuk rocznie. W 2007 roku powstała chlewnia dla 74 loch. Przy zasiedlaniu była pełna obsada tego obiektu. Początkowo byliśmy w okolicy jednym z większych gospodarstw zajmujących się produkcją warchlaków. Mogliśmy przygotować do sprzedaży partie po 150 sztuk. W ciągu kilku lat okazało się jednak, że jeśli nie będziemy mieli partii po 300–400 sztuk, to nie znajdziemy odbiorców na nasze zwierzęta – mówi Marek Zglec.

Porodówki czy tuczarnia?

Hodowca stanął przed wyborem, w jakim kierunku ma się dalej rozwijać. Nie wiedział, czy ma budować kolejne porodówki i odchowalnie, zwiększając produkcję warchlaków, czy zainwestować w tuczarnię i zamknąć cykl, tucząc uzyskane prosięta.

r e k l a m a

– Zdecydowaliśmy się na tuczarnię i mieliśmy gotową dokumentację potrzebną do rozpoczęcia budowy. Jednak w ostatniej chwili przemyślałem wszystko jeszcze raz i zdecydowałem, że nie będziemy budować kolejnego obiektu dla trzody chlewnej. Dzięki temu uniknąłem kosztów związanych z inwestycją. Przez jakiś czas mieliśmy jeszcze dwóch rolników, którzy systematycznie odbierali od nas warchlaki, ale pojawiał się coraz większy problem z ich sprzedażą, bo wszyscy twierdzili, że mamy za małe partie zwierząt. Zaczęliśmy więc sami tuczyć urodzone prosięta i przez jakiś czas tak funkcjonowaliśmy. Niestety, ostatnio ze względu na brak opłacalności zredukowaliśmy stado macior do minimum. W dalszym ciągu tuczymy warchlaki u siebie i sprzedajemy tuczniki. To jest tylko wyjście na przetrwanie, żeby nie zlikwidować świń całkowicie, bo później ciężko będzie wrócić do ich produkcji – wyjaśnia rolnik.


Usługi ratują dochód

Mniejsze dochody z produkcji trzody chlewnej i zapotrzebowanie na rynku skłoniły Marka Zgleca do uruchomienia usług rolniczych. Gospodarz w swojej ofercie ma między innymi: usługę koszenia zbóż, rzepaku i kukurydzy na ziarno. Pan Marek nastawił się także na przerabianie ziarna kukurydzy. Zbudował własnoręcznie maszynę, która śrutuje mokre ziarno kukurydzy i pakuje je w big bagi. Jej wydajność to około 20–25 ton na godzinę. Marek Zglec śrutuje także mokre ziarno zbóż. W tym sezonie wprowadził również usługę zbioru trawy przyczepą samozbierającą. Ponadto sieje usługowo kukurydzę profesjonalnym siewnikiem oraz wykonuje orkę i siew zbóż.

r e k l a m a

– Świadczenie usług rolniczych nas uratowało i dlatego możemy funkcjonować. Jednak ciężko myśleć, co będzie dalej. Posiadamy około 10 sztuk bydła mięsnego, planowaliśmy jeszcze zwiększyć pogłowie do 40 sztuk. W obecnej sytuacji zastanawiamy się co robić, czy nie będzie to zbyt ryzykowne posunięcie. Niektórzy moi koledzy zlikwidowali trzodę chlewną, zainwestowali sporo w bydło mięsne i teraz nie wiedzą, jaka przyszłość ich czeka – twierdzi gospodarz.


Plan B – przetwórstwo

– Jeśli sytuacja jeszcze się pogorszy na rynku żywca wołowego, to wiele gospodarstw sobie nie poradzi. Wówczas nie będę miał u kogo świadczyć usług rolniczych. Dlatego zostawiam sobie w odwodzie trzodę chlewną. Jeśli zajdzie taka potrzeba, to zarejestrujemy działalność polegającą na przetwórstwie wyprodukowanej w gospodarstwie wieprzowiny. Mamy blisko do Warszawy, gdzie widzimy rynek zbytu dla naszych wyrobów. Mamy już pewne doświadczenie w przetwórstwie, bo takie próby były podejmowane w przeszłości i całkiem nieźle nam to wychodziło. Przy braku innych rozwiązań, pójdziemy w tym kierunku. Cały czas szukamy czegoś opłacalnego. Nie można zaplanować niczego na dłużej, bo sytuacja jest niestabilna, a nikt nie jest w stanie dostosować się do zmian na rynku z dnia na dzień – podkreśla Marek Zglec.

Zobacz także

Rolnik sam przygotowuje pasze dla loch i tuczników. Jedynie dla najmniejszych warchlaków kupuje gotową mieszankę. W żywieniu loch bazuje na własnym zbożu. Jest to głównie pszenżyto, żyto i w niewielkim udziale pszenica oraz owies. W produkcji tuczników największą część mieszanki stanowi śrutowane i zakiszone ziarno kukurydzy.

– Przy niższych wilgotnościach zbieranego ziarna dodajemy nawet 40–50% kukurydzy, co w znacznym stopniu obniża nam koszty produkcji. Oprócz zboża, w skład mieszanek wchodzi koncentrat białkowy, który dobierany jest w taki sposób, żeby uzupełniać go tylko własnym ziarnem – mówi Marek Zglec.

Józef Nuckowski

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a