Podczas pierwszych ośmiu miesięcy poprzedniego roku w tym kierunku polskie mleczarnie wyeksportowały 5271 ton serów dojrzewających, w bieżącym było to już 14 667 ton. Dla porównania, drugie pod względem wielkości eksportu Niemcy, w analogicznych okresach wyeksportowały 3093 i 5729 ton. Natomiast w przypadku masła, którego Polska jest również największym eksporterem, ze 147 ton w pierwszych ośmiu miesiącach roku 2019 do 4878 ton wyeksportowaliśmy w tym samym okresie roku 2020. Kolejny raz porównując, drugi z kolei eksporter, czyli Holandia osiągnęła sprzedaż w ilości odpowiednio 333 i 1432 tony.
Od dłuższego czasu kraj ten jest istotnym kierunkiem dla polskich eksporterów. Jednak jeszcze do niedawna, nikt nie był w stanie dokładnie oszacować możliwej do osiągnięcia na tym rynku wartości sprzedaży. Handel z mieszkańcami Ukrainy polegał w znaczącym stopniu na odwiedzinach przez nich przygranicznych sklepów i hurtowni. Zmieniła to epidemia koronawirusa. Istotnie mniejszy ruch graniczny spowodował, że większa ilość wyrobów mleczarskich zaczęła trafiać na rynek bezpośrednio od operatorów położonych po ukraińskiej stronie granicy. Istotnie zwiększyła się również aktywność polskich firm w ukraińskich sieciach handlowych. Dziś nikogo już nie dziwią rozmowy z kupcami zza wschodniej granicy. Wszystkie te zdarzenia złożyły się na rekordową, niejednokrotnie trzycyfrową, dynamikę eksportu w tym kierunku.

Do niedawna
ukraińskie przedsiębiorstwa były eksporterem produktów mleczarskich, działając efektywnie na niektórych rynkach trzecich. Wśród nich wymienić można Chiny, Mołdawię, Maroko czy Izrael. Sytuacja ta zmieniła się diametralnie w ciągu kilku lat. W przeciwieństwie do wzrastającego importu, we wszystkich kategoriach ukraiński eksport znajduje się w trendzie spadkowym. W wymienionym wcześniej okresie eksport pełnego mleka w proszku zmniejszył się o 61,1%, odtłuszczonego mleka w proszku 30,9%, masła o 46,1%, natomiast serów o 18,1%. Pomimo usilnych prób, podejmowanych również na terenie Polski, nie udało się ukraińskim firmom na trwałe zdobyć jakiegokolwiek rynku w Unii Europejskiej. Część Czytelników zapewne pamięta głośny debiut giełdowy Milkiland sp. z o.o. na warszawskiej giełdzie w 2012 roku.
Jeszcze siedem lat temu
Ukraina znajdowała się w pierwszej dziesiątce eksporterów produktów mleczarskich, a prawie dwadzieścia lat wcześniej była szóstym producentem mleka na świecie. Gdzie należy upatrywać źródła stanu, w jakim znalazło się ukraińskie mleczarstwo? Głównym powodem jest coraz mniejsza podaż surowca. Pogłowie bydła mlecznego na Ukrainie w ciągu ostatnich pięciu lat zmniejszyło się o 5%, a produkcja mleka o 4,3%. Wskaźnik samowystarczalności państwa w zaopatrzeniu w produkty mleczarskie na początku 2016 roku wynosił 104,2%, a na koniec 2019 indeks ten spadł do 101,4%. Z wysokim prawdopodobieństwem już w roku 2020 ukraińska produkcja nie będzie w stanie pokryć potrzeb konsumentów. Ponadto w tym kraju w szybkim tempie rośnie spożycie produktów mleczarskich, w szczególności serów dojrzewających, których już co trzeci kilogram pochodzi z państw Unii Europejskiej.
Sytuacja ta bez wątpienia rodzi frustrację ukraińskich przetwórców mleka. Na terenie Ukrainy istnieje znacząca ilość małych i średnich mleczarni. Jednak oprócz nich funkcjonuje kilku istotnych przetwórców mleka. Wśród nich znajdują się Milkiland, UkrProduct Group oraz VDP ROSHEN, które w ostatnich latach zainwestowały w budowę nowoczesnych fabryk znaczne środki finansowe. Specyfiką ukraińskich „dużych graczy’’ jest budowanie holdingów ukierunkowanych na produkcję rolno- -spożywczą, a nie specjalizowanie się w jednej gałęzi produkcji (np. produktach mlecznych), jak to ma miejsce w przypadku unijnych mleczarni. Ich struktura bardziej przypomina firmy typu Nestle, niż nasz rodzimy Mlekpol czy Mlekovitę. Nie można jednak całkowicie lekceważyć ich jako potencjalnej konkurencji. Za przykład niech posłuży wymieniony VDP ROSHEN. Gałąź zajmująca się przetwórstwem mleka jest tam dość młodym tworem, a największe inwestycje z nią związane miały miejsce w 2016 roku. Ponadto, ta kojarzona z produkcją słodyczy firma byłego prezydenta Petra Poroshenki jest też powiązana z dziewiątym co do areału holdingiem rolnym na Ukrainie – Ukrprominvest-Agro, który gospodaruje na 122 000 ha użytków rolnych. W jego skład wchodzi również część mająca rozwijać hodowlę bydła mlecznego i mięsnego.
Ukraińscy producenci,
doskonale zdając sobie sprawę ze spadającej dynamiki produkcji mleka, od początku roku czynią kroki w celu poprawy swojej sytuacji. W lutym tego roku Michaił Korilkiewicz – prezes Ukraińskiej Federacji Spółdzielczej, poinformował o przyznaniu przez UNDP (Program Zjednoczonych Narodów ds. Rozwoju, będących jedną z agend ONZ), grantu mającego na celu utworzenie nawet 5000 gospodarstw mlecznych. Projekt ten ma być zrealizowany do 2027 roku. Z drugiej strony, dość głośnym echem odbijają się wśród unijnych przetwórców mleka zapowiedzi wprowadzenia regulacji prawnych, mających na celu ograniczenie importu nabiału. Jak na razie, przedstawiane są jedynie propozycje, wprost nawiązujące do rozwiązań stosowanych w innych państwach. Za przykład podaje się Stany Zjednoczone, które wprowadziły kontyngenty importowe na poziomie 2% wolumenu rodzimej produkcji lub Turcję, która obłożyła importowane produkty mleczarskie 180% cłem. Problem ten jest przedstawiany jako konieczny do rozwiązania ze względu na bezpieczeństwo żywnościowe państwa. Decyzje w tym zakresie zapadną zapewne już wkrótce, podczas corocznych wydarzeń istotnych dla ukraińskiej branży mleczarskiej, czyli Dairy Buisness 2020. Organizatorzy zapowiadają jeden wiodący w agendzie temat: przedstawienie danych oraz faktów, z których wynika, że problem nadmiernego importu produktów mleczarskich można rozwiązać tylko daleko posuniętymi regulacjami, które nie mogą dłużej czekać na wprowadzenie. Jeżeli faktycznie do tego by doszło, pierwszymi, przeciw którym byłyby one skierowane, będą najwięksi konkurenci. A są nimi obecnie polskie i białoruskie mleczarnie.
Artur Puławski