Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Bez dobrej paszy nie ma opłacalnej produkcji

Data publikacji 18.11.2020r.

opolskie
W gospodarstwie Bogusława i Witolda Pawliszynów ze Świerczowa w województwie opolskim nie mamy do czynienia z typową przy produkcji trzody chlewnej kolejnością, a mianowicie najpierw chowem tuczników, a później pomysłem na uruchomienie małej ubojni. Bogusław Pawliszyn wraz z żoną Danutą w 1997 roku uruchomił zakład ubojowo-rozbiorowy i dopiero po kilku latach zapadła decyzja, aby zająć się też trzodą chlewną. Było to podyktowane potrzebą zapewnienia sobie surowca.
– Decyzja o inwestycji w świnie była łatwiejsza, bo mieliśmy już zakład ubojowo-rozbiorowy. Rolnicy, których postawienie chlewni na sto loch obecnie kosztuje ponad 3 mln zł, są w dużo gorszej sytuacji. To ogromne pieniądze. Nie wiadomo, kiedy się zwrócą, a nie ma pewności zbytu żywca w opłacalnej cenie. Nadeszły bardzo trudne czasy i praca gospodarzy nie jest szanowana i doceniana – podkreśla Bogusław Pawliszyn.

r e k l a m a

Podzielona produkcja

W gospodarstwie produkcja odbywa się zgodnie z zasadą "od pola do stołu", dzięki której gospodarze mają wpływ na każdy jej etap i jakość surowca trafiającego do odbiorców. Utrzymują około 800 loch hybrydowych naima, a dodatkowo w osobnym obiekcie 70 macior stada prarodzicielskiego, które służą do produkcji własnych loszek remontowych. Wszystkie lochy i prosięta utrzymywane są na rusztach, natomiast tucz odbywa się na rusztach i na głębokiej ściółce.
– Dzięki temu oprócz gnojowicy mamy także obornik i możemy stosować mniej nawozów sztucznych. Wszystkie zboża wykorzystujemy w żywieniu zwierząt, dlatego zależy nam na jak najlepszej jakości upraw. Stąd też decyzja o budowie nowoczesnej mieszalni pasz, bo wiemy, że nasze surowce są bardzo dobre. Szkoda je sprzedawać i kupować mieszanki, które nie spełniają naszych wymagań – twierdzi Witold Pawliszyn.
Chlewnie powstawały w gospodarstwie sukcesywnie. Pan Bogusław rozpoczął w 2002 roku budowę tuczarni, a w 2007 roku powstała duża ferma loch. Budynki dla loch znajdują się w zupełnie innym miejscu niż tuczarnie. Zdaniem rolników takie rozwiązanie pozwala lepiej zadbać o zdrowotność stada i bioasekurację. Obsługa przypisana jest do danego obiektu, a choroby i patogeny, które mogą pojawić się w tuczu, nie są przenoszone do sektorów loch i prosiąt. Zdecydowanie łatwiej w takim systemie ochronić porodówki.
– Fermy zlokalizowane są w promieniu 3–4 km. Centralnie znajduje się mieszalnia, z której pasze rozwożone są do poszczególnych chlewni. Wszystkie samochody przed wjazdem są zamgławiane z użyciem środka dezynfekcyjnego, choć w niektórych przypadkach w ogóle nie wjeżdżają na teren fermy, a jedynie poruszają się po tzw. strefie brudnej, poza ogrodzeniem, i stamtąd pasza jest zasysana do silosów. Ponadto mamy osobny samochód do przewozu warchlaków na tuczarnię, inny do transportu tuczników z naszych chlewni, a kolejny do przewozu trzody chlewnej, którą skupujemy od rolników – opowiada Witold Pawliszyn.

Ratuje ich własna ubojnia

Prosięta przebywają na odchowalni do 25–26 kg masy ciała, a następnie trafiają do tuczarni. Od lochy odsadza się 13–14 prosiąt w miocie. Tucz odbywa się najczęściej do 110–120 kg, chociaż oczywiście zależy to od zapotrzebowania rynkowego. Ponieważ gospodarze wszystkie świnie ubijają we własnym zakładzie, mogą swobodnie dostosować surowiec do wymagań odbiorców. 70% tuczników ubijanych w rzeźni należącej do rodziny stanowią ich zwierzęta, a 30% pochodzące od innych rolników.
Zakład mięsny od 2001 roku ma uprawnienia eksportowe na teren Unii Europejskiej, dzięki czemu gospodarze współpracują ze znaczącymi przetwórcami wieprzowiny. Ubojnia ma też certyfikat Dziedzictwa Kulinarnego. W marcu tego roku gospodarze poczynili kolejną inwestycję, która ma poprawić jakość produkcji. To w pełni automatyczna mieszalnia pasz, której wydajność wynosi do 2,5 tony na godzinę. Instalacja składa się z magazynu surowców oraz z podzespołów mieszalni, między innymi czyszczalni, śrutownika bijakowego, autofiltra, mieszalnika oraz odpowiednich urządzeń służących do dozowania mikro- i makroelementów w formie sypkiej oraz płynnej.
– Montaż takiej mieszalni nie następuje na zasadzie wieży, lecz w płaszczyźnie poziomej, dzięki czemu możliwe jest wykorzystanie istniejących pomieszczeń bez konieczności ponoszenia dużych nakładów na nowe budynki. Punktem scalającym poszczególne elementy wchodzące w skład instalacji jest układ, który steruje wszystkimi procesami, nadzoruje je i odpowiednio dokumentuje – mówi Michał Pawłowski z firmy Plottnik AgroConsulting, która jest wyłącznym przedstawicielem niemieckiej firmy Buschhoff GmbH & Co. oferującej rozwiązania techniczne do produkcji własnej paszy w gospodarstwach.
Komputerowe sterowanie procesem produkcji paszy znacząco oszczędza czas potrzebny do przygotowania mieszanek dla poszczególnych grup – na miejscu wytwarzane jest sześć rodzajów pasz. Dzienne zapotrzebowanie na pasze w gospodarstwie to od 20 do 35 ton. Dzięki inwestycji ich wytwarzanie jest w pełni automatycznie, a sterowanie procesem oraz nadzór nad nim mogą odbywać się nawet z domu za pomocą telefonu.
– Poświęcam dwie godziny w ciągu dnia na zapełnienie zbiorników na surowce, a samo mieszanie odbywa się w nocy, kiedy energia elektryczna jest tańsza. Poza tym nie ma konieczności zatrudniania pracownika do wytwarzania pasz, co jest kolejną oszczędnością. Eliminuje się też w ten sposób błędy popełniane przez człowieka, gdyż urządzenia są w stanie dozować komponenty z większą dokładnością. Precyzyjne przygotowanie pasz ma szczególne znaczenie w przypadku loch oraz prosiąt – wyjaśnia pan Witold.

r e k l a m a

Oszczędności dzięki jakości

Surowce są magazynowane w silosach na zewnątrz budynku oraz w zbiornikach wewnątrz pomieszczenia. Takich zbiorników na komponenty paszowe jest w sumie dziewięć. W gospodarstwie oprócz zbóż i surowców białkowych dodawane są fosforany oraz kreda pastewna, więc gospodarz ma wpływ prawie na wszystkie komponenty wykorzystywane w żywieniu zwierząt, a tym samym na ich jakość i źródło pochodzenia. Ponadto do mieszalnika podczas produkcji paszy dodawane są automatycznie płynne dodatki paszowe w postaci oleju oraz zakwaszacza poprzez specjalne pompy, czym również steruje system komputerowy.
– Oferowane przez nas linie do produkcji pasz mogą podać nawet do stu komponentów. Możemy taką mieszalnię o wydajności od 1 t/h do 15 t/h dostosować do potrzeb klienta i jego produkcji. Jeśli mają być wytwarzane tylko pasze w tuczu, linie są dużo prostsze, ale jakość żywienia znacznie się poprawia – mówi Michał Pawłowski z firmy Plottnik AgroConsulting.
Jak zapewnia, badania potwierdzają wysoką homogenność pasz, czyli krótko mówiąc – równomierne wymieszanie wszystkich surowców w danej partii w stosunku 1: 100 000. Z kolei w celu uzyskania całkowitego opróżnienia zbiorników na minerały oraz uniknięcia "zawieszania" się komponentu możliwe jest ich wyposażenie w zintegrowane mieszadła. Minimalne ilości, jakie można dozować, to nawet kilkaset gramów na tonę, co ma znaczenie zwłaszcza przy produkcji mieszanek dla prosiąt, w przypadku których stosuje się różnorodne dodatki, często w niewielkich ilościach, ale niezbędne we właściwym żywieniu i zapobieganiu chorobom.
– Surowce są teraz dokładnie rozdrobnione, pasza łatwiej się trawi, a zwierzęta otrzymują wszystkie niezbędne składniki, co przekłada się na lepszą zdrowotność świń. Z perspektywy czasu wiem, że naszym błędem było jedynie to, że nie postawiliśmy takiej mieszalni dużo wcześniej, bo bez właściwego przygotowania pasz nie ma co myśleć o inwestycji w trzodę chlewną – twierdzi Bogusław Pawliszyn.

Stawiają na własną soję

Według przedstawiciela firmy Buschhoff, rolnikowi, który wykorzystuje 2–3 tony paszy dziennie, opłaca się zainwestować w taką mieszalnię, bo może uzyskać w żywieniu świń duże oszczędności, również poprawiając ich zdrowie i przyrosty. Istnieje możliwość automatycznego pneumatycznego rozprowadzenia paszy po gospodarstwie do 270 m do dowolnej liczby silosów docelowych, ale akurat w przypadku Pawliszynów jest ona przewożona do poszczególnych ferm na większe odległości. Do gospodarstwa kupują jedynie prestartery dla prosiąt przy maciorach oraz w okresie odsadzenia.
– Z pewnością przymierzymy się do tego, aby także te pasze wytwarzać we własnej mieszalni. Jej technologia na pewno pozwoli na dokładne dozowanie niewielkich ilości różnych dodatków paszowych – twierdzi pan Witold.
Na polach uprawia on pszenicę, pszenżyto, jęczmień, kukurydzę, rzepak oraz na 60 ha soję, która następnie jest ekstrudowana i dodawana do pasz dla prosiąt oraz loch karmiących. Do mieszanek dla tuczników kupowana jest natomiast śruta sojowa. Jeśli wejdzie w życie zakaz stosowania genetycznie modyfikowanej importowanej soi, areał jej uprawy w gospodarstwie z pewnością się zwiększy.
– Póki co w naszym kraju trudno jest osiągnąć opłacalny plon soi na poziomie 3–3,5 tony z hektara. Wciąż uczymy się, jak uprawiać tę roślinę. Niemniej, jest ona bardzo dobra w płodozmianie i wzbogaca glebę w azot – uważa pan Bogusław.

Dominika Stancelewska

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a