Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Najbardziej kosztochłonna branża

Data publikacji 20.11.2020r.

Pomimo chwilowej hossy, ceny produktów mleczarskich, czy to tych masowych, czy kierowanych do handlu detalicznego, nie wzrosły znacząco w dłuższym przedziale czasowym. Wartość wielu produktów mleczarskich, którymi konsument zapełnia koszyk w sklepie, tylko nieznacznie zmieniła się w przeciągu kilku lat. Poza cenami masła konfekcjonowanego (czyli popularnej kostki) i w blokach, wszystkie są nadal niższe niż w styczniu bieżącego roku. Październikowe ceny odtłuszczonego mleka w proszku były o 1,6 zł/kg niższe niż styczniowe (odpowiednio 9,6 i 10,9), a pełnego mleka w proszku w identycznym okresie spadły o 1 zł/kg (odpowiednio 11,6 i 12,6). Średnie ceny sprzedaży serów dojrzewających w październiku dopiero zaczęły zbliżać się do poziomu z początku roku. Ser edamski był średnio 0,3 zł/kg tańszy niż w styczniu, a popularna gouda 0,5 zł/kg. Masło ekstra zarówno w blokach, jak i konfekcjonowane, w październiku minimalnie przekroczyło wartość z początku stycznia tego roku, czyli 15,7 zł/kg i 17,7 zł/kg. Warto tu przypomnieć rok 2018, kiedy w to w lipcu cena masła w blokach osiągała poziom 23 zł/kg, a masła konfekcjonowanego w czerwcu wynosiła 25 zł/kg.
Według ostatnich danych Zintegrowanego Systemu Rolniczej Informacji Rynkowej, prowadzonej przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, w trakcie pierwszego tygodnia listopada nadal wzrastały ceny serów dojrzewających. W przypadku serów szwajcarskich był to aż 5-procentowy przyrost. W stosunku tygodniowym zdrożało również mleko w proszku – o 2,5%. Ale to by było na tyle wzrostów. Większość produktów, nawet jeśli w niewielkim stopniu, to jednak potaniała. Ceny mleka UHT zmniejszyły się o 1%, spożywczego o 0,3%, jogurtu naturalnego o 2,9%, a mleka zagęszczonego o 2,7%. To co dzieje się na polskim rynku nie odbiega znacząco od rynków innych państw europejskich. Ceny otrzymywane za produkty, w dłuższej perspektywie nie ulegają dużym spadkom lub wzrostom. Powinno to cieszyć, ponieważ po drugiej stronie Atlantyku, produkcja mleczarska doznaje kolejnego szoku. Za przykład niech posłuży spadek cen sera, który w pierwszym tygodniu listopada potaniał aż o 18,1%.
Zgodnie z wszelkimi prognozami, wzrosty cen żywności powinny wyhamować. Ich szacowany przyrost powinien ukształtować się na poziomie zbliżonym do 3%. Taki przekaz funkcjonuje w obiegu medialnym. Jednak jeśli przyjrzeć się sprawie dokładniej, to wcale nie jest to powód do optymizmu – żywność zdrożeje bo musi, aby producent mógł dalej funkcjonować. Wzrost cen na wymienionym poziomie wynika z przyrostu kosztów funkcjonowania przedsiębiorstwa. Ceny żywności wzrosną, ponieważ przetwórców mleka czekają kolejne korekty kosztów. Niestety, na plus. Związane są głównie z zakupem paliw, energii oraz nowymi obciążeniami podatkowymi, coraz częściej nazywanymi opłatami. Mleczarstwo jako branża należy do sektorów produkcji żywności, które są jednymi z najbardziej kosztochłonnych.
Tuż po wiosennym lockdownie (zamknięciu części gospodarki) ceny paliw wg GUS tylko w ciągu miesiąca wzrosły o 3,3%. Jeśli chodzi o ceny energii, kilka dni temu podjęto decyzję o wprowadzeniu "opłaty mocowej'', która będzie znaczącą pozycją w strukturze kosztów przedsiębiorstw. Na ewentualne zwolnienia od niej mogą liczyć właściwie tylko zakłady posiadające instalacje fotowoltaiczne, a jest ich w skali kraju niewiele. Precyzując – właściwie jedynym zakładem wyposażonym w taką instalację o dużych możliwościach jest Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska w Końskich. Ponadto w niedługiej perspektywie cały przemysł spożywczy zostanie objęty zmianami w gospodarce opakowaniami, wynikającymi z tzw. Rozszerzonej Odpowiedzialności Producenta. Wiąże się to oczywiście z kolejną opłatą, a mianowicie "opłatą od niewykorzystanego plastiku''. W najtrudniejszej sytuacji znajdą się bez wątpienia średniej wielkości producenci wyrobów mleczarskich, a w naszym kraju to prawie połowa ogólnej liczby przedsiębiorstw zajmujących się przetwórstwem mleka.
Skąd więc polscy przetwórcy mleka czerpią środki na sfinansowanie ciągle rosnących kosztów? To jak skonstruowany jest polski handel detaliczny, na którym dominującą rolę odgrywają dyskonty i sieci handlowe, nie pozwala wielu firmom rozwinąć skrzydeł. Marże osiągane przez większość mleczarni nie są w stanie pokryć stale rosnących kosztów, nie mówiąc już o znaczącym rozwoju i finansowaniu inwestycji. Dlaczego jednak polscy przetwórcy mleka rozwijają swoją bazę produkcyjną wypłacając przy tym godziwe ceny dostawcom? Odpowiedź to ciągle zwiększający się eksport.
W roku 2019 wyeksportowano z Polski 37% skupionego przez mleczarnie surowca. Udział wartościowy polskiego mleka w unijnym eksporcie produktów mleczarskich to 5,3%. Przywykliśmy mówić, że eksport jest koniecznością ze względu na fakt występowania nadwyżki produktów na rynku. Jednak przy tym staje się on kołem napędowym polskiego mleczarstwa, ponieważ nie jesteśmy w stanie godziwie zarobić na rynku krajowym. Faktem jest, że poza granicami naszego kraju, kondycja producentów mleka jest najlepsza w państwach, które posiadają duże saldo eksportowe, czyli w Niemczech, Holandii, Irlandii czy Danii. Niestety, rynek zewnętrzny nie jest stabilny i niejednokrotnie ulega wahaniom. Ponadto, w przeciwieństwie do innych państw unijnych, będących znaczącymi eksporterami, polskie mleczarnie ponoszą duże ryzyko walutowe. Niemniej jednak, wśród wymienionych powyżej państw za najistotniejszy uważa się niezmiennie rynek wewnętrzny. Faktycznie to on gwarantuje, może niewielki, ale stały i stabilny dochód, pozwalający na rozwój przedsiębiorstwa. Jak widać, w przypadku Polski nawet o niewielki wzrost rentowności w sprzedaży na rodzimym rynku jest o wiele trudniej.

Artur Puławski

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a