Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Pięćdziesiąty siódmy odcinek powieści sensacyjnej Józefa Ignacego Kraszewskiego "Sprawa kryminalna".

Data publikacji 20.11.2020r.

Ta część listu niezupełnie prezesa zadowoliła. Domyślał się, że ten, o którym własny ojciec zmuszony był mówić, iż nieco lekkim jeszcze pozostał, doszedłszy lat czterdziestu, w istocie bardzo płochym być musiał. Lecz był to Boromiński z tytułem hrabiowskim, człowiek miły, dobrze wychowany, mógł się przywiązać, ustatkować, a majątkowo od jego wybryków zabezpieczyć się zdawało możebnem. Byle się Leokadyi podobać umiał.


r e k l a m a

Nikt w Murawcu, oprócz prezesa, o grożących tych odwiedzinach nie wiedział. Baczny ojciec zastrzegł sobie zawczasu, ażeby nie wyglądały wcale na konkury, sądził, że kochanie powinno przyjść nagle, niespodzianie itd.


Ciocia Pstrokońska od dwóch już dni zabawiała brata i gospodarowała w jego domu, gdy w południe jakoś, w sobotę, powóz końmi pocztowemi zaprzężony, ze strzelcem paradnym ukazał się przed gankiem.


r e k l a m a

Wysiadł z niego piękny bardzo, postawy pańskiej, wytwornie ubrany mężczyzna miłej twarzy i spytał o pana prezesa. Obie ciocie bardzo to zaciekawiło, lecz ucieszyły się, gdy im sam prezes zaraz oznajmił, jak miła go spotkała niespodzianka... Tak dawno niewidziana gałązka ich szczepu... Boromiński!


Nikt w świecie nie posądzał prezesa o przygotowanie potajemne odwiedzin tych. Cieszyli się wszyscy rozrywką, jaką im gość poufały należący do rodziny przynosił.


Zobacz także

Gdy hrabia Otton ukazał się w salonie, ze swobodą właściwą ludziom, co wiele żyli w świecie, z niezmierną umiejętnością znalezienia się, z zasobami dowcipu, z ogładą i wprawą trochę podstarzałego kawalera, który całą zewnętrzną młodości i świeżości werwę potrafił zachować, mieszkańcy Murawca, którzy tak doskonałego artysty nigdy w życiu nie widzieli, w życiu powszednim, nie mogli się oprzeć uwielbieniom dla niego. Prezes był zachwycony, ciocia Benigna pokochała go niemal, Wychlińska osłupiona nań patrzała. Leokadya tylko pozostała dosyć zimną. Na niej jednej sztuczny człowiek uczynił wrażenie dzieła kunsztu, automatu cudownego, w którym grały sprężyny, nakręcone ręką mistrza...


Jakie wrażenie na hrabi galicyjskim uczynił dom i ludzie, tego wyczytać zeń nie było podobna. Z wszystkiego był nadzwyczaj szczęśliwy, podziwiał, chwalił, cieszył się – umiał się zastosować, do każdego mówił jego tonem. Słowem – zdawał się stworzonym na zięcia.


Takim go od pierwszego dnia znalazł prezes. Nazajutrz, odwiedzając go w jego mieszkaniu, trochę się zląkł, popatrzywszy na paradnego w zieleni od złota strzelca ze stosownym kapeluszem, na rozpakowane przybory podróżne, które mu się królewsko wspaniałemi wydały, na ranne ubranie kawalera prawie kobiecej elegancyi, ale najwykwintniejszego smaku.


– Pięknoszek – rzekł w duchu prezes. – Do zbytku znać nawykły, ale na tego rodzaju fantazyę im stanie, byle innych nie miał.


Przez cały dzień hrabia Otton bawił prezesa i ciocię Benignę, rzadko bardzo zwracając się ku Leokadyi, która mu za to wdzięczną była. Pani Pstrokońska olśniona wczoraj i uradowana, następnego dnia uczuła się odczarowaną... Spod świetnej a płytkiej rozmowy salonowego człowieka już dno było widać piaszczyste. Na myśl jej też nie przyszło, ażeby to miał być konkurent do Leokadyi...


Na uboczu prezes trochę niecierpliwie spytał ją:


– A jakże się siostrze kuzynek wydaje?


– Bardzo miły człowiek – odpowiedziała Pstrokońska. – Wczoraj byłam nim nawet zachwycona, dziś mi się nadto uperfumowany wydał.


– Perfumy i elegancyę lubi, to prawda – rozśmiał się prezes – ale kobietom się tacy ludzie podobają.


– No, bracie, nie wszystkim...


Leokadya była milczącą. Parę razy próbował mowę zawiązać przybyły, lecz nie szła jakoś, i nalegał... Dla obu ciotek za to był przesadzenie grzecznym i czułym. (cdn.)

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a