Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Trzeba lubić tę pracę

Data publikacji 18.11.2020r.

mazowieckie
I bez zwłoki działali, wprowadzając w życie kwestię bodaj najważniejszą, czyli budowę nowej, większej obory. Inwestycja ta pozwoliła młodym hodowcom prawdziwie rozwinąć skrzydła. Dziś mogą się cieszyć z licznego – bo liczącego 61 krów – stada podstawowego, przy czym całe pogłowie to 130 sztuk.
Wróćmy jednak do samej obory. Państwo Kwiatkowscy zdecydowali się na budowę obory uwięziowej. Kiedy zapytałam pana Wojciecha dlaczego – przy zakładanej licznej obsadzie zwierząt – nie zdecydował się na bezuwięziowy system utrzymania, wymagający znacznie mniejszego nakładu pracy na obsługę zwierząt, bez chwili zastanowienia odpowiedział, że wybrany typ obory pozwala na lepsze dopilnowanie każdej sztuki w stadzie.
– Cenię sobie możliwość indywidualnego traktowania każdej krowy, szczególnie pod względem precyzyjnego żywienia – argumentował wybór Wojciech Kwiatkowski.
Nowa obora to przestronny i widny budynek przejazdowy o wymiarach 40x15 m, z centralnie położnym korytarzem paszowym (o szerokości blisko 5 m), do którego z każdej strony przylega po 28 wygodnych stanowisk. Po każdej stronie zastosowano jednak odmienny system utrzymania zwierząt. Po jednej stronie stanowiska ścielone są słomą, po przeciwległej, wyłożone są materacami, a odchody trafiają do znajdującego się pod rusztem kanału, które myte są dwa razy dziennie (rano i wieczorem). Skąd taki pomysł?
Zdecydowaliśmy, że starsze krowy, będące w 4 i wyższej laktacji, które są już w gorszej kondycji, będą przebywać na ściółce. Młodsze, odporniejsze i zdrowsze z racji wieku krowy odpoczywać będą na matach – wyjaśnił Wojciech Kwiatkowski, który przyznał jednocześnie, iż pod względem zdrowotnym zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest utrzymanie zwierząt na ściółce.
Wydojenie blisko 60 krów to nie lada wyzwanie, pomimo że obora wyposażona jest w dojarkę przewodową. W gospodarstwie dój przeprowadza 3 osoby i zajmuje on godzinę i dwadzieścia minut.
Stado jest pod oceną użytkowości, a jak poinformował młody gospodarz – średnia wydajność wynosi około 8000 kg mleka.
– Nie zależy nam na rekordowych wydajnościach. Po pierwsze, wymaganiom wysoko wydajnych krów trudno jest sprostać na uwięzi, po drugie, bardziej od wysokiej produkcji zależy nam na dobrym zdrowiu i długowieczności zwierząt – podkreślił Wojciech Kwiatkowski, informując jednocześnie, że średnio każda sztuka w stadzie użytkowana jest przez 5 laktacji. I z pewnością wytrzymywałyby jeszcze dłużej, gdyby istniała możliwość zapewnienia ruchu na świeżym powietrzu.
Zasiedlając przed laty oborę państwo Kwiatkowscy byli do tego w pełni przygotowani pod względem obsady. Wszystkie wprowadzone do nowego budynku sztuki odchowali we własnym gospodarstwie. Zakupili jednak maszynę, dziś już praktycznie w mlecznym gospodarstwie niezbędną, czyli wóz paszowy, tutaj o pojemności 12 m3, firmy Euromilk. Do wozu trafiają wyłącznie pasze objętościowe. Całość pasz treściwych zadawana jest z ręki 4 razy dziennie. W ten sposób zwierzętom podawany jest także dodatek mineralno-witaminowy. Kiedy zapytałam pana Wojciecha o największy obecnie problem w stadzie, szybko wymienił uporczywą ketozę.
– Wcześniej krowy zasuszone przebywały w oborze ze sztukami w laktacji i bardzo często podbierały im pasze. Nie ukrywam, że często się zatuczały i zapadły na ketozę. Zdecydowaliśmy więc przeprowadzać sztuki zasuszone od innego budynku i problem ketoz powoli się zmniejsza.
W rozrodzie zwierząt hodowcy korzystają z usług inseminatora. I jak się okazuje, z powodzeniem. Rzadko bowiem spotyka się gospodarstwa, które obok urodzonych buhajków sprzedają również część cieliczek.
– Mamy chyba szczęście, bo zwykle większość urodzeń osesków stanowią cieliczki, pomimo że nie stosujemy nasienia seksowanego. Mamy ich za dużo, więc sprzedajemy je okolicznym rolnikom do dalszej hodowli. Pozwala na to także długi okres użytkowania krów, który sprawia, iż rocznie wymieniamy od 5 do maksymalnie 10 sztuk – poinformował pan Wojciech, który pozostawia jednak do opasu urodzone buhajki.
– Niestety, pieniędzy z nich nie ma. Kiedy we wrześniu br. sprzedawałem mieszańce, za kilogram żywej wagi uzyskałem zaledwie 7,40 zł. Niewiele więc z tego zostaje w kieszeni.

Beata Dąbrowska

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a