podkarpackie
– Żeby uszyć taki gorsecik, potrzebny jest aksamit. Do tego podszewki, zapinki i mnóstwo kolorowych koralików dobrej jakości. Żadnej tandety, z której schodzi farba – wyjaśnia Zofia Bembenek, artystka, która szyje i haftuje stroje ludowe na zamówienie zespołów obrzędowych i kół gospodyń, kostiumy teatralne, a także kreacje na indywidualne zlecenia.– Tutaj wyszywamy kołnierzyk, osobno mankiety. Potem nakładamy kalkę, odrysowujemy wzorek, haftujemy. I gotowe – pokazuje.
Koleżanki z zachwytem oglądają stroje, które przyniosła na spotkanie. Kiedy obserwują Zofię przy pracy, zastanawiają się, jak to możliwe, że skomplikowany haft wydaje się taki prosty. Szydełko migocze w oczach, a na materiale pojawia się piękny wzór.
– To pracochłonne, ale wdzięczne zajęcie. Wymaga wysiłku fizycznego i intelektualnego, jednak cierpliwość popłaca – mówi artystka.
r e k l a m a
Z ludowością za pan brat
Szyciem i haftowaniem zajmuje się od sześćdziesięciu lat. Już jako nastolatka marzyła, by zająć się krawiectwem. W tajemnicy podkradała mamie stare sukienki, z których ucinała kawałki materiału, by poćwiczyć szycie.– Potem wyszłam za mąż, urodziłam pięcioro dzieci. Na moich barkach spoczęło utrzymanie domu i praca na gospodarstwie – wspomina.
Zaczęła szyć, aby zarobić na utrzymanie rodziny. Wybrała chałupnictwo, bo mogła zająć się nim w nocy, kiedy dzieci już spały.
– Siadałam przy maszynie i tur-tur, do rana, aż zaczynało świtać, a ptaki śpiewały za oknem – opowiada Zofia. – A na czwartą rano biegłam do szkoły, gdzie zatrudniłam się na stanowisku palacza. Nagrzałam w budynku i wracałam do domu. To były trudne czasy...
Kiedy dzieci podrosły, zaczęła zarabiać sprzątaniem. W szkole, w sklepie, a nawet w synagodze. Wciąż po cichu marzyła o tworzeniu zdobnych kreacji. W wolnych chwilach odwiedzała sąsiadkę, wybitną hafciarkę, pod okiem której szlifowała warsztat. Szycie wprawiało ją w dobry nastrój, pozwalało się zrelaksować.
– Kiedy mogłam, haftowałam – opowiada. – Obserwowałam, jak robią to inne kobiety, odpatrywałam ludowe wzory. Krok po kroku nauczyłam się szyć.
Potrafi dziś uszyć wszystko, oprócz butów. Wystarczy, że zerknie na materiał, aby wiedzieć, co z niego powstanie. Na zamówienie szyje kreacje wizytowe, kostiumy teatralne, ale specjalizuje się głównie w strojach ludowych, a zwłaszcza kobiecych gorsetach.
A ta Zosia jak z żurnala
Od szesnastu lat Zofia Bembenek szyje stroje ludowe dla zespołów obrzędowych z kraju i z zagranicy. To przede wszystkim stroje rzeszowskie, łańcuckie oraz krakowskie. Materiały, z których najczęściej korzysta, to wysokiej jakości len, bawełna i aksamit. Haftuje bez wytycznych etnografa – każdy regionalny wzór zna niemal na pamięć. Stroje jej autorstwa wykonane w oparciu o oryginalne motywy ludowe noszą m.in. ZPiT "Hyżniacy", ZPiT "Rzeszowiacy", zespoły śpiewacze "Tyczyniacy", "Borkowianki", "Hermanowiacy", "Matysowianie", kapela rodzinna "Kurasie", uczniowie Zespołu Szkół w Błażowej i wiele innych.– Nie mam zakładu. Wszystkie prace wykonuję u siebie w domu – mówi artystka.
Jej gorsety dopracowane są w najdrobniejszych szczegółach, a wymagają największego nakładu pracy spośród wszystkich elementów ludowej garderoby. Artystka podkreśla, że lubi się uczyć, z zainteresowaniem obserwuje wystawy sklepowe, patrzy, co obecnie jest modne, a co passé. Mimo skończonych 75 lat jest pełna energii i chce iść z duchem czasu.
– Nie cofam się, gnam przed siebie, za postępem. W kwestii mody wciąż się dokształcam, podążam za nowinkami – opowiada.
– Jak się patrzy na Zosię w kościele, to jest żywy żurnal! – mówią koleżanki.
Szycie to niejedyna aktywność artystyczna Zofii Bembenek. Po śmierci męża kilka lat temu wstąpiła do Zespołu Śpiewaczego "Borkowianki". Na potrzeby zespołu uszyła i wyhaftowała dwadzieścia gorsetów. W czerwcu tego roku uczestniczyła w projekcie "Korowód Sztuki" realizowanym przez Gminny Ośrodek Kultury w Hyżnem. Na spotkaniu poświęconym swojej pasji zachęcała młodzież do nauki szycia i haftowania strojów ludowych. Chciałaby przekazać kolejnym pokoleniom umiejętności.
– Martwi mnie, że zainteresowanie jest niewielkie – ubolewa. – Mimo wszystko wierzę, że młodzi przejmą pałeczkę. Że choć na chwilę odłożą smartfony i chwycą za szydełko.