wielkopolskie
– Czy mamy szczęście do kupowanych maszyn? Z jednej strony na pewno tak, bo jeszcze żadna nas nie zawiodła, ale – jak mówi Leszek Plewa, zastępca dyrektora w Stadninie Koni Pępowo – nie kupujemy maszyn w ciemno. Zawsze taka inwestycja jest poprzedzona dokładną analizą. Z jednej strony dyskutujemy z pracownikami na temat potrzeb i wymagań. Z drugiej, zbieramy opinie z innych gospodarstw, pytając się przede wszystkim o słabe punkty danego sprzętu. To minimalizuje ryzyko błędnej inwestycji, na którą – gdy uprawia się 2200 hektarów i hoduje 2600 sztuk bydła – nie możemy sobie pozwolić.r e k l a m a
Maszyny od Kulczyka
Stadnina Koni Pępowo ma przekonanie do zachodnich maszyn rolniczych. Opinię zaczęła wyrabiać sobie już w latach 80., kiedy to zakupiła pierwszy zachodni sprzęt. To efekt m.in. nawiązania współpracy z Janem Kulczykiem, biznesmenem, który w owym czasie reprezentował niemiecką firmę Rau, produkującą maszyny rolnicze.– Kulczyk sprowadzał zachodnie maszyny m.in. na poznańską Polagrę. A po targach część z nich pozostawała w kraju. Oprócz tego zestawy do uprawy były sprawdzane przez jedną z warszawskich firm. W taki sposób w latach 1986 i 1988 udało nam się zakupić sporo zachodniego sprzętu, w tym dwa pięciometrowe kultywatory Rau Unimat z wymiennymi elementami roboczymi, rozsiewacz nawozów, zaprawiarkę, dwa opryskiwacze, głębosz oraz pneumatyczny sześciometrowy siewnik Accord, który pracował u nas przez dwadzieścia lat. Spośród ciekawych konstrukcji mieliśmy także trzy agregaty Rau Multitiller o szerokości 3 metrów każdy, które wyglądają jak połączenie talerzówki z kultywatorem ścierniskowym. Dla nas ten sprzęt miał szczególne znaczenie, bo można go było zagłębić nawet na 20 centymetrów, dzięki temu wysiewając pszenicę po burakach byliśmy w stanie nawet zrezygnować z orki. Było to o tyle istotne, że w tamtych latach pracowaliśmy jeszcze na Ursusach, które ciągały czeskie pługi zagonowe PHX – wspomina Leszek Plewa.
r e k l a m a
Pierwszy był John Deere i tak pozostało
Gdy maszyny zachodnie już były, potrzebne były nowocześniejsze i mocniejsze ciągniki. Ale na te Stadnina Koni Pępowo musiała czekać do 1996 roku. Wtedy to nawiązała współpracę z firmą Agromix z Rojęczyna, w efekcie czego zakupiony został John Deere 8300 o mocy znamionowej 230 KM i maksymalnej 250 KM. Wraz z nim do gospodarstwa trafił siedmioskibowy pług Lemken oraz prasa wysokiego stopnia zgniotu Krone Big Pack 120-80. Obie te maszyny pracują do dziś.– Ten ciągnik całkowicie odmienił funkcjonowanie naszego gospodarstwa. Był tak wydajny, że praktycznie sam wykonywał orkę na całym areale. Był do tego prosty w obsłudze, dzięki temu operatorzy, którzy przesiadali się z Ursusów, nie mieli żadnych problemów z opanowaniem maszyny. Sprawdził się, dlatego – jak podkreśla Leszek Plewa – kolejnym traktorem też był John Deere, ale mocniejszy.
Mowa o zakupionym w 2000 roku modelu 8400 o mocy znamionowej 260 KM i maksymalnej 283 KM. Oba te traktory reprezentują serię 8000, która była produkowana w latach 1994–1998. W gamie dostępne były cztery modele. Trzy mniejsze, w tym 8300, były napędzane sześciocylindrowymi doładowanymi silnikami o pojemności 7,6 litra. Najmocniejszy 8400 posiadał większy motor o pojemności skokowej 8,1 litra. Skrzynia przekładniowa we wszystkich traktorach była identyczna. To mechaniczna przekładnia, w której 16 biegów do przodu i 5 biegów w tył jest włączanych pod obciążeniem i bez wyprzęgania.
– To są wyjątkowe maszyny. Być może najlepsze, jakie zbudował John Deere. Niewiarygodne jest to, że w 8300 skrzynia biegów nie była jeszcze naprawiana, natomiast silnik był remontowany przy przebiegu 17 000 motogodzin. Ten traktor – jak opowiedział nam Krzysztof Grobelny, kierownik zakładu w Pępowie – przez pierwsze cztery lata kręcił rocznie nawet po 1500–2000 motogodzin. Potem, gdy doszedł drugi John Deere, pracował mniej, bo po 1000 godzin rocznie. Dzisiaj do jego zadań należy ugniatanie zielonki w silosach oraz napędzanie śrutownika. Wiosną jeździ z 12-metrową włóką oraz z 6-metrowym agregatem uprawowym Lemken Kompaktor. Z kolei John Deere 8400 pracuje głównie z 7-skibowym pługiem, ale jak trzeba, współpracuje z głęboszem czy agregatem ścierniskowym. W tym traktorze silnik był robiony dopiero, kiedy traktor miał za sobą 20 000 godzin pracy. Skrzynia była robiona nieco wcześniej. Kolejny zakupiony traktor John Deere 8530 z 2008 roku nie jest już tak wytrzymały. Jest nasączony elektroniką i z nią były problemy. Miał też przeprowadzany kapitalny remont silnika przy 14 000 mth, ale najwięcej problemów mieliśmy ze skrzynią biegów, która była rozebrana w drobny mak.
Zobacz także
Będzie traktor o mocy ponad 450 KM
W Stadninie Koni Pępowo na stanie jest ponad trzydzieści ciągników. Co prawda część z nich to leciwe Ursusy, ale "trzon uderzeniowy" stanowią markowe John Deere'y, których jest dziesięć. Ten najmocniejszy 8530 generuje 330 koni mocy znamionowej i 360 koni mocy maksymalnej. Przede wszystkim ciąga 8-skibowy pług. Ma za sobą 12 lat pracy, w czasie których nakręcił 16 700 motogodzin. W marcu przyszłego roku straci tytuł najmocniejszego, bo wtedy do gospodarstwa trafi z USA najnowszy zakupiony ciągnik John Deere'a – model 8R 410, który, z wszystkimi zainstalowanymi systemami, będzie generował nawet 458 KM. Pod ten traktor zakupiony zostanie jedenastoskibowy pług Lemkena.– Jeżeli miałbym użyć jednego słowa, dlaczego stawiamy na traktory John Deere'a to powiedziałbym "niezawodność". To jest naprawdę mocny i twardy sprzęt, idealnie nadający się do wykonywania ciężkich prac – ocenia traktory amerykańskiego producenta Leszek Plewa. – Ale receptą na długą, bezawaryjną pracę, oprócz samej konstrukcji maszyn, jest też regularne ich serwisowanie. Współpracujemy m.in. z firmą Fuchs, która indywidualnie, pod każdy traktor, dobiera nam oleje. Ich wymiana następuje w odstępach co 300 godzin. O pomyłce nie ma tu mowy, bo każdy traktor jest przypisany do operatora, który codziennie zapisuje przebieg maszyny, a gdy zbliża się okres przeglądu, informuje o tym przełożonego. Często bywa tak, że filtry i oleje udaje się wymienić rano, przed wyjazdem w pole. Dzięki temu nie mamy zaburzonego planu wykonywania prac polowych. Jeżeli chodzi o kombajny zbożowe, to aby zminimalizować ryzyko przestojów, postępujemy tak, że zawsze przed sezonem, w marcu lub kwietniu, wykonujemy szczegółowy przegląd maszyn połączony z wymianą zużytych części. Ponadto regularnie co dwa lata wyjmujemy z kombajnów bęben młócący czy odrzutnik, dokładnie sprawdzając ich stan. Dzięki temu nie zdarzyło się jeszcze tak, aby któryś z kombajnów w sezonie stał w warsztacie.
Do zbioru zbóż wyjeżdżają dwa kombajny Claasa – sześcioklawiszowy Lexion 540 z hederem C660 o szerokości 6,68 m oraz hybrydowy Lexion 760 współpracujący z hederem na 10,5 m. Ten pierwszy z 2006 roku ma za sobą 4760 godzin pracy. Drugi z 2011 roku przepracował prawie 7200 godzin. Kosi zarówno zboże, jak i kukurydzę współpracując z ośmiorzędową przystawką Geringhoff Mais Star Horizon. W tym roku hybrydowy Lexion zebrał ziarno z powierzchni ponad 900 hektarów.
– Jakie są możliwości tej maszyny? Dziennie możemy nią skosić 50–60 hektarów pszenicy – informuje Leszek Plewa. – Natomiast w kukurydzy przy plonach na mokro od 12 do nawet 16 t/ha, dziennie kosi po 15–20 hektarów.
Na razie jedna beczka, ale będzie druga
W ostatnich latach Stadnina Koni Pępowo mocno inwestowała w maszyny mające na celu usprawnienie technologii przygotowania pasz. Było to związane z postawieniem nowej fermy na 1200 krów dojnych. Zakupione zostały m.in. prasy silosujące do pakowania pasz w rękawy foliowe, zgrabiarka Roc RT 1000 z przenośnikiem taśmowym, która za jednym przejazdem układa pokos z szerokości 10 m oraz prasa do dużej kostki Krone Big Pack 1270XC z dodatkowym rozdrabniaczem PreChop, który tnie słomę na 4–5 cm, wykorzystywaną później do karmienia i ścielenia legowisk.– Po uruchomieniu fermy musieliśmy kupić beczkę do wywożenia gnojowicy. Co prawda mamy na stanie trzy stare HTS-y po 10 000 litrów każdy, ale są to stare maszyny, które nie byłyby w stanie wywozić takich ilości gnojowicy, z którymi mamy do czynienia. Bo dziennie na nowej fermie już "produkowanych" jest po 70–80 m3 gnojowicy, a nie ma jeszcze pełnej obsady krów. Braliśmy pod uwagę maszyny wielu różnych producentów, ale finalnie, również po zebraniu opinii z innych gospodarstw, wybraliśmy maszynę polskiej produkcji – trzyosiowy wóz Meprozet PN-2/24 ze zbiornikiem o pojemności 26 000 litrów, który trafił do nas pod koniec sierpnia 2018 roku – pokazuje maszynę Leszek Plewa.
Meprozet PN-2/24 waży ponad 8 ton. Oparty jest na ramie, na której spoczywa stalowy zbiornik pokryty ocynkiem. W jego wnętrzu znajdują się falochrony, pierścienie wzmacniające oraz hydrauliczne mieszadło ślimakowe. Można go napełniać wykorzystując do tego celu uchylną rurę ssącą lub dwa boczne króćce. Ale w SK Pępowo beczka jest zalewana zewnętrznym systemem z własną pompą. Działa to tak, że z dwóch kortenów – każdy o pojemności 9000 m3 – gnojowica trafia do zbiornika buforowego. Tutaj znajduje się pompa, która podaje ciecz do ramienia ustawionego w trakcie napełniania przy górnym włazie beczki. Przy takim systemie czas napełniania beczki trwa kilka minut.
– Ile można rozlać tą beczką? To zależy od położenia pól. Rekordowy dzienny wynik to 26 kursów. Ale udało się go osiągnąć, gdy gnojowica była wożona na pola tuż przy fermie. Natomiast, gdy w jedną stronę zestaw musiał jeździć półtora kilometra, to liczba kursów zmniejszyła się do 20, maksymalnie 22. Ale i tak daje to pół miliona litrów gnojowicy wywiezionej dziennie – mówi Leszek Plewa.
W pierwszym sezonie beczka radziła sobie sama. W drugim wspomagały ją beczki wynajmowane od okolicznych gospodarstw. Ale od następnego sezonu w SK Pępowo do wywożenia gnojowcy będą wyjeżdżały dwie beczki, bo zamówiony został już drugi wóz Meprozetu – PN-2/24 o pojemności 26 000 litrów. Ponownie wybrano taki sprzęt, bo – jak usłyszeliśmy w gospodarstwie – po półtora roku eksploatacji nie zauważono żadnych mankamentów tej maszyny. Od pierwszego będzie się różnił tylko tym, że będzie miał nieznacznie wydajniejszy kompresor oraz unoszone koła tylnej osi. Podobnie jak pierwszy sprzęt będzie wyposażony w szerokie ogumienie o rozmiarze 700/50-26.5, dodatkowy wziernik poziomu napełniania oraz system pozwalający na montaż aplikatora. Na razie jednak gnojowica rozlewana jest po polu za pomocą łyżki, która rozprowadza nawóz na szerokości do 10 metrów.