Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Świńskie rozważania

Data publikacji 27.11.2020r.

Przez dziesiątki lat od stabilizacji cen na rynku wieprzowiny zależały rządy w Polsce. To m.in. wzrost urzędowych cen mięsa powodował wybuchy społecznych protestów w 1970, 1976 i 1980 r. W kapitalizmie to się niestety odwróciło, bo protesty wybuchały w rytm spadku cen skupu żywca. Tak było na przełomie 1998/1999 r., kiedy spadek cen skupu świń spowodował masowe blokady i kilka lat później wyniósł Andrzeja Leppera i Samoobronę do władzy. Dziś znowu jesteśmy świadkami załamania cen świń spowodowanego zastopowaniem eksportu z Niemiec i Danii do Chin. Ceny zmierzają w kierunku 3 zł/kg. Zupełnie jakbyśmy cofnęli się do 1999 r., kiedy za kilogram trzody rolnik średnio otrzymywał 3,03 zł, choć tamten pamiętny rok rozpoczęliśmy z ceną 1,8 zł/kg. Dodajmy, że za kwintal żyta producent dostawał 30 zł (10 kg trzody na 100 kg żyta), a za litr mleka 61 groszy. W 1999 r., żeby kupić 100 litrów oleju napędowego, trzeba było sprzedać niemal 60 kg żywca (wychodzi 1,8 zł/l). Dziś te przeliczniki wyglądają bardzo podobnie lub gorzej. Litr oleju napędowego kosztuje średnio 4,3 zł, a kilogram trzody chlewnej od 3,0 do 3,4 zł. Nawet jeśli odejmiemy zwrot akcyzy (1 zł/l), to żeby kupić 100 l ON musimy sprzedać ponad 100 kg żywca wieprzowego. Dodajmy jeszcze, że kwintal żyta kosztuje od 52 do 58 zł, wychodzi więc około 17 kg trzody na kwintal żyta.
Dziś, niestety, między władzą a cenami żywca nie ma już korelacji i może dlatego te ceny są takie jakie są. W 2020 roku świnie po 3 zł/kg nie wyniosą nikogo do władzy. Krótkowzroczna polityka poprzednich rządów, poczynając od 2006 r., kiedy świnie staniały do 2,8 zł/kg (Lepper był wówczas ministrem rolnictwa), spowodowała, że Polska stała się importerem wieprzowiny i tanim zapleczem przetwórczym. Zmiana tego stanu rzeczy wydaje się dziś mało realna, bo na dodatek odwróciły się społeczne trendy. Dziś panuje moda na niejedzenie mięsa. Niektóre kraje czynią z wegetarianizmu coś w rodzaju państwowej ideologii. Tak jest m.in. w Norwegii, której rząd deklaruje, że chce zmniejszyć spożycie mięsa i stworzyć swój własny plan zwiększenia liczby wegetarian w społeczeństwie. Zmniejszenie spożycia mięsa, zdaniem Norwegów, ma przyczynić się do zatrzymania globalnego ocieplenia. To już zakrawa na zbiorowe szaleństwo, tyko patrzeć jak takie pomysły pojawią się i u nas, nie brak nam przecież polityków majaczących o gwałceniu krów.
Mamy liczne sygnały, że rolnicy są karani przez policję mandatami za udział w protestach rolniczych. A jeżeli odmawiają przyjęcia mandatów, to sprawa jest kierowana do sądu, w którym mają małe szanse na wygranie. Jednak najgorsze są kary administracyjne wymierzane przez Sanepid, bo mogą sięgać nawet 30 tysięcy złotych. Tak formalnie, to to karanie rolników ma pewne podstawy prawne. Bo zawsze się jakiś paragraf znajdzie. Ale trzeba wziąć pod uwagę społeczny wymiar protestów skierowany przeciwko ustawie zwanej potocznie futerkową albo "Piątką Kaczyńskiego". Wszak ta ustawa pojawiła się znikąd, to znaczy – jako projekt poselski – i nie była konsultowana nie tylko z organizacjami rolniczymi, ale też i z ministerstwem rolnictwa. Ta ustawa godziła w byt setek tysięcy gospodarstw. I była naszym zdaniem orężem politycznym w rozgrywkach wewnątrzpartyjnych w Prawie i Sprawiedliwości. A jedną z ofiar tych rozgrywek jest też prezes Jarosław Kaczyński, który po prostu nie wiedział jak szkodliwa dla polskiego rolnictwa i całej polskiej gospodarki jest wspomniana "Piątka dla zwierząt", która obecnie znalazła się w sejmowej zamrażarce. A jaka będzie nowa wersja tej ustawy? Bo będzie, tego jesteśmy więcej niż pewni. Wszak poseł Ryszard Terlecki, który jest tylko wicemarszałkiem sejmu, ale można go śmiało określić politykiem numer 2 w Prawie i Sprawiedliwości, powiedział niedawno w programie III Polskiego Radia bardzo znamienne słowa, że ubój rytualny jest traktowany często przez rolników "nie tylko jako sposób produkowania mięsa zgodny z pewnymi przepisami, tylko jako po prostu tańszy sposób zabijania zwierząt".      
Nasila się wojna między byłymi ministrami rolnictwa wywodzącymi się z Prawa i Sprawiedliwości: europosłem Krzysztofem Jurgielem oraz posłem Janem Krzysztofem Ardanowskim. I tym razem Jurgiel zaatakował pierwszy pisząc list do premiera Mateusza Morawieckiego, w którym zawarł całą listę zarzutów pod adresem swojego następcy. W tym liście domaga się od premiera, aby między innymi podjął stanowcze działania w sprawie spółki Eskimos oraz Bielmleku, a także, aby wyjaśnił dlaczego Ardanowski zaniechał realizacji strategii hodowli koni. W tym liście europoseł Krzysztof Jurgiel ubolewa, że premier nie podjął już w lipcu stosownych działań wobec ministra Ardanowskiego. Od razu wyjaśniamy, że w tym liście nie są zawarte żadne uwagi związane z tzw. ustawą futerkową. A przecież to rolnicy z województwa podlaskiego oraz warmińsko-mazurskiego byli mocnymi autorami sukcesu K. Jurgiela w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Bo władze PiS-u jego wyborczy start poparły w sposób mocno umiarkowany. Tak, ten list uderza także w premiera Morawieckiego i szkodzi wizerunkowi Zjednoczonej Prawicy na polskiej wsi. Ale to nie nasza sprawa. Jedno jest pewne: jego ofiarą jest także obecny minister rolnictwa Grzegorz Puda. Bo z politycznej logiki niezbicie wynika, że będzie musiał go zastąpić człowiek, który ma mocną pozycję na polskiej scenie politycznej i będzie potrafił dogadać się ze zwykłymi rolnikami.

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a