Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Zboża w konwencji zamienili na ekologiczne owoce i warzywa

Data publikacji 04.12.2020r.

Co trzeba wziąć pod uwagę przed podjęciem decyzji o konwersji gospodarstwa na ekologię? Swoimi doświadczeniami z przestawianiem gospodarstwa na produkcję ekologiczną podzielili się z nami państwo Lisowie z Różańca Drugiego.

lubelskie
Katarzyna i Artur Lisowie z Różańca Drugiego (pow. biłgorajski) konwersję 19,5-hektarowego gospodarstwa rozpoczęli pięć lat temu. – Myślenie o zmianie profilu naszego gospodarstwa rozpoczęło się, gdy podjęłam pracę w firmie Tomasza Obszańskiego, pioniera ekologicznych rozwiązań na naszym terenie – mówi pani Katarzyna. Okolice Tarnogrodu są znane z tego, że z powodzeniem działają tu gospodarstwa ekologiczne. Nie bez przyczyny obszar ten jest zwany Doliną Ekologicznej Żywności.
– Praca w firmie wiązała się m.in. z wyjazdami do największych miast z ekologiczną żywnością na sprzedaż. Byłam pod wrażeniem, jak mieszkańcy Katowic reagują na naszą ofertę i jak duże pieniądze są skłonni zapłacić za zdrowe produkty żywnościowe. Klienci byli tymi warzywami wręcz zafascynowani – kontynuuje pani Katarzyna.

r e k l a m a


Były zboża, są owoce miękkie

Zanim pięć lat temu rozpoczął się proces konwersji, państwo Lisowie prowadzili gospodarstwo specjalizujące się głównie w uprawie zbóż. Pan Artur zarabiał także wyjeżdżając do pracy w winnicach w Niemczech. Przed laty, gdy gospodarstwo w Różańcu Drugim należało jeszcze do jego ojca, była tu prowadzona także produkcja zwierzęca.
Przed podjęciem ostatecznej decyzji nie brakowało obaw i wątpliwości. – Trzeba było wziąć pod uwagę, że ekologia oznacza ciężką, ręczną pracę na polu. Najpierw z chwastami, potem przy zbiorach – mówi pani Katarzyna. – Oczywiście zwalczamy też chwasty mechanicznie. Po to, żeby ograniczać najcięższą pracę ręczną i żeby nasiona nie zasilały glebowego banku nasion. Ale użycie maszyn nie oznacza, że można sobie pozwolić na odpuszczenie ręcznego pielenia, szczególnie w najwcześniejszych fazach wzrostu roślin – dodaje pan Artur.
W przypadku gospodarstwa w Różańcu, z uwagi na jego areał wiadomo było, że z pracą ręczną nie sposób będzie poradzić sobie we własnym zakresie. Dlatego obecnie w przebudowanej dawnej oborze znajdują się pomieszczenia dla pracowników sezonowych z Ukrainy. – Trzeba im zapewnić nocleg, wyżywienie i niezależnie czy jest koniunktura czy nie, zapłacić za pracę. Do tego dochodzą liczne formalności, które trzeba pozałatwiać w urzędach – mówi pani Katarzyna. W sezonie gospodarstwo zatrudnia ok. 25–30 osób.
Bardzo ważne jest położenie uprawianych gruntów. Jeśli jest ono niekorzystne, to trzeba się liczyć z tym, że substancje chemiczne z oprysków prowadzonych po sąsiedzku z wiatrem dostaną się na pole. A to oznacza wymierne straty finansowe. – Jeśli kontrolerzy stwierdzą obecność pozostałości, to tracimy dopłaty – mówi pani Katarzyna. – My nie narzekamy na lokalizację naszych pół, ale znajomy właśnie wycofuje się z decyzji o przejściu na ekologię właśnie z powodu tzw. nalotów – mówi pan Artur. – A wracając do kontroli. W konwencji też ich nie brakuje, ale odkąd prowadzimy gospodarstwo ekologiczne, drzwi się właściwie nie zamykają. Jedna kontrola wychodzi, druga wchodzi. Prowadzimy dla inspektorów całe biuro. Z jednej strony to dobrze, że pilnują, z drugiej przydałoby się im trochę elastyczności.
W przypadku radykalnej zmiany profilu produkcji niezbędna jest wymiana prawie całego parku maszynowego i to jest poważny problem. W Różańcu zboża zastąpiły w gospodarstwie truskawki i maliny uprawiane w tunelach (tam gdzie to możliwe, są nawadniane) oraz warzywa. – Na początku pożyczałem maszyny – opowiada pan Artur. Teraz już nie musi tego robić. – Skorzystaliśmy z wszystkich możliwości, jakie daje program modernizacji gospodarstw rolnych, żeby zainwestować w technikę i rozwinąć gospodarstwo – mówi pani Katarzyna. – Na wyposażeniu gospodarstwa jest już m.in. glebogryzarka do międzyrzędzi, opryskiwacz do truskawek, agregat uprawowy, ekopielnik wykorzystywany w warzywach i truskawkach, sadzarka – wyliczają małżonkowie.

r e k l a m a


Agrotechnika po nowemu

W przypadku produkcji ekologicznej trzeba być przygotowanym na radykalną zmianę w prowadzeniu agrotechniki. Z dnia na dzień odstawia się nawożenie mineralne oraz tradycyjne fungicydy, herbicydy i insektycydy. – Używamy gnojówek z pokrzywy i czosnku, które działają jak naturalny środek ochrony roślin i nawóz jednocześnie.
Kupujemy obornik od gospodarzy, którzy hodują zwierzęta – mówi pani Katarzyna. – Można go pozyskać tylko od hodowcy, który oświadczy na piśmie, że nie skarmia zwierząt paszami GMO i nie używa w hodowli antybiotyków.
W gospodarstwie dwa razy w roku badane są poziomy zasobności gleby i pH. – Chodzi o to, żeby nie działać po omacku i dostosować nawożenie pod stanowisko i roślinę – dodaje pan Artur. Na rynku jest wiele naturalnych nawozów, odżywek, preparatów wzmacniających. Niemało z nich stosowanych jest nie tylko w ekologii, ale także w konwencji, szczególnie w gospodarstwach stawiających na zrównoważoną produkcję rolną. – Nie połapalibyśmy się chyba w tym wszystkim, gdyby nie liczne szkolenia, przekopywanie Internetu i konsultacje ze znajomymi – mówi pani Katarzyna.
Utrzymanie w dobrej kondycji owoców i warzyw w przypadku ekologii wymaga licznych zabiegów. Np. produkty bakteryjne chroniące przed oddziaływaniem na rośliny patogenów chorobotwórczych zastępują fungicydy. – Teraz wjeżdżam z opryskiwaczem w truskawki częściej niż robiłem to w konwencji. Niektóre preparaty chronią liście tylko do deszczu, który je zmywa i zabieg trzeba powtarzać – podaje przykład pan Artur. – Z kolei część z oprysków należy wykonywać nocą lub w deszczu, tak aby naturalne preparaty przetrwały i odpowiednio zadziałały.
W przypadku insektycydów o konieczności ich użycia decyduje, jak w konwencji, presja szkodników. Ale ochrona zaczyna się już na etapie międzyplonu i doboru odmian. – Stosujemy jako poplon grykę, która ma działanie fitosanitarne i wybieramy do posadzenia rośliny odmian odpornych. Gdy jest taka konieczność, używamy insektycydów ekologicznych, np. na bazie czosnku. Dobrze sprawdzają się w przypadku mszycy, gorzej reagują gąsienice żerujące w kapuście – wyjaśnia pan Artur. Poważnym problemem są pędraki. – Jeśli występują w glebie na danym stanowisku, to nie sposób się ich definitywnie pozbyć metodami ekologicznymi – mówi pan Artur.

Zobacz także


Bardzo ciężki rok

Przez pierwsze cztery lata po przejściu na ekologię ciężka praca połączona ze zdobywaniem wiedzy i inwestycjami przynosiła doskonałe efekty. Piąty rok okazał się bardzo trudny. Epidemia koronawirusa generuje dodatkowe koszty. – Trzeba było wynająć autokar, który pojechał na granicę po pracowników sezonowych z Ukrainy. Musieli przejść dwutygodniową kwarantannę tutaj na miejscu i w tym czasie trzeba ich było utrzymywać – opowiada pan Artur.
Ale epidemia to także olbrzymie kłopoty ze zbytem kapusty, której spora część niestety została w polu. – Warzywa wprowadziliśmy w ub. roku – mówi pani Katarzyna. – Pierwszy sezon był bardzo dobry. W tym mamy potężny problem. Nie ma zbytu na kapustę. – Problem dotyczy całej Polski i nie tylko produkcji ekologicznej – dodaje pan Artur. – Restauracje, hotele, bary, to wszystko jest zamknięte i to już drugi raz w tym roku. Nie ma odbiorców – mówi pani Katarzyna.
Rok był bardzo trudny nie tylko z powodu kapusty. Dodatkowe koszty związane z pracownikami sezonowymi państwo Lisowie planowali pokryć z zysków ze zbiorów truskawek. Niestety, w tym roku pogoda bardzo źle wpłynęła na zbiory. – Ciągle padało, woda wręcz podchodziła na podwórko. Uprawiamy gleby zwięzłe, gliniaste, ciężko przyjmujące nadmiar wody. Ciągnik się topił, a ludzie zbierali truskawki w wodzie, prawie jak ryż – mówi pan Artur. – Nie trzeba było długo czekać, owoce zaczęły gnić. Jak by tego wszystkiego było mało, doszedł grad, który zbił 1,5 ha owoców. Musieliśmy patrzeć, jak owoce spływają do rzeki.
W tym roku także ceny bardzo rozczarowywały. – Złotówka różnicy między maliną konwencjonalną a ekologiczną? To bardzo mało – mówi pani Katarzyna. – Tym bardziej, że nie prowadzimy RHD, mamy za daleko do największych miast, jesteśmy więc skazani na pośredników.
Nasi rozmówcy należą do tych ludzi, dla których praca na roli, to nie tylko sposób na zarabianie pieniędzy. To pasja. I choć ten rok był dla nich bardzo trudny, nie poddają się. – Jesteśmy codziennie na polu, każdego dnia obserwujemy, jak rośliny się rozwijają, jak pięknie pachną, robimy im zdjęcia – mówi pani Katarzyna. Małżonkowie mimo tegorocznych trudności nie żałują decyzji o przejściu na ekologię. – W przyszłym roku oprócz malin i truskawek, będziemy uprawiać ogórki, rozważamy, mimo tegorocznych kłopotów kapustę i cukinię. W dłuższej perspektywie zastanawiamy się nad uruchomieniem agroturystyki.

Krzysztof Janisławski

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a