Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Słoma na stół, pluskwa do sąsiada

Data publikacji 09.12.2020r.

Jak spędzano święta w Krakowskiem? Jaką nazwę przybierało tam Boże Narodzenie i dlaczego gospodarz zapraszał na wieczerzę wilka? Nie ma chyba lepszego źródła wiedzy na ten temat niż wydana w 1898 roku publikacja Włodzimierza Tetmajera "Gody i Godnie Święta, czyli okres Świąt Bożego Narodzenia w Krakowskiem".



"Całość świąt od wilii do Ś-go Szczepana włącznie nosi nazwę »Godnie Święta«, »gody« (...) Obok Wielkiej Nocy są to najuroczystsze święta w roku (...) Wilija jest dniem roboczym. Rano po przebudzeniu się uważać należy, aby tego dnia do domu przyszedł pierwszy chłop (mężczyzna), a nie kobieta lub dziewczyna. Jeśli wejdzie chłop, to na cały rok zdrowie, jeśli baba, to »bez cały rok choroba w chałupie«" – czytamy na pierwszej stronie publikacji wydanej przez Komisję Antropologiczną Akademii Umiejętności w Krakowie. Jeszcze dziś mieszkańcy Małopolski przyznają się, że jeśli mają kogoś wysłać do sąsiada tego dnia, wysyłają mężów i synów.
O czym dowiadujemy się w kolejnych akapitach? O tym, że w Wigilię tuż po wstaniu Krakowiacy myli się w pieniądzach, to znaczy wrzucali do miednicy z wodą monety. Wszystko po to, "żeby się pieniądze człowieka trzymały".
W takim myciu nie ma nic zdrożnego. Ale trudno to powiedzieć o zwyczaju wigilijnego sprzątania. Jak pisze Tetmajer: "(...) jeśli w domu jest robactwo, pluskwy, karakony, tedy zamiótłszy śmieci, pod próg wynoszą drugiemu sąsiadowi, oczywiście ukradkiem, aby owady na cały rok tam przewędrowały".

r e k l a m a



Wieczerza z kopami

Wigilia była nie tylko dniem roboczym, ale i dobrym na zakupy. Jeździły na nie do miasta dziewczęta, a te, które zachowały jabłka z jesieni, kupowały sad, czyli drzewko. Krakowiacy, podobnie jak mieszkańcy innych regionów, czekali na pierwszą gwiazdę. Ale po jej ujrzeniu nie zasiadali, jak my dzisiaj, do wieczerzy, tylko wili z żytniej słomy kopę, krzyż i gwiazdę, czyli odpowiednio uformowane wiązki słomy. Taką kopę umieszczało się za obrazami i wtykano między stragarz, czyli główną belkę w stropie, a deski powały. Gwiazdę mocowano nad drzwiami, a krzyż – w stragarzu, w tzw. gwieździe ciesielskiej. To charakterystyczny znak, który cieśle pozostawiali na środku tej belki. Etnografowie uważają, że to stary, jeszcze słowiański znak symbolizujący Słońce.
Dziś na naszych stołach gości garść sianka. Krakowiacy zaścielali żytnią słomą cały stół i obwiązywali go, by słoma pozostała na całej jego powierzchni. W środku robiono tzw. gniazdo, w którym stawiano miskę ze strawą. Co więcej, słoma ścieliła się po całej izbie przez oba święta. Sprzątano ją dopiero na Świętego Szczepana.

r e k l a m a


Zawołaj wilka

Kiedy już podzielono się opłatkiem (przełamanym koniecznie tylko do trzeciego rożka), zanim rozpoczęto wieczerzę, gospodarz przywoływał wilka. Obracał się do okna i wołał trzy razy: "Wilcasku, wilcasku! siądź s nami dziś do uobiadu, ale jak nie przydies dziś, nie przychodź nigdy!".
– Zaproszenie wilka – czy też innych zwierząt – można rozumieć dwojako. Zapraszamy go, moim zdaniem, z szacunkiem połączonym z lękiem na wigilię, ale jednocześnie od razu zarzekamy się, że jeśli nie przyjdzie teraz, niech nie przychodzi przez cały rok. Tak, jakbyśmy wypowiadali zaklęcie chroniące nasze zbiory i trzody. Z drugiej strony, a może przede wszystkim, symboliczne zapraszanie zwierząt na wigilię to w istocie zapraszanie na nią zmarłych. Także pod postacią wróbli. Zapraszano duchy, które także w tym czasie pojawiały się na ziemi, przy czym w noc wigilijną były ludziom przyjaźniejsze – mówi Monika Dudek, etnografka mieszkająca w Tenczynku pod Krakowem.
Wieczerzę zaczynano od spożycia opłatka maczanego w grochu – koniecznie ugotowanym na rzadko. Potem spożywano gotowane suszone śliwki i gruszki, następnie kluski z makiem na miodzie i żur z grzybami. Żadnej z potraw nie można było zjeść do końca. Resztka musiała zostać dla "gadziny", czyli krów. Wieczerzę kończono piciem piwa lub miodu.
Wstawszy od stołu, gospodyni szła z resztkami jedzenia i opłatkiem z zasuszonymi listkami ruty do krów. Ale też uczestniczyła w innych ciekawych obrzędach. W Krakowskiem po wieczerzy bito się suchą gotowaną rzepą, "żeby oddać drugiemu wrzody".
Kiedy gospodyni karmiła bydło, gospodarz szedł z siekierą do sadu, obwiązywał powrósłem pnie drzew owocowych i podcinał lekko pień siekierą albo też obijał go, krzycząc: "Cy bedzies rodziło, cy nie bedzies, bo cie zetnę!".

Zobacz także

Światowe wnętrza

Wnętrze małopolskiej świątecznej izby zdobił sad, czyli zielone gałęzie wieszane przed wigilią tuż pod symbolem gwiazdy na stragarzu. Po wigilii dziewczęta stroiły go jabłkami i orzechami, a czasem piernikami. Sad obrywany był przez przybyłych do domu kolędników w obrzędzie, w którym dziewczęta broniły sadu albo musiały się "wypłacić", czyli dać parę groszy.
Od niepamiętnych czasów nieodłączną dekoracją małopolskich domostw są tzw. światy, czyli ozdobne kuliste ozdoby z opłatków.
– Świat miał przypominać kule ziemskie widziane na obrazach czy rzeźbach w kościołach. Zrobiony był z poświęconego opłatka i symbolizował dostatek, szczęście. Często doczepiano też do niego zrobioną z opłatka kołyskę Jezuska. Jeśli do wiosny zjadły go muchy, wróżyło to niedobry rok.
– Mam wrażenie, że w tym roku te światy są wyjątkowo symboliczne. Są przecież kruche, bo z opłatka. I nasz świat też w tym roku okazał się bardzo kruchy. Zrobione przez nas własnoręcznie i powieszone na podłaźniczce czy choince światy mogą nas podczas tegorocznych świąt skłaniać do takich właśnie refleksji nad życiem i rzeczywistością. Warto poświęcić temu czas – zachęca Monika Dudek.

Karolina Kasperek

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a