
Czy nasze dzisiejsze stoły wigilijne, świąteczne, przypominają stoły naszych odległych przodków? Tych sprzed dwustu, trzystu, a nawet ponad tysiąca lat?
– Zacznijmy od tego, że o menu wigilijnym czy bożonarodzeniowym możemy mówić od jakichś dziewięciuset lat. Wcześniej na polskiej wsi chrześcijańskie rytuały przenikały się ciągle z pogańskimi i czas od chrześcijańskiej Wigilii do Trzech Króli w kulturach pogańskich nazywany był Godami. Świętowano wtedy "rodzenie się Słońca", czyli przybywanie dnia. Jedzono głównie produkty zbożowe i rośliny strączkowe – soczewicę, groch. Ta kuchnia właściwie niewiele się zmieniała przez lata. Przez pierwsze stulecia chrześcijaństwa świąteczna kuchnia na wsi nie różniła się od dworskiej, królewskiej. Ta druga miała przewagę ilościową.
r e k l a m a
Strączkowe, dlatego że po prostu były łatwo dostępne czy z innych powodów?
– Rośliny strączkowe były silnie obecne – co potwierdzają badania archeologiczne i etnograficzne – w obrzędach związanych z kultem przodków. Co to ma do rzeczy? To, że Gody były jednocześnie czasem, w którym sprawowano kult zmarłych. W dzisiejszej tradycji obecne jest to w postaci dodatkowego nakrycia dla "nieoczekiwanego gościa". Tak naprawdę przeznaczone ono było dla zmarłego przodka. Słowianie nie czekali, jak później chrześcijanie, na spotkanie z nimi w wieczności, tylko zapraszali ich wcześniej. A strączkowe jedzono, bo były produktem łatwym do przechowywania i dostępnym. Pozostałością tej tradycji jest dziś chociażby wigilijna kapusta z grochem.A ryba? Czy Słowianie jadali ją podczas Godów?
– Ryba jako postne danie to oczywiście zwyczaj chrześcijański. Pojawił się późno, na początku na pańskich stołach. Skądinąd zabawne, że nie traktuje się jej jak mięso. Swego czasu ponoć nawet ogon z bobra był tak wykorzystywany, jako że bóbr pływał w wodzie, a jego ogon wyglądał jak pokryty łuską. A mówiąc poważnie, wieczerza wigilijna pierwotnie mogła nie być postna. Słowianie chyba też nie pościli w tym czasie. Podejrzewamy, że nie praktykowali postu z wyboru. Mieli go na co dzień. Natomiast z odnajdywanych przeróżnych form narzędzi łowieckich wnioskujemy, że ryby były istotnym elementem pożywienia. Gody też pewnie uświetniali rybą.r e k l a m a
Czym jeszcze nie zdziwiliby się, gdyby zasiedli z nami przy współczesnym stole wigilijnym?
– Z pewnością kompotem z suszu. Suszenie było jedną ze znanych im metod konserwacji produktów. Zimą źródłem cukrów i witamin były właśnie ususzone owoce. Wywary z nich pito zimą niemal na pewno. Nie wiemy, czy, podobnie jak my dzisiaj, tylko zalewali wrzątkiem, czy jedynie zagotowywali, czy też warzyli dłużej.Co z grzybami? Tym chyba byśmy przodków nie zaskoczyli?
– Nie. Dary lasu były na porządku dziennym, zwłaszcza podczas rytuałów związanych z kultem przodków, a więc i Godów. Las był postrzegany jako coś tajemniczego, jako przestrzeń sacrum kojarzona z zaświatami. Grzyby, orzechy – jako produkty tej przestrzeni – miały mieć moc wspierania w kontaktach z duchami przodków. Być może chodziło też o to, że pewne rodzaje grzybów mogły wprawiać w stan odurzenia, w którym – wierzono – łatwiej o te kontakty. Niektórzy naukowcy podejrzewają, że obecność maku w menu podczas Godów także służyła wspieraniu takich stanów. Nasze makiełki, łazanki i makowce to stara tradycja i z konkretnym rytualnym znaczeniem.Zobacz także

Ale grzyby w kapuście to już chyba młodszy "wynalazek"?
– Wręcz przeciwnie! Dla Słowian podstawowym smakiem był smak "kisły". Słowiańszczyzna to kiszonki. Kiszono wszystkie warzywa, które wpadły w rękę. Wkładano do beczki i podstawiano w miejsce, gdzie leciała deszczówka. Kiszono też to, co pochodziło ze zbieractwa. I tu pojawia się słynna polska zupa zwana barszczem. Jej nazwa pochodzi od kwaśnej polewki z rośliny o nazwie barszcz zwyczajny. Ale ze świeżego barszczu nie ugotujemy dobrej zupy. Ten barszcz był kiszony, żeby zupa miała smak. Od tej polewki kwaśne zupy dzisiaj zwie się barszczami. Nasz barszcz wigilijny ma inne składniki, ale jest potomkiem tamtego barszczu. Jedzono też żur, czyli kwaśną zupę na kiszonej mące żytniej. O słowiańszczyźnie zresztą mówi się, że to kultura kwasu mlekowego.Czyli kapustę z grzybami mogli jeść tak jak my. A kiedy już na naszych stołach pojawiła się kiszona kapusta, to czy była jedną z dwunastu potraw?
– Od lat próbujemy ten temat rozgryźć, ale u żadnego ze słynnych badaczy nie wyczytałem niczego, co dawałoby jasność. Wspominają o liczbie potraw, ale raz mówi się o dwunastu, o parzystej liczbie, innym razem o nieparzystej. Im więcej, tym lepiej – to na pewno, bo to świadczyło o bogactwie i zapewniało dostatek na zasadzie dobrej wróżby. Generalnie dbano raczej o nieparzystą liczbę potraw, ale raz to było siedem, raz dziewięć, a raz jedenaście. Trudno powiedzieć kiedy pojawiła się liczba dwanaście, ale wiąże się ją z symboliką chrześcijańską, najpewniej z dwunastoma apostołami.