Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Początek przygody z herefordami

Data publikacji 30.01.2020r.

Załamanie się koniunktury na rynku trzody chlewnej skłoniło rodzinę Łęczyckich do rezygnacji z tej gałęzi produkcji na rzecz działalności gospodarczej. Po pewnym czasie, chcąc wykorzystać posiadaną ziemię, gospodarze zdecydowali się na produkcję czystorasowego bydła mięsnego. Wybór padł na herefordy, których stado, łącznie z młodzieżą, liczy obecnie blisko 60 sztuk.

– Jeszcze w 2004 roku produkowaliśmy w rzucie do 300 tuczników. Produkcja prowadzona była częściowo w cyklu zamkniętym, częściowo w otwartym. Posiadaliśmy własne maciory, ale część warchlaków do tuczu pochodziła z zakupu. Później ojciec rozpoczął prowadzenie działalności gospodarczej. Zajmowaliśmy się odbiorem folii od rolników. Koniunktura na rynku folii zaczęła się psuć, pole nie było wykorzystane, więc pomyśleliśmy, że spróbujemy zająć się hodowlą bydła mięsnego. Wydawało nam się, że na obsługę stada nie będziemy potrzebowali zbyt dużo czasu. Życie zweryfikowało jednak nasze przypuszczenia – mówi Karol Łęczycki.

r e k l a m a

Dwie główne cechy herefordów zdecydowały o wyborze właśnie tej rasy.

– Herefordy mają stosunkowo łatwe wycielenia i nie są wymagające pod względem żywienia. Po drugie, są zdecydowanie spokojniejsze niż np. krowy limousine. W kwestii wycieleń, praktyka okazała się jednak nieco inna niż założenia. Owszem krowy cielą się bez problemów, niemniej czasami potrzebna jest interwencja człowieka wyjaśnia – hodowca.

r e k l a m a


Trzy lata temu państwo Łęczyccy zakupili 22 jałówki rasy hereford oraz buhaja, który non stop przebywa z krowami, dzięki czemu wycielenia są przez cały rok, przy czym największe ich nasilenie przypada na koniec czerwca oraz przełom sierpnia i września.

– Z moich obserwacji wynika, że w najlepszej kondycji są cielęta urodzone od grudnia do lutego. Niebawem wymienimy buhaja na nowego i wówczas zastosujemy regulowany czas przebywania rozpłodnika z krowami i jałówkami, tak by wycielenia skoncentrowane były w krótszym okresie i najlepiej jeśli będą wypadały w porze zimowej – mówi Karol Łęczycki.

Zobacz także

Hodowca zdecydował się głównie na ekstensywny system żywienia zwierząt.

– Dziś najważniejsza jest ekonomia i całkowity koszt wyprodukowania kilograma żywca. Lepiej prowadzić tucz nieco dłużej, ale taniej. Najtańszą paszą dla bydła jest zielonka z wypasu, dlatego chcemy rozszerzyć jeszcze wypas o opasane buhaje, które obecnie tuczone są w budynku. Pastwisko to tania, ale także bardzo dobra metoda żywienia. Mieliśmy jednego słabego buhajka, który był najgorszy z całej grupy i postanowiliśmy wypuszczać go na pastwisko. W krótkim czasie dogonił pozostałe. Utwierdziło nas to w przekonaniu, że pastwisko jest lepszym rozwiązaniem przy opasie buhajków niż utrzymywanie ich w budynku. Dawkę uzupełnimy tylko odpowiednią mieszanką treściwą – mówi Karol Łęczycki.


Mamki – oprócz zielonki z pastwiska – otrzymują siano, sianokiszonkę, słomę i wysłodki buraczane. Po zakończonym okresie pastwiskowym otrzymują dziennie do 1 kg mieszanki treściwej na sztukę. Opasy żywione są podobnie jak mamki tylko otrzymują więcej śruty zbożowej oraz wysłodków buraczanych.

Obecnie wszystkie zwierzęta utrzymywane są w wiacie.

Jest to budynek prowizoryczny, ale pozwala na zapewnienie zwierzętom odpowiednich warunków utrzymania. W przyszłości chcemy jednak wybudować coś bardziej trwałego. Myślałem o hali łukowej na podmurówce z odpowiednią wentylacją. Chciałbym, aby w nowej oborze usprawnić zadawanie pasz, dlatego planuję zakup wozu paszowego – mówi hodowca.

Józef Nuckowski

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a