Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Fiona i Dora – zespół ratunkowy

Data publikacji 04.02.2020r.

Do czego może przydać się pies? Nasza niedawna wizyta w Brzozie pod Bydgoszczą dowiodła, że jest nie tylko świetnym kompanem podczas spacerów, ale też pomaga m.in. w terapii mowy, leczeniu depresji czy rehabilitacji po ciężkim wypadku.

Do domu Agnieszki Maćkiewicz w podbydgoskiej Brzozie prowadzi biała furtka. Na niej tabliczka ostrzegawcza z napisem: „Uwaga! Pies, który kocha!”. W domu już czeka jej koleżanka, Hanna Wojciechowska. Hannie błyszczy na czarnym swetrze srebrny wisiorek w kształcie dużej psiej głowy. Spotkałyśmy się, by porozmawiać o tym, jak pies może zmieniać trudne ludzkie życie. A potem poprzyglądać się, jak z psami pracują w świetlicy wiejskiej w Brzozie dzieci z miejscowego przedszkola.

Przedszkolaki z Brzozy z radością wykonywały ćwiczenia, do których motywowały ich Fiona i Dora

W budzie wychowane
Hanna i Agnieszka są terapeutkami pracującymi z psami. Są też członkiniami Polskiego Towarzystwa Kynoterapeutycznego. To dzięki jego staraniom w 2010 roku wpisano do ministerialnego rejestru zawodów i specjalności zawód kynoterapeuty. One, zanim uzyskały taki tytuł, przeszły spory kawałek edukacji. Agnieszka z wykształcenia jest historykiem, potem skończyła pedagogikę specjalną. Ma na koncie dyplom z logopedii i studiuje integrację sensoryczną. Hanna jest pedagogiem opiekuńczym, psychopedagogiem, specjalistą od resocjalizacji, ale też zoopsychologiem i treserem. Obie pracują z dziećmi i dorosłymi po wypadkach, trudnych porodach, z dziećmi z różnymi wyzwaniami rozwojowymi i obarczonymi różnymi deficytami. Obie nie wyobrażają sobie tej pracy bez psa.

– Kiedy byłam dzieckiem, rodzice przygarnęli spaniela. Psy zawsze były obecne w domu, niemal jadłam z psami z jednej miski. A dziadek mówił nawet, że moją mamę zawsze można było znaleźć w budzie z psami – opowiada Agnieszka, która dziś mieszka z Maksem – staruszkiem goldenem, i trzema spanielami cavalierami – czeredą psów terapeutycznych.

– A mnie raczej zniechęcano do psów. Ale suczka woźnego w mojej szkole regularnie miała młode. Zawsze któregoś ratowałam, trochę podchowałam, wyszkoliłam, a potem psy znajdowały inne domy. W końcu tata nie wytrzymał i przyniósł psa ze schroniska. A potem przywiozłam z wystawy psów cocker spaniela – opowiada Hanna i dodaje, że dużą frajdę sprawiało jej szkolenie psów.

Fot. Karolina Kasperek (x2)
Hanna Wojciechowska (po prawej) i Agnieszka Maćkiewicz z cavalierami Agnieszki

W śpiączce, depresji, samotności
Czy o sztuczki jednak chodzi w kynoterapii, czyli leczeniu z udziałem psa? Są tam obecne, ale chodzi o dużo więcej.

– Na początek najważniejsze: pies nie jest terapeutą. Pies może być motywatorem do działania w rękach świadomego kynoterapeuty. I mówimy w ogóle o oddziaływaniu na człowieka ukierunkowanym i nieukierunkowanym. Ludzie, którzy mają psy, lepiej znoszą samotność. Wychodzą na ulicę i od razu mają kilku innych właścicieli chętnych do rozmowy. Osoby, które mają problem z układem krążenia, oddechowym czy otyłością, wraz ze spacerem z psem zyskują ruch. To właśnie oddziaływanie nieukierunkowane – wyjaśnia Hanna.

Ale po chwili zaczyna wyliczać naukowe dowody na zbawienność kontaktu z psem. Już wiadomo, że u nadciśnieniowców mamy do czynienia z obniżeniem ciśnienia, a u pacjentów z niskim – wyrównanie go do średniego poziomu. Dobroczynny wpływ pies ma również na polepszenie saturacji, czyli wysycenie krwi tlenem. Kontakt z psem sprzyja też regulacji tętna.

– Jest więcej niezwykłych oddziaływań, które udowodniono, a które obserwuję w pracy. Dzieci z opóźnionym rozwojem mowy, a nawet te z mutyzmem, czyli niekomunikujące się prawidłowo z otoczeniem, zaczynają przełamywać tę barierę. Miałam dziecko z autyzmem, które podczas zajęć po raz pierwszy nawiązało kontakt wzrokowy. Oczy, w które spojrzało, należały do psa – wspomina Agnieszka.

Hanna też pamięta dziecko z mutyzmem. Nie odzywało się do nikogo.

Mówiliśmy do psa, żeby „powiedział dziewczynce coś” albo „zapytał o coś”. A potem dziewczynka „mówiła psu na ucho”. W taki sposób dowiedzieliśmy się o przemocy seksualnej, której była ofiarą – wspomina. Na turnusie rehabilitacyjnym miała chłopca, o którym rehabilitanci twierdzili, że nie chwyta piłki. Hanna zabrała ich na swoją salę. Nie mogli wyjść z podziwu. Podobnie jak ci opiekujący się pewną pacjentką w śpiączce.

To było w bydgoskim prywatnym ośrodku. Kobieta miała wysokie ciśnienie i wysokie tętno. Kiedy przychodziliśmy z psem, udawało się bez spadku saturacji wyrównać oba parametry. Pamiętam też dziewczynkę po wypadku komunikacyjnym – leżała, nie reagowała, miała potężną spastyczność, czyli sztywność mięśni. Robiłam jej „miodowe paluszki” – to jedna z metod polegająca na smarowaniu miodem palców, który zlizuje pies. W ciągu sekund dziewczynce rozkurczały się dłonie. Ale najbardziej chyba wzruszył mnie chłopiec z autyzmem. Któregoś dnia objął psa i powiedział: „Kocham cię”. Matka, we łzach, ale szczęśliwa, powiedziała: „Przez całe życie nie usłyszałam tego od dziecka” – opowiada niewiarygodne, a jednak będące na porządku dziennym podczas pracy z psami sprawy, Hanna. I dodaje, że to zawsze jest efekt pracy całego zespołu specjalistów. Ale pies jest jego szczególnym członkiem.

Udało się go nakarmić!
Jak bardzo zwyczajne są te „cudotwórcze” moce psów, przekonujemy się, kiedy ruszają wieczorne zajęcia w Brzozie. Dzieci przebierają nogami z radości, kiedy cavaliery Agnieszki popisują się sztuczkami. Ale prawdziwą psią terapeutyczną moc widać w ćwiczeniach. Kiedy nagle zawsze nieśmiały chłopiec robi mostek i pozwala psu wskoczyć na plecy. Kiedy dziewczynka z mózgowym porażeniem dziecięcym skupiona na niesieniu miseczki z karmą idzie bezbłędnymi tip-topami. Kiedy chłopak z zespołem Aspergera przełamuje się i uczestniczy w ćwiczeniu z rówieśnikami, z którymi na co dzień raczej nie nawiązuje kontaktu. Wszystko to pozostawia w osłupieniu rodziców, którzy przyprowadzili swoje pociechy na zajęcia po raz pierwszy. Po godzinie zajęć, które Agnieszka prowadzi charytatywnie, już pytają, czy nie zdecydowałaby się na cykliczne spotkania z psami w przedszkolu.

– Psy są fajne. Można się z nimi zaprzyjaźnić. I pobawić! – krzyczą dzieciaki, kiedy ustawiają się do zdjęcia. A Hanna przypomina sobie jeszcze jedną sytuację:

– Byłam kiedyś z moimi psami w domu pomocy społecznej. Leżała tam pani w bardzo podeszłym wieku, nie ruszała się właściwie. Pies wskoczył i wtulił się w nią jak dziecko. Zaczęła płakać, a ja chciałam wołać lekarzy, pielęgniarki. Ona na to: „Nie trzeba. Po prostu nikt od dawna się do mnie nie przytulał”.


Kasperek Karolina

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a