– Produkcję trzody chlewnej prowadzimy w oparciu o system otwarty. Warchlaki są kupowane w Danii w wadze około 30 kg. Zanim zainwestowaliśmy w mobilny mieszalnik, korzystaliśmy ze stacjonarnego. Był to ssąco-tłoczący śrutownik bijakowy. Jego możliwości były ograniczone. Dlatego pasza w połowie była przygotowywana w gospodarstwie, a w połowie kupowana od specjalistycznej firmy paszowej – wymienia Wojciech Wydorski z Biskupca w powiecie nowo-miejskim.
W jego nowoczesnych budynkach inwentarskich zwierzęta utrzymywane są na rusztach. W nowych chlewniach została zastosowana całkowita automatyzacja w postaci między innymi paszociągów, wentylacji oraz alarmu. W 2016 roku gospodarze przestali kupować paszę od zewnętrznej firmy. Dzięki zakupowi mobilnego mieszalnika zyskali możliwość samodzielnej jej produkcji ze zbóż kupowanych na rynku oraz uprawianych na własnych gruntach. Pasza jest przygotowywana z: pszenicy, jęczmienia, pszenżyta, żyta, śruty sojowej oraz rzepakowej. Dodawane są mieszanki mineralno-witaminowe oraz olej i kreda.
– Kilka lat temu takich urządzeń w naszym kraju było stosunkowo niewiele. Próżno było też szukać w Polsce oficjalnych importerów maszyn produkowanych w innych państwach Unii Europejskiej. Zacząłem szukać na własną rękę. Skoro firmy usługowe miały na swoim wyposażeniu mieszalniki mobilne instalowane na podwoziach samochodów ciężarowych, chciałem sprawdzić, ile kosztowałoby sprowadzenie takiego pojazdu na własną rękę z Niemiec. Podczas poszukiwań natrafiłem na stronę firmy Westholt. Specjalizuje się ona w produkcji mieszalników podłączanych do rolniczych ciągników. Parametry jednego z prezentowanych modeli mieszalnika spełniały wszystkie kryteria i potrzeby mojego gospodarstwa – wspomina Wydorski.
Wydajny układ
Rolnik otrzymał ofertę i miał możliwość sprowadzenia z Niemiec maszyny. Inwestycję jednak odłożył o rok. Po tym czasie okazało się, że nie ma potrzeby kupowania mieszalnika bezpośrednio w Niemczech. Rosnące zainteresowanie polskich producentów zwierząt spowodowało, że niemiecka firma postanowiła nawiązać współpracę z polskim partnerem, który ją reprezentuje na terenie naszego kraju.
Od firmy Agripak ze Starego Drzewicza udało mi się w 2016 roku kupić dokładnie taki model, jaki pierwotnie zamówiłem u producenta. To była chyba druga taka maszyna w kraju i pierwsza, która trafiła do gospodarstwa indywidualnego. Z moich informacji wynika, że pierwszy model trafił do firmy usługowej – wspomina rolnik.
Wizytówka gospodarstwa
Wojciech Wydorski w Biskupcu prowadzi gospodarstwo nastawione na produkcję trzody chlewnej w cyklu otwartym, kupując warchlaki o masie ciała 30 kg i sprzedając tuczniki, gdy osiągną 130 kg. Produkcja roślinna dostosowana jest do potrzeb żywienia zwierząt. Na kilkudziesięciu hektarach uprawiane są zboża. Do zeszłego roku w strukturze zasiewów znajdował się także rzepak, jednak w tym roku zostanie zastąpiony kukurydzą. Na potrzeby żywienia trzody chlewnej producent kupuje dodatkowo zboża na rynku. Mobilny mieszalnik Agripak GMA 5000 usługowo obsługuje kilka tysięcy tuczników i kilkaset sztuk bydła w innych gospodarstwach.
Westholt GMA 5000 to największy mobilny mieszalnik niemieckiego producenta ze zbiornikiem o pojemności 5 ton i hydraulicznym silnikiem napędowym opartym na czterech czujnikach wagowych podłączonych do komputera sterującego. W naszym kraju urządzenie dostępne jest pod marką Agripak GMA 5000 Maszyna pobiera poszczególne składniki, waży je, śrutuje ziarno i rozładowuje wymieszaną paszę do silosów. Główne elementy robocze to: śrutownik bijakowy, zbiornik paszy z pionowym mieszadłem, kompresor do zasysania składników i wydmuchu gotowej paszy, cyklon z samoczyszczącymi filtrami, elektroniczny system ważenia, zasobniki do podawania olejów i dodatków witaminowo- mineralnych oraz podwozie z pneumatycznymi hamulcami.
– Paszę przygotowujemy dwa dni w tygodniu. Wydajność śrutownika to 6–7 t/h. Śrutownik jest uniwersalny – nie ma znaczenia, skąd czerpie zboże. Może to być zarówno magazyn płaski, jak i silos. Zboże jest pobierane przez system ssąco- -tłoczący. Wydajność układu pneumatycznego to aż 40 m3/min. Zasilanie pochodzi wyłącznie z WOM ciągnika. W moim gospodarstwie pracuję z traktorem o mocy silnika 180 KM. Prędkość obrotu wałka to 1000/min. Olej jest dozowany z oddzielnego zbiornika ze stali kwasoodpornej. Za sterowanie odpowiada pokładowy komputer. Można na nim zaprogramować, jakie ma pobierać składniki i dla jakiej grupy żywieniowej. Może zapamiętać blisko 100 takich ustawień. To bardzo ułatwia pracę, bo w szybki sposób można przystąpić do wykonywania paszy dla każdej grupy zwierząt – opowiada Wojciech Wydorski.
Ciągnik, który zarabia
W gospodarstwie produkcja tuczników jest prowadzona w ramach systemu „całe pomieszczenie pełne – całe pomieszczenie puste”. Po sprzedaży tuczników budynki są dezynfekowane i zasiedlane na nowo. Gospodarstwo prowadzi monitoring wyników produkcyjnych. W przypadku tuczników odstawianych w grudniu średni dzienny przyrost masy ciała wyniósł 1,09 kg przy zużyciu paszy wynoszącym 2,45 kg. Długość tuczu to 95 dni, średnia waga żywa 130 kg, a mięsność 59,8%.
– Zakup mieszalnika mobilnego nie wpłynął na jakość paszy. Jest podobna jak w przypadku przygotowywania jej w tradycyjnym śrutowniku. Własna maszyna przyniosła szereg innych korzyści. Przede wszystkim nie jestem zmuszony do stałego płacenia za usługę. Przy jej realizacji byłem zobligowany do poświęcenia konkretnego dnia zgodnie z harmonogramem firmy. Był wyznaczony termin i do niego trzeba było dostosować wszystkie czynności wykonywane w gospodarstwie. Mając własną maszynę, wykonuję paszę w wolnych chwilach, kiedy nie koliduje to ze żniwami, innymi pracami polowymi oraz warunkami atmosferycznymi. Mogę to też robić w każdej sytuacji – niezależnie, czy potrzebuję tonę czy też 50 ton paszy – wymienia Wydorski.
Mobilny mieszalnik może być również wykorzystywany do świadczenia usług w innych gospodarstwach. Korzystają z niego rolnicy z kilku sąsiednich miejscowości specjalizujący się zarówno w produkcji trzody, jak i hodowli bydła mlecznego oraz opasowego.
– W gospodarstwie takim, jak moje przygotowanie paszy zajmuje najwięcej czasu. Przez trzy lata użytkowania maszyna już się spłaciła. Przyniosła także dodatkowe oszczędności. Ciągnik, który nie pracuje, nie amortyzuje się i nie spłaca. Nasz jest wykorzystywany do pracy ze śrutownikiem systematycznie. Zarabia więc na siebie – przekonuje Wojciech Wydorski.